Grudzień to miesiąc w polskiej historii, w którym w PRL dochodziło do tragicznych wydarzeń. Szczególnie dwa z nich warte są zapamiętania: masakra na Wybrzeżu z 1970 roku oraz pacyfikacja kopalni „Wujek” w 1981 roku. Wiele je łączy.
Bezpośrednią przyczyną pierwszej z tragedii była podwyżka cen, jaką ekipa Władysława Gomułki zafundowała Polakom w końcu 1970 roku. Rządzącym wydawało się, że sprawa przejdzie bez większych problemów, a to dlatego, że tydzień wcześniej ogłoszono podpisanie traktatu polsko-zachodnioniemieckiego, w którym kanclerz Willy Brandt uznawał oficjalnie, po 25 latach od zakończenia drugiej wojny światowej, polską granicę zachodnią na Odrze i Nysie Łużyckiej.
Był to wielki sukces polskiej dyplomacji, jednak nie był tak duży, by Polacy z jego powodu nie sprzeciwili się wzrostowi cen. Zwłaszcza, że podwyżki wprowadzono z zaskoczenia, tuż przed świętami i na większość produktów codziennej potrzeby, takich jak jedzenie czy opał.
14 grudnia 1970 roku robotnicy ze Stoczni Gdańskiej, jednego z największych zakładów przemysłowych Trójmiasta, rozpoczęli protest wymierzony przeciw podwyżkom. Strajk w takich okolicznościach mógł się tylko radykalizować – i tak też się stało. Stoczniowcy wyszli na ulice Gdańska. Drugiego dnia protestów chcieli zorganizować wielki wiec pod wojewódzką siedzibą PZPR, do czego jednak nie dopuściła milicja. Doszło do starć ulicznych oraz zdobycia gmachu Komitetu Wojewódzkiego i podpalenia go.
Do miasta ściągano nowe oddziały milicji i wojska. Na ulicach Gdańska pojawiły się czołgi i transportery opancerzone. Obowiązywał stan wyjątkowy i godzina milicyjna. Miasto stawało się w coraz większym stopniu polem bitwy. Strajki objęły także Gdynię, Elbląg i Szczecin. Władza próbowała uspokoić nastroje i wzywała do powrotu do pracy. W Czarny Czwartek 17 grudnia w Gdyni robotnicy idący do pracy w tamtejszej stoczni zostali zatrzymani na stacji Szybkiej Kolei Miejskiej przez oddziały wojskowe. Doszło do zamieszania, w końcu w stronę stoczniowców padły strzały. To właśnie w tej masakrze zginął Zbyszek Godlewski – młody robotnik, którego ciało protestujący ułożyli na wyłamanych drzwiach i ponieśli na czele pochodu, który wyruszył w stronę miasta. Historia ta została potem sportretowana w słynnej „Balladzie o Janku Wiśniewskim”, wykonanej m.in. w „Człowieku z żelaza” przez Krystynę Jandę.
Starcia z Grudnia 1970 roku kosztowały 45 zabitych i około tysiąca rannych. Gomułka, który wydawał rozkaz strzelania do rzekomej „kontrrewolucji”, dochodził do kresu swojej władzy – okazał się starcem coraz bardziej oderwanym od rzeczywistości, którego współpracownicy się boją, ale myślą jak się go pozbyć. Już po zakończeniu głównych walk w kierownictwie partii komunistycznej doszło do zawiązania się spisku, który doprowadził do obalenia dotychczasowego I sekretarza i postawienia na czele PZPR Edwarda Gierka.
Jedenaście lat później robotnicza krew znowu splamiła śnieg. 13 grudnia 1981 roku gen. Wojciech Jaruzelski, minister obrony narodowej, premier i I sekretarz KC PZPR, wprowadził stan wojenny. Chciał złamać „Solidarność” – niezależny od komunistów ruch społeczny, który wyrósł w efekcie strajków z Sierpnia 1980 roku. Związek zawodowy z Lechem Wałęsą na czele stał się jawną opozycją wobec dyktatorskich rządów PZPR, wyrażającą aspiracje Polaków. Komuniści nie mogli pozwolić sobie na istnienie takiego rywala, dlatego też po 16 miesiącach „karnawału” postanowili go zdławić.
W reakcji na wyprowadzenie wojska na ulicę i aresztowanie liderów „Solidarności”, w wielu miejscach w Polsce robotnicy podjęli decyzje o stawieniu oporu poprzez strajk. Zakłady w całym kraju zatrzymywały pracę i zaczynały być okupowane przez pracowników. Tendencja ta silnie występowała na Śląsku, gdzie wielkoprzemysłowa klasa robotnicza pracowała w hutach i kopalniach. Jedną z tych, która stanęła, była Kopalnia Węgla Kamiennego „Wujek” w Katowicach. Przyczyny były różne – impulsem było aresztowanie szefa miejscowej komórki związkowej, wiadomo było też jednak, że chodzi o obronę zdobyczy posierpniowych. Górnicy rozpoczęli okupację kopalni.
Przez dwa dni władza próbowała rozładować kryzys drogą negocjacji i pokazu siły. Ostatecznie jednak 16 grudnia podjęto decyzję o pacyfikacji kopalni. Bramę wyważyły czołgi, na teren zakładu wkroczyły oddziały ZOMO, które zgodnie z przyjętym w całej Polsce założeniem miały spacyfikować kopalnię. Jednak górnicy nie pozwolili bić się i wypędzać ze swojej kopalni. Stawiali opór, który spotkał się z odpowiedzią sił tłumiących strajk – w stronę górników padły strzały z ostrej amunicji. Zginęło 9 górników, ponad 20 zostało rannych. Po tej tragedii strajkujący skapitulowali i opuścili zakład. Dopiero po wielu latach osoby zamieszane w tą masakrę zostały za nią skazane.
Obydwie masakry łączy kilka czynników. Ofiarami byli robotnicy, a oprawcami reprezentanci „partii robotniczej”, która w założeniu miała reprezentować ludzi pracy. Zryw protestujących wynikał zaś z odruchu obrony własnej godności przed butą władzy – czy to narzucającej podwyżki i pogrążającej kraj w marazmie (jak za Gomułki) czy to niszczącej ogromny ruch społeczny (jak za Jaruzelskiego).
W obydwu wypadkach historia stanęła po stronie robotników – dlatego właśnie dziś pamiętamy o ich krwawej ofierze.
Interesujesz się historią? Chcesz wspomóc portal, który codziennie ją popularyzuje? Wejdź na http://histmag.org/wsparcie