Nie możemy zrozumieć - jak to jest? Ponad 20 milionów Amerykanów w drugiej połowie 2021 roku zrezygnowało z pracy! Każdy wie, że bez pracy nie ma kołaczy, to z czego ci ludzie żyją?
Jak przystało na imigrantów, nie potrafimy sobie wyobrazić życia innego niż "od czeku do czeku", więc jak to jest, jak ONI to robią?
- No wiesz - mówi Jeden - Tyle ludzi zmarło, to byli przeważnie starsi, z jakimś dorobkiem, mieli domy, biznesy, to może ich dzieci teraz dziedziczą i nie muszą pracować.
- Eee - oponuje Drugi - Robić im się nie chce, a rząd o nierobów dba, biorą zasiłki i siedzą w domu.
Zasiłki skończyły się kilka miesięcy temu.
- Zresztą - mówi Trzeci - Jak ktoś dostał nawet 1,400 dolarów, ale raz, to pół roku za to przeżył?
Księgowy wie lepiej - idą do lepszej pracy. W takim transporcie choćby, ktoś pracuje, a tu mu ktoś inny oferuje więcej, to przechodzi, zmienia firmę.
Prawda, ale to jest jeszcze coś innego, a ja pytam - jeśli ludzie rzucają pracę i nie podejmują nowej, to z czego żyją?
Tak wielu zwalnia się z pracy, a bezrobocie wcale nie jest takie wielkie. Tak jakby ludzi ubyło!
Ubyło, rzeczywiście, imigrantów. Trudno w to uwierzyć, ale podobno Biuro Spisu Powszechnego mówi, że jest aż o 75 procent mniej przybyszy. A to głównie oni pracują w tych sektorach gospodarki, które teraz narzekają na brak pracowników. Hotelarstwo i gastronomia, handel, opieka medyczna, edukacja. Nawet w budownictwie poszukiwanych jest ponad 300 tysięcy ludzi. Proporcjonalnie w gastronomii i hotelarstwie zawsze pracowało więcej imigrantów niż urodzonych w USA.
W pandemii wielu musiało odejść z pracy, po to, by zaopiekować się dziećmi, bo pozamykane były szkoły i placówki opiekuńcze. Inni rzucali pracę ze względów zdrowotnych - jedni bali się zarażenia, a inni bali się szczepienia. Odchodzili. Pojawiła się refleksja - jak ja żyję? Pracuję, by żyć, czy odwrotnie: żyję, by pracować? Ludzie zaczęli szukać innych możliwości. Znacznie wzrosła liczba osób ubiegających się o zarejestrowanie własnej działalności. Już nie chcą pracować dla kogoś, za marne grosze, już nie chcą pracodawcy, który wymaga lojalności i Bóg wie czego, a sam nie chce dać nawet jednego wolnego dnia. W niektórych branżach, sławnych z marnej troski o pracownika, udało się odwołać zasady mówiące o tym, że nie wolno rzucić pracy po to, by odejść do podobnej firmy, dla lepszych zarobków. Pracownik stawał się więc jakby własnością pracodawcy, który mógł opowiadać bajeczki, że pracownika wyszkolił, że zapoznał go z nie wiadomo jakimi tajemnicami biznesowymi.... i my tu nie mówimy o fizykach cząstek elementarnych tylko na przykład o sprzedawcach w zakładach gastronomicznych, typu hamburger i frytki.
Coraz więcej ludzi pracuje też zdalnie. Przed pandemią jeden na 67-miu. Teraz aż jeden na siedmiu zatrudnionych pracuje z domu! To wielka różnica. Część z tak zatrudnionych wyprowadza się też z wielkich aglomeracji, szuka tańszych mieszkań, okolic, gdzie koszty utrzymania są mniejsze. Znacznie wzrosła liczba osób przechodzących na wcześniejszą emeryturę. Kiedyś to było jakoś "niepatriotycznie", pracownicy byli zachęcani do pracowania jak najdłużej, choćby do 70-tego roku życia. Kuszono ich na przykład wyższą emeryturą. Teraz ludzie liczą, i jeśli wynika z tych rachunków, że przeżyją za mniej - odchodzą z pracy.
Inni korzystają z dochodu z inwestycji. Obecnie, co prawda, giełdy spadają, bo świat boi się rosyjskiej napaści na Ukrainę, ale ludzie zastanawiają się - czy ja muszę te oszczędności trzymać, czy raczej zacząć z nich żyć.
- Jest jeszcze coś - mówi Czwarty. - Zobacz, ta Młoda jest milionerką. To jutuberka. Wiesz co ona robi? Pokazuje się na YouTube!
- Goła?
- Aleś głupi. Ona opowiada o sobie i swoich kolegach, nakręca różne filmy, a to byli na plaży, a to w restauracji i - uważaj – pokazuje, co sobie kupiła, jakieś ciuchy, kosmetyki. I to jej daje kasę! Ludzie jej płacą za reklamę tych ciuchów czy kosmetyków. To ty myślisz, że ona pójdzie hamburgery przewracać, jak to dawniej małolaty, czy chwyci się za kamerkę!
Mówi się, że żyjemy w dobie masowej rezygnacji. Niby rezygnacji z pracy. A może rezygnacji z tego, co było do wyboru i tworzymy nowe możliwości wyboru.
Lata temu znajoma imigrantka pracowała w hotelu jako pokojówka. To była niesamowicie ciężka praca. Spróbujcie codziennie zmienić pościel w siedemnastu tych olbrzymich lożach! Posprzątajcie siedemnaście łazienek itd.! Samo ciąganie wózka z tym całym wyposażeniem pokojówki wymagało nieludzkiego wysiłku. Płacili marnie, ale od czasu do czasu organizowali takie motywujące zebrania. Nauczali, jaki to zaszczyt pracować w tak wspaniałym hotelu, jak to pracownik (przemęczony i źle opłacany) powinien być miły dla gości. Co kilka dni dzwonili rano, żeby nie przychodzić do pracy, bo mieli za małe "obłożenie", więc nie potrzebowali wszystkich pokojówek. Za takie dni i godziny oczywiście nie płacili.I to było w porządku i to było fair! Teraz płaczą, że nie ma kto. A pokojówki z tamtych lat? Część choruje na raka płuc, bo przecież managerka wymagała, żeby pachniało w posprzątanej łazience, więc trzeba było chemię rozpylać. Inne leczą przeciążone kręgosłupy, jeszcze inne odeszły na emerytury, wróciły do Polski. Hotel ma innego właściciela, szuka teraz pracowników...
Chcą nawet więcej płacić, więc ceny w hotelach, w sklepach, w restauracjach wzrosną, ale jakoś chętnych nie widać.
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.