----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

02 listopada 2018

Udostępnij znajomym:

***

„Ged, trochę starszy od niego o 30 lat Harry Potter, odkrywa, że ciemne moce są tylko aspektem tego samego – to on rzuca cień. Nie ma rozłączności dobra i zła. Rozpoznanie prawdziwej natury świata, jego dwoistości, to jedyna droga do ładu” (Ursula Le Guin)

***

Zły (El salvaje) Guillermo Arriagi balansuje na linie rozpostartej pomiędzy „tu i teraz” bohaterów powieści, mieszkańców Mexico City oraz „tam i kiedyś” tych, którzy owo „tu i teraz” mitologizują. To przedziwne, niepokojące i drażniące napięcie stanowi niezwykłą wartość tekstu Arriagi. Dlaczego? Buduje bowiem atmosferę poruszającego uczestnictwa w zdarzeniach świata przedstawionego. Często owo uczestnictwo staje się tak dynamiczne, że trzeba przerwać czytanie, by zaczerpnąć powietrza w głębokim, relaksacyjnym oddechu. Autor filmowo konstruuje przebieg wydarzeń wrzucając nas w koncept montażu równoległego – już mamy się dowiedzieć, co się stanie, a tu nagle przeskok w inną serię wydarzeń. Ta filmowość czy raczej „serialowość” Złego trzyma nas nieustannie w bardzo dynamicznie opadającym i rosnącym napięciu.

Uczestniczymy bowiem naprzemiennie w czymś, co z jednej strony jest oczywiste, realne i co poddaje się logicznej zasadzie przyczyny i skutku (codzienność bohaterów mieszkających w Mexico City), a jednocześnie zostajemy wciągnięci w mityczny, poetycki czy baśniowy świat rzeczy i spraw odległych od możliwości empirycznej weryfikacji (zmarły dziadek mitycznego trapera, który towarzyszy mu w najważniejszym polowaniu jego życia). Ta nieustanna karuzela emocji, falowanie i spadanie, wyrzuca nas w rejony odmiennych stanów świadomości. Wracamy tym samym do mocno już przeinterpretowanego konceptu realizmu magicznego, który w Złym nabiera nowego wymiaru. Gdzie jest ta nowość? Wydaje się, że mieści się ona właśnie gdzieś „pomiędzy”, w jakimś punkcie owej liny rozpiętej między tu i tam. Życie bohaterów, mimo że nie są cyrkowcami (jakkolwiek motyw cyrku, a szczególnie tresury zwierząt cyrkowych jest jednym z istotniejszych w całości konceptu powieściowego), to przecież starają się utrzymać równowagę w owym symbolicznym balansowaniu na linie życia.

Można by oczywiście za Ursulą Le Guin wziąć w nawias to wygodne, aczkolwiek ułudne rozróżnienie na rzeczywiste i magiczne, bo powieść w swej istocie jest prawdziwa tylko w przestrzeni, którą wyznaczają jej okładki, ale przecież nie będziemy o to kruszyć kopii: „My twórcy fikcji, zmyślamy rzeczy. Niektóre są w oczywisty sposób niemożliwe, inne realistyczne, ale żadne nie są realne – wszystko wynalezione, wyobrażone – i nazywamy to fikcją, bo nie jest faktem. […] Niełatwo natrafić na fakty. Uczciwi naukowcy i dziennikarze, między innymi spędzają dużo czasu, by się co do nich upewnić. Test faktu polega na tym, że on nie ma żadnej alternatywy. Słońce wstaje na wschodzie – to fakt. Udawać, że słońce może wstać na zachodzie – to fikcja. Twierdzenie, że tam właśnie wstaje – to kłamstwo”.

Ta cudownie klarowna i jasna jak słonce definicja pozwala nam jeszcze na jeden ruch na interpretacyjnej szachownicy zdominowanej przez magiczny realizm. Nie tylko ontologia świata powieści jest jednoznacznie dwuznaczna (jest czy nie jest, a jeśli nawet jest, to na ile?), ale także jej aksjologia, czyli świat wartości (prawdziwy czy nie, a jeśli tak, to na ile?)

Bohaterowie Złego balansują na linie życia i śmierci, miłości i nienawiści, dobra i zła, religijności i ateizmu, współczucia i bezwzględności, siły życia i bezradności – balansują, ale często nie zdają sobie z tego sprawy. Są przekonani, że stąpają twardo po ziemi, podczas gdy jest to raczej przemieszczanie się po linie rozpiętej między tu i tam.

