Aleksander Janta
KRYSTALIZACJA
Z Lilką, wróżką i czarnoksiężniczką
częstych czarów w czarnoleskich borach,
szliśmy wtedy paryską uliczką
norwidowym jakby szlakiem
Wziąłem ją pod rękę, był wiatr ostry
była lekka, pachnąca i wiotko
zakwefiona skrzydlatym szalem
Niespokojna o losy Kossaków
w ręku miała ostatni list siostry
i z Paryżem plątał jej się Kraków
Półmotylem była i półptakiem
półzachwytem i półprzerażeniem
w kolorowych kryjąc metaforach
lśnienie ciężkich łez podbite cieniem
Przeciw wiatrom szła i przeciw wojnie
a mówiła o wierszach i rymie
że rytm w wierszu jest niczym guziki
a zapięcie zależy od kroju
i że często zbyt ciasno zapięty
po zbyt wielu próbach i przymiarkach
I pytała jakie znam zaklęcia
aby czas zatrzymać na zegarkach
i uleczyć ją od niepokoju
i odczynić przekleństwo rozstania
„jak pogodzić naturę okrutną
z pięknem życia na naszej planecie?”
I o wierszach że są jak czyny
kiedy stają się człowieczą racją
w jego sprawie z wojną absolutną
*
Miałem od niej tomik z dedykacją
„na pamiątkę wspólnego pobytu –
napisała kiedyś – na tym świecie”
PIEŚŃ TRAMPA
Głaskał mi oczy błękit wszystkich mórz
I nieba.
Nic mi po łasce pracy ani chleba
Nie wytrzymałbym już.
Wolę pusty świst wiatru w stalowych linach okrętu.
Rytm kół pośpiesznych woła, niby zew szlaku.
Świat jest mapą kolorowych akcentów.
Leć ptaku.
Spotykam ludzi obcych, jak ptak z nieznanych lądów
Przelotny zawsze i niespodziany i sam.
Nie czekając na przyjaźń pomyślniejszych prądów
Rzucam wszystko raz jeszcze, raz znowu
I zwiedziony nadzieją lepszego połowu:
Redaguje: Elżbieta Chojnowska