3 maja minęła 231. rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja – jednego z najważniejszych dokumentów w historii Polski, uznawanego za drugi na świecie (po amerykańskiej) tego typu nowoczesny akt określający ustrój państwa.
Polska w XVIII wieku znajdowała się w głębokim kryzysie. Osłabiona po licznych wojnach przetaczających się przez jej terytorium, trapiona pogłębiającą się szlachecką anarchią i niezależnością magnatów, z pustym skarbcem, rządzona przez słabych królów, wpadła w zależności od Rosji, budującej w tym czasie podstawy swojego imperium. „Polska nierządem stoi” – mówiono, a państwa sąsiedzkie (i nie tylko) wykorzystywały to do prowadzenia swojej polityki poprzez przekupstwo polityków. Najważniejszym rozgrywającym był wówczas ambasador rosyjski w Polsce, który dzielił pieniądze i wyznaczał granice, w których mogła być prowadzona polityka.
Gdy do władzy doszedł król Stanisław August Poniatowski wydawało się, że niewiele się zmieni – ten były kochanek carycy Katarzyny chciał współpracować z Rosją. Nie był ani wielkim wodzem, ani wytrawnym politykiem. Popełniał błędy, które skończyły się wojną domową (konfederacja barska) i pierwszym rozbiorem Polski. Potrafił jednak wspierać działania, które doprowadziły do zmiany kulturalnej i myślowej – w polskiej polityce pojawiło się nowe pokolenie ukształtowane przez myśl Oświecenia, które dążyło do naprawy Rzeczpospolitej. To oni, przy wsparciu króla, doprowadzili do uchwalenia konstytucji 3 maja.
Naprawiała ona błędy dotychczasowego ustroju – znosiła liberum veto, czyli możliwość zerwania sejmu przez sprzeciw jednego posła. Wprowadzała monarchię dziedziczną, ograniczała przywileje niektórych grup i włączała do polityki inne, usprawniała działanie państwa, ostatecznie łączyła Polskę z Litwą. W czasie Sejmu Wielkiego, na którym została uchwalona, postanowiono także zwiększyć wojsko. I choć konstytucję wprowadzono w atmosferze, którą można nazwać spiskową (część posłów nie wróciła na obrady ze świąt wielkanocnych), to została zaakceptowana przez większość szlachty w kolejnych miesiącach. Niestety, zdrajcy z konfederacji targowickiej na usługach Rosji doprowadzili do jej obalenia, a w ciągu kolejnych kilku lat Polska zniknęła z map Europy.
W czasie zaborów dwukrotnie Polakom tworzono niby-państwo – najpierw Napoleon stworzył Księstwo Warszawskie, a w 1815 roku car Aleksander został władcą Królestwa Polskiego. Obydwaj oktrojowali, czyli nadali Polakom konstytucje. Obydwie były nowoczesnymi aktami według dobrych wzorców europejskich. Ta nadana przez Napoleona, wraz z wprowadzaniem na ziemie polskie zasad Kodeksu Napoleona, będącego nowoczesnym zbiorem prawa francuskiego, wprowadzała wiele nowych standardów na ziemiach polskich. Ta nadana przez cara była jedną z najbardziej liberalnych w ówczesnej Europie – dawała możliwość udziału w polityce państwowej bardzo dużej grupie obywateli (chociaż tylko bogatym lub dobrze urodzonym mężczyznom). Było tylko jedno ale – prawo stanowiło swoje, a rzeczywistość swoje. Księstwo Warszawskie było zależne od sukcesów i porażek Napoleona i długo nie istniało. W Królestwie Polskim szybko przestano przestrzegać dobrej konstytucji, zamiast tego zwyciężyła dyktatura Rosjan, która doprowadziła do powstania listopadowego, klęski i zniesienia praw.
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku pojawiła się konieczność stworzenia nowej konstytucji. Już przed jej uchwaleniem kobiety polskie otrzymały prawo głosu (w wielu państwach zachodnich miało to miejsce później). Tak zwana konstytucja marcowa z 1921 roku wprowadzała tradycyjny system demokracji parlamentarnej, w której władza leżała w rękach Sejmu. Konstytucja miała jedną skazę – pisała ją głównie prawica, która nie chciała dopuścić do władzy Józefa Piłsudskiego, dlatego też stanowisko prezydenta skroiła do wyłącznie reprezentacyjnych funkcji.
Konflikty polityczne, ambicje Piłsudskiego i ogólnie zły klimat dla demokracji w Europie w latach 20. doprowadził do tego, że w wyniku zamachu majowego Marszałek przejął władzę w państwie. Co ciekawe, tylko w pewnych miejscach zmienił dotychczasową konstytucję, tak by ograniczyć rolę Sejmu i dać możliwość stanowienia prawa dekretami przez prezydenta Ignacego Mościckiego, którego sam namaścił na to stanowisko. Dopóki posłowie chcieli słuchać rozkazów Piłsudskiego i jego ludzi, o tyle system ten działał. W końcu jednak przed samą śmiercią wodza, w kwietniu 1935 roku, uchwalono konstytucję kwietniową, która przekazywała władzę w ręce Prezydenta RP, który miał być odpowiedzialny przed... „Bogiem i historią”.
Odpowiedzialność ta faktycznie ciążyła na prezydencie przez cztery lata, choć symbolicznie również przez kolejne pół wieku, na emigracji. W kraju rządy objęli komuniści, którzy w 1952 roku uchwalili własną konstytucję. Poprawki do niej nanosił osobiście Józef Stalin. Wzorcem były zresztą rozwiązania radzieckie. Na kartach konstytucji zapisano kluczową rolę jednoizbowego parlamentu i wiele wolności na czele z wolnością słowa. W praktyce rządziło PZPR, a cenzura i Służba Bezpieczeństwa mogła bezkarnie łamać prawo i wolności obywateli. W 1976 roku do konstytucji dopisano jeszcze przyjaźń z ZSRR i przewodnią rolę partii komunistycznej.
Jaki z tego wniosek? Bez wątpienia lepiej mieć dobrą konstytucję niż złą. W polskiej historii jednak nigdy nie mieliśmy okazji „cieszyć się” stałością ustroju przez dłuższy czas. A i tak najważniejsze są nie zapisy prawa, a ich przestrzeganie...
Tomasz Leszkowicz