Jak mówi Le Guin: „Wyobraźnia pracująca pełna mocą, może wybudzić nas z fatalnego samozauroczenia, sprawić, że spojrzymy w górę i dostrzeżemy – z trwogą lub ulgą – że tak naprawdę świat wcale do nas nie należy”.

Świat Dzikiego jest w istocie czymś na kształt tego, czego doświadczamy wybudzeni ze stanu śnienia - nie bardzo wiemy, czy to jeszcze sen, czy to już jawa i właśnie wtedy każemy się uszczypnąć. Takie przemieszanie możliwego z niemożliwym to efekt wielogatunkowej struktury powieści, od poezji po legendę, przypowieść, słownik wyrazów obcych i trudnych, kartki z podróży, modlitwy, slang, wspomnienia, pamiętniki, listy, litanie, cytaty z Biblii i wiele jeszcze innych technik pisarskich tworzy ten wyjątkowy melanż świata „Dzikiego”. Wszystko to służy jednemu: pokazać, albo przynajmniej próbować dotknąć, sensu istnienia poprzez doświadczenie miłości i śmierci, oczywiście w niezwykłym kontekście tego, co stanowi o specyfice Mexico City i Meksyku w ogóle, a co widać najlepiej sprzecznościach skrajnej nędzy i niewyobrażalnego bogactwa, błyskotliwego wykształcenia i analfabetyzmu, wyjątkowej erudycji i porażającego prostactwa, franciszkańskiej dobroci i śmiertelnej brutalności, wyrafinowanego piękna i śmierdzącej brzydoty, szczerej religijności i fundamentalistycznej mentalności, korupcji i prawości.

Juan Guillermo i jego brat Carlos, główni bohaterowie powieści, to młodzi ludzie z niższej klasy średniej, znakomicie wykształceni, świetnie oczytani, znający biegle angielski. Interesują się filozofią, literaturą i muzyką. Znakomicie radzą sobie w jednej z najlepszych prywatnych szkół Mexico City, z której zresztą zostają wyrzuceni, ale z zupełnie innego powodu, niż wyniki nauczania.

Ich życie biegnie jednakowoż po innych trajektoriach niż te, o których mówili starożytni filozofowie, których czytali:

“Stara, jeszcze sokratejska prawda mówi, że człowiek ma wybór tylko jeden: pomiędzy życiem świadomym a mechanicznym. Wszystkie inne nie są szczególnie ważne, choć człowiekowi wydaje się czasem, że zależą od nich losy wszechświata, a przynajmniej jego wszechświata. Wybór zawodu na przykład może decydować o zarobkach, komforcie życia, sumie fizycznych przyjemności i udręk. Może zaprowadzić do zaszczytów albo do więzienia. Ale z pewnej filozoficznej perspektywy wszystkie te konsekwencje nie mają wielkiego znaczenia. Ma je natomiast sposób myślenia o tym, co nas spotyka.

/Tym, co trwoży ludzi, nie jest to, co im się przydarza, ale znaczenie, jakie temu przypisują/ - pisze stoicki filozof Epiktet.

Człowiek ma dopiero rozkwitnąć, zgadzają się ze sobą właściwie wszyscy antyczni filozofowie – od Platona po Buddę. Aby to się stało, musi podjąć indywidualny wysiłek przekształcenia świadomości z takiej, która traktuje świat, jako środek do zaspokajania celów, na świadomość bezstronną, dla której świat to po prostu świat. Tę pierwszą świadomość codzienną możemy nazwać włączonym self – jest prawie zawsze podszyta lękiem, samoudręką, porównywaniem z innymi. Nie może być inna, bo zaspokojenia, których szuka, są tylko chwilowe. To dla nich sięgamy po smartfony, gdy musimy zbyt długo milczeć w naszym ludzkim stadzie”.

Druga część etymologii zdarzeń Juana i Carlosa definiowana jest przez kategorie pozornie tylko odmienne od konceptów stoików: uzależniony, prawdziwy, wypadek, pragnienie, moje przeznaczenie, uwolnić – to tylko niektóre z ich słownika. Nie zmienia to jednakowoż faktu, iż nie akceptowali, albo raczej nie przyjmowali do wiadomości, że życie i śmierć są tak samo nierozłączne, jak dobro i zło. „Rozpoznanie prawdziwej natury świata, jego dwoistości, to jedyna droga do ładu”.

Kontynuacja za tydzień.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor