Umysł jest swoim własnym panem i sam potrafi
niebem uczynić piekło i piekłem niebo.
(John Milton, Raj utracony)
Wyspa rodzi niepokój, który budzi lęk, a ten wywołuje trwogę, która w swej bojaźni przed śmiercią destruuje myślenie zdroworozsądkowe, a bezrozumność zatrwożona prowadzi, wcześniej czy później, do unicestwienia.
Mechanizmy destrukcji wynikające z bycia w oddzieleniu, czy raczej izolacji, od regulacji, jakie nakłada na człowieka uczestnictwo w dużej społeczności (państwo, plemię, klan) są mniej więcej, zawsze do siebie podobne, bez względu na to, gdzie ten proces odseparowania ma miejsce. Obojętne czy jest to bezludna wyspa, więzienie, obóz pracy czy jakakolwiek inna forma przymusowego oddzielenia od reszty społeczeństwa, zawsze mamy do czynienia z wyłonieniem co najmniej dwu opozycyjnych w swoich zamiarach grup (przywódców), zawsze pojawia się element walki i chęć unicestwienia wroga oraz ideologizacja (religijna, świecka) zachowań i czynów. Cokolwiek się dzieje, zawsze dzieje się w imię czegoś lub kogoś: wolności, Boga, czy jakiejkolwiek innej, mniej lub bardziej abstrakcyjnej, idei.
Jeśli przyjrzymy się „Wyspie skarbów” i „Robinsonowi Crusoe” trudno dostrzec tam rozpad, destrukcję i zabijanie w imię jakiejś idei. Jeśli przypomnimy sobie natomiast „Władcę much” i „Wyspę cierpienia”, to destrukcja, okrucieństwo i demoralizacja stanowią główne przesłanie tych tekstów. Dlaczego tak się dzieje? Przecież wszystkie one opisują bycie na wyspie, istnienie w izolacji. Musimy jednak pamiętać, że dwie pierwsze powieści opisują sytuację pomiędzy dwoma bohaterami, w pozostałych mamy tych postaci kilkanaście.
Dziwnym zrządzeniem niewiadomych sił, łatwiej nam być „kulturalnym” w relacji z drugim (innym), niż z drugimi (innymi). Demony pojawiają się znacznie częściej w relacjach wielokierunkowych, w których JA niekoniecznie jestem sobą, dzięki innym, a nawet wręcz przeciwnie – JA jestem nie-sobą „dzięki” innym.
Jest w tym coś głęboko archetypicznego. Paradoksalnie, jakimś cudem, wywalono nas z raju, bo On i Ona ulegli pokusie tego trzeciego. Bez niego raj trwałby dla Niego i dla Niej wiecznie – pytanie tylko, co z nami? Czy On i Ona mieliby potomstwo w sytuacji wiecznego raju? Po co?
Ciekawe wydawać się może w tym kontekście, iż pozbawienie / ograniczenie wolności (uwięzienie, wyspa, obóz), nawet, jeśli wybrane z własnej woli i bez zewnętrznego przymusu, w niczym nie zmienia mechanizmów destrukcji i rozpadu więzi społecznych. Laura Restrepo znakomicie pokazuje to w „Wyspie cierpienia”, na którą dobrowolnie godzi się pojechać „młody oficer armii meksykańskiej, kapitan Ramon Arnaud wraz z zoną Alicją, świeżo po ślubie, przybyli tu pełni marzeń, z całym swym majątkiem, z mocnym postanowieniem, by zaludnić tę ziemię potomstwem, a gniewna Clipperton przyjęła ich ze spokojem, pozwoliła im osiedlić się bez przeszkód i żyć tu tak szczęśliwie, jak zapewne żyli w raju Adam i Ewa.” (s.9)
Wystarczył jednakowoż zabójczy tajfun i kompletny brak łączności ze światem (statki z Meksyku przestały dostarczyć potrzebne do przetrwania na wyspie dobra), by nieubłaganie rozpoczął się diaboliczny proces popadania w rozpacz. Przybierało to różne formy ucieczki od rozumności w nierozumność, które były efektem doznania uczucia skrajnej bezsilności:
„Kiedy szkorbut zagroził ich życiu, przypomnieli sobie o niej.
