Wielka Emigracja osiadła w Paryżu (czy generalnie we Francji) po powstaniach narodowych. Uciekali przed prześladowaniami zaborców, przed więzieniami, łagrami. To były lata trzydzieste XIX wieku i późniejsze. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku kolejna potężna fala emigracji ruszyła do Ameryki. Okazała się emigracją wielką co do ilości, a czy “Wielką” jak tamta? Chyba jeszcze sami nie wiemy.
Teraz ta ogromna fala osób, które opuściły wtedy Polskę, starzeje się, osiąga wiek emerytalny. Wielu wraca do Kraju i wielu też mówi, że to jak ponowna emigracja. Tyle się zmieniło, tylu się zmieniło. Emigrant już nie jest tym Józkiem, czy Marleną, jakimi byli w stanie wojennym, a i Polska i Polacy w Polsce też inni.
Trudno policzyć, ilu z nas zostaje tu, na dobre i złe, do końca życia, a ilu wróci.
Dzieci wyrosły i często mieszkają gdzieś daleko, w innym stanie, może nawet w innym kraju. Rodziny porozbijane, rozłączone, pogubione. Starsze osoby często więc zostają tu same, bo i do Polski nie mają po co i do kogo wracać.
I choć tyle tu mamy organizacji, związków, klubów - mam wrażenie, że brakuje specjalnej oferty właśnie dla seniorów.
W latach siedemdziesiątych XX wieku w Polsce zaczęły powstawać Uniwersytety Trzeciego Wieku. Ideę ich tworzenia wprowadzała w życie profesor Halina Szwarc. Była profesorem Akademii Wychowania Fizycznego, endokrynologiem, gerontologiem, specjalistą medycyny sportu. Założenia uniwersytetów dla seniorów koncentrowały się wokół “aktywizacji intelektualnej i fizycznej, profilaktyki gerontologicznej i zaangażowania do systemu kształcenia ustawicznego” (Agata Boruczkowska w artykule “Działalność uniwersytetów trzeciego wieku w systemie zdalnym” na stronie Unii Europejskiej).
Mówiąc wprost - niektórzy z nas marzą o emeryturze na własnej kanapie, przed własnym telewizorem i “dajcie mi wreszcie spokój”. Inni chcieliby jednak zająć się czymś ciekawym, na przykład czymś, na co nigdy nie mieli czasu. A są nawet tacy, którzy wreszcie chcieliby zrozumieć, o co chodzi z tą fizyką kwantową, o której tyle mówią specjaliści od… naprawiania duszy człowieka i pozytywnego myślenia!
W Polsce jest tych uniwersytetów około 600. Działają w ramach organizacji pozarządowych, albo wewnątrz wyższych uczelni, inne zaś w placówkach kulturalnych, jak na przykład miejskie domy kultury. Cuda się tam dzieją i pomysłom nie ma końca. Wycieczki, wspólne wyprawy na przykład do teatru, zwiedzanie okolicy, różnego rodzaju prace ręczne, hobby, twórczość artystyczna, spotkania ze specjalistami, lekarzami i mnóstwo wykładów, całe kursy, jak na uniwersytet przystało! Od starożytnego Egiptu, po matematykę, literaturę, co kto chce! I co kogo interesuje. Wielu studentów podkreśla, że cieszy ich już sama możliwość wyjścia z domu, spotkania się z innymi, w dodatku uniwersytet stwarza możliwość uczestniczenia w czymś interesującym.
Całe życie trzeba było pracować, zajmować się “ważnymi” sprawami, a teraz wreszcie jest czas na głupstwa, czyli własne zainteresowania! Oczywiście, że taka aktywność sprzyja zdrowiu, oddala od starszych osób perspektywę popadnięcia w depresję, daje im wreszcie dużo frajdy i zadowolenia.
Dlaczego nie mamy czegoś takiego w Chicago? Mamy tu świetne uniwersytety, nawet mamy na nich naukowców mówiących po polsku. Mamy znakomitych specjalistów, choćby lekarzy, fizykoterapeutów, mamy adwokatów, inżynierów, świetne kosmetyczki, fryzjerki, krawcowe. Można urządzić zajęcia dosłownie ze wszystkich możliwych dziedzin. Jednocześnie zawsze i ciągle dbając o to, by seniorzy jak najwięcej wiedzieli o wszystkich przepisach i programach dotyczących ich codziennego życia.
Nie zapominając o patriotycznych obowiązkach organizowania tu różnych obchodów i akademii - zróbmy coś dla siebie! Dla własnej przyjemności, dla własnego rozwoju intelektualnego i emocjonalnego.
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.