Dziennik pisany kolorami, cz. 7: Santa Fe
Majowe, poniedziałkowe popołudnie
W kwietniu 2020 ponownie organizujmy wyjazd do Ekwadoru i egzotyczne wyspy Galapagos, w związku z czym odżyły wspomnienia z jednej z licznych wypraw sprzed paru lat.
Blisko 3-godzinny spacer po Plaza Sur w palących promieniach równikowego słońca skłonił naszą sympatyczną załogę do przygotowania lekkiego posiłku i zarządzenia odpoczynku na spokojnych wodach cieśniny. Ruszamy w końcu w trzygodzinną podróż ku wyspie Santa Fe, płynąc jednocześnie pod prąd i pod silny, południowy wiatr. Łodzią zaczyna mocno kołysać, ale niwelujemy pochyły siedząc na dziobie i dziarsko spoglądając wprost przed siebie. Pamiętamy o regułach: w razie czego nie wolno puszczać pawia pod wiatr! Od wschodu nieoczekiwanie nadciągnęły gęste chmury przysłaniając słońce, przez co zalegliśmy na pokładzie bez smarowania blokami, pozbawieni obawy o poparzenia. To był wielki błąd! Słońce spaliło nas na raka i przez następny tydzień będziemy mocno żałować tego nieprzemyślanego zachowania. Póki co, radośnie podziwiamy widoki Santa Cruz, wysp Plaza oraz odległej, stromej ściany skał Gordon Rocks znanych z nurkowych atrakcji. To tam właśnie można ujrzeć wielkie ławice osławionych, ogromnych rekinów młotów!
Dopływamy do Santa Fe kotwicząc w niewielkiej zatoczce w północno-wschodniej części wyspy. Santa Fe - znana też pod angielską nazwą Barrington - ma powierzchnię 24 km2, oddalona o 20 km na południowy wschód od Santa Cruz słynie z dużej kolonii towarzyskich lwów morskich i największych opuncji na Galapagos, przekraczających 10 metrów wysokości!
Płyniemy pangą w stronę pobliskiego cypla, gdzie część z nas rzuca się w wodę podziwiając kształty i barwy królestwa Posejdona. Przez załogę wyposażeni jesteśmy w maski, fajki i płetwy. To, co oglądamy, nie jest co prawda kolorowym światem koralowej rafy, jak np. na Mikronezji, ale... ilość i bogactwo gatunkowe ryb na Galapagos nie ma sobie równych w świecie! Pośród ogromnych głazów, którymi usiane jest dno, poza charakterystycznymi rybami tropiku, jak anielice, ustniczki, pokolce, rogatnice, rurecznice i papugoryby, oglądamy wielkie ławice typowych ryb pelagicznych (czyli ze środowiska otwartego oceanu).
Podpływamy pod skalną grzędę osłaniającą piaszczystą zatoczkę od otwartego morza. Wśród kamieni po jej wewnętrznej stronie chowają się ławice drobnych rybek, pasiastych silversidów. Widok jak z akwarium. Pod skalnym nawisem dostrzegam nagle cztery białe rekiny rafowe śpiące po nocnym żerowaniu. Największy ma około 2.5 metra długości. Ogarnęło nas zrozumiałe podniecenie, dla niektórych jest to bowiem pierwsze w życiu spotkanie z krwiożerczą bestią, która tak naprawdę nie zasłużyła sobie na złą opinię. Rekiny smacznie śpią, a my przeżywamy chwile ekscytacji i radości z nieoczekiwanego spotkania.
Na koniec kolejna niespodzianka: w płytkiej wodzie, tuż pod powierzchnią suną do nas uchatki zerkając z wyraźnym zaciekawieniem. One po prostu zapraszają nas do wspólnej zabawy; wirują wokół naszych głów, delikatnie nadgryzają nam płetwy i maski, wielkimi, brunatnymi ślepiami patrzą nam w oczy z odległości 5 centymetrów! Spotkanie pod wodą oko w oko z morskim lwem można śmiało zaliczyć do rzadkich, pięknych i ekscytujących przeżyć. Dodajmy jeszcze do tego widok gapiącego się na nas zadziwionego pelikana, gdy nieoczekiwanie wychyniemy z wody, tuż przed jego dziobem. Tylko na Galapagos tak wielki, morski ptak pozostanie nieruchomy na swojej skałce, nie przejmując się zbytnio ludzką postacią zakłócającą jego stoicki spokój.
O 15:45 wracamy na jacht, zabieramy buty i “na mokro” (czyli zeskakując z łódki bezpośrednio do wody) lądujemy na plaży “ozdobionej” kolonią morskich lwów. Zaczyna się długa sesja zdjęciowa z chętnie pozującymi zwierzętami.
Od plaży biegnie 300-metrowy szlak poprzez las zdrewniałych opuncji, z największą na całym archipelagu odmianą lądowych konolofów, o długości przekraczającej 1.5 metra. Wielkość i żółty kolor iguan wyraźnie wyróżnia je wśród innych gatunków. Tutaj, wśród krzewów, dostrzegamy też pierwszą gołębicę z Galapagos, ładnego ptaka wielkości naszej turkawki, o jaskrawo-czerwonych łapkach i jasno-niebieskiej obwódce wokół oczu. Kiedyś był to dla marynarzy przedmiot polowań, obecnie ptakom tym nie zagraża już wymarcie. Gdy po pouczającym spacerze podpływamy do jachtu, dostrzegamy w płytkiej zatoce ogromne, zielone żółwie morskie, a nieco dalej, ponad jasnym, piaszczystym dnem wyraźnie widać ciała szybujących w wodnej toni płaszczek. Mają czarne ciała pokryte licznym, białymi plamkami.
Stojąc już na pokładzie wymieniamy wrażenia z tego bogatego popołudnia i dostrzegamy inne, szarożółte płaszczki, jak flądry na wpół zasypane w piaszczystym dnie.
Dzisiaj układamy się do snu po raz pierwszy przy pracującym silniku, co - jak się okazało - nie było żadną przeszkodą w zaśnięciu. Nadmiar emocji zmorzył nas, gdy tylko jacht obrał kurs na najbardziej na południe wysuniętą wyspę archipelagu - Espanola. Dotarcie na miejsce zajmie nam 9 godzin. Mamy nadal silny prąd z południa i porywisty wiatr prosto w dziób. Całą noc kiwało bardzo, bardzo mocno, w przód i w tył, w przód i w tył... I na boki! Rano obudzimy się u brzegów kolejnej, nowej wyspy.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka. Autor jest zawodowym przewodnikiem i właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, organizującego wycieczki po całym świecie, z Ekwadorem/Galapagos z polskim przewodnikiem w kwietniu 2020 roku! Bliższe informacje i rezerwacje: EXOTICA TRAVEL, 6741 W. Belmont, Chicago IL 60634, tel. 773-237-7788, strona internetowa: www.andrzejkulka.com.