– Znachorka na pewno nas wyleczy.
Ruszyli w stronę laguny, na wysypisko śmieci, które służyło jej za schronienie, i tam ją znaleźli, okrytą łachmanami. Stanęła na kupie kamieni i opowiedziała o demonie. Clipperton żyła w grzechu, jak Sodoma i Gomora, obwieściła, a zaraza jest kara boską. Mężczyźni i kobiety żyją bez sakramentu, a dzieci chowają się bez chrztu. Obiecała ich uleczyć, ale najpierw muszą żyć w zgodzie z sumieniem. Z łatwością ich przekonała. Sama udzielała sakramentu małżeństwa i błogosławiła tragicznym parom nowożeńców zniszczonych chorobą. Celebrowała zbiorowe chrzty, nakazując neokatechumenom wchodzić po kolona do laguny, gdzie skrapiała im głowy cuchnącą wodą.
Jej kapłańskie szaty wyglądały imponująco. Do zwisających łachmanów doszyła skóry padłych zwierząt i ukoronowała się jedwabnym abażurem, zdobnym w pomponiki. Do długiego kija przewiązała porcelanową lalkę i używała go jako pastorału. Kiedy pomimo skruchy, przyjęcia sakramentów i ciągłych modłów jej wierni wciąż skręcali się z bólu, akuszerka uzupełniła mistykę medycyną. Przyrządziła mikstury z piór indyczych, skorupek jeżowców, moczu nietoperzy i mleka ropuch oraz zastosowała pijawki, bańki i okłady z guana. […] Liczba zmarłych wzrosła i ponieważ żywi niecierpliwili się, że nie następuje cudowne uleczenie, akuszerka zaczęła głosić nową ewangelię. Oznajmiła, że powietrze jest zatrute, i poleciła palić ogniska, żeby jej oczyścić i żeby spalić rzeczy należące do zmarłych […] ale nikt nie poczuł się lepiej, wszystkim się pogorszyło. Skóra odpadała im płatami i odkrywała żywe mięso. […] Wierni tracili cierpliwość.
– Stara oszustko, jak nas nie wyleczysz, to cię utopimy w lagunie! – krzyknął ktoś w czasie jednej z ceremonii. Wtedy ona zażądała ofiar. Orzekła, że winy są tak wielkie, że tylko krew może je zmyć. Posłuchali jej […] utworzyli bractwo biczowników, które obchodziło wyspę, chłoszcząc się po plecach." (s.153/154)
Ci, którym udało się zostać przy zdrowych zmysłach i nie popaść w rozpaczliwą bezsilności istnienia, stworzyli katalog reguł i praw, które miały obowiązywać na wyspie po to, by zachować przynajmniej elementarny sens życia i nie pozwolić, by wszyscy jej mieszkańcy udali się śladami szalonej szamanki, która obiecała ratunek, uzdrowienie i nadzieję na opuszczenie Clipperton:
„Po pierwsze: zabrania się kategorycznie modlitw, budowania ołtarzy i składania ofiar.
Po drugie: istnieją tylko rzeczy, które widzimy i osoby, których możemy dotknąć. Pozostałe zostają na zawsze wygnane z Clipperton. Zabrania się obcowania ze zmarłymi.
Po trzecie: nikt nie ma prawa wychodzić nocą z domu, chyba że w celu wykonania określonej pracy i za specjalnym pozwoleniem. Noc przeznaczona jest na odpoczynek oraz opiekę nad dziećmi.
Po czwarte: nikomu nie wolno straszyć dzieci i opowiadać im bzdur.
Po piąte: ta, która złamie jedną z tych reguł, słowem albo czynem, zostanie wyrzucona z domu, oddzielona od dzieci i skazana na życie w odosobnieniu”. (s.173)
Otwiera tę listę kategoryczny zakaz jakichkolwiek rytuałów religijnych – coś w tym musi być, że w sytuacji obezwładniającej bezsilności, uciekamy w myślenie i działanie szamańskie.
Kontynuacja za tydzień
Zbyszek Kruczalak