26 września 1983 roku nasza planeta znalazła się przerażająco blisko wojny nuklearnej. System wczesnego ostrzegania przed atakiem rakietowym Związku Radzieckiego wyświetlał dużymi czerwonymi literami słowo „ODPAL”; ekran komputera poinformował dyżurnego oficera, radzieckiego podpułkownika Stanisława Pietrowa, że może z „wysoką wiarygodnością” stwierdzić, iż amerykański międzykontynentalny pocisk balistyczny (ICBM) został wystrzelony i zmierza w stronę Związku Radzieckiego. Najpierw był to tylko jeden pocisk, potem kolejny i kolejny, aż system poinformował, że wystrzelono łącznie pięć międzykontynentalnych rakiet Minuteman.
Pietrow musiał podjąć decyzję: czy zgłosić ten amerykański atak? Jeśli tak, radziecka doktryna nuklearna nakazywała pełny odwet nuklearny - nie byłoby czasu na ponowne sprawdzenie systemu ostrzegania, a tym bardziej na podjęcie negocjacji z USA.
Zgłoszenie tego miałoby pewien sens. Administracja Reagana miała znacznie bardziej twarde stanowisko wobec Sowietów niż wcześniejsza administracja Cartera, Forda czy Nixona. Kilka miesięcy wcześniej prezydent Reagan ogłosił Inicjatywę Obrony Strategicznej (szyderczo nazwaną „Gwiezdnymi Wojnami”, czyli plan zestrzelenia rakiet balistycznych, zanim dotrą one do USA), a jego administracja była w trakcie rozmieszczania rakiet uzbrojonych w broń nuklearną Pershing II w Niemczech Zachodnich i Wielkiej Brytanii. Pietrow miałby więc powody sądzić, że ryzykowne manewry Reagana przerodziły się w rzeczywisty atak nuklearny.
Decyzja
Ale Pietrow nie zgłosił ataku. On i inni członkowie jego personelu doszli do wniosku, że to, co widzieli, było fałszywym alarmem. I tak było - system pomylił odbicie słońca w chmurach z rakietą balistyczną. Pietrow zapobiegł wojnie nuklearnej między Sowietami, którzy w 1983 r. mieli 35 804 głowic nuklearnych, a Stanami Zjednoczonymi, posiadającymi ich wówczas 23 305.
W raporcie dla Kongresu z 1979 r. oszacowano, że w zakrojonym na pełną skalę sowieckim ataku na Stany Zjednoczone zginęłoby od 35 do 77 procent populacji USA, czyli od 82 do 180 milionów ludzi. W nieuniknionym kontrataku Stanów Zjednoczonych zginęłoby od 20 do 40 procent populacji ZSRR, czyli od 54 do 108 milionów. Łączna liczba ofiar śmiertelnych - od 136 do 288 milionów - przewyższałaby liczbę ofiar wszelkich wojen, ludobójstwa i innych katastrof w historii ludzkości. Proporcjonalnie do liczby ludności na świecie w danym okresie, mogłaby konkurować jedynie z buntem An Lushan w Chinach w VIII wieku i podbojami Mongołów w XIII wieku.
Prawdopodobnie kolejne setki milionów zginęłoby w wyniku zakłócenia globalnych temperatur i poważnych problemów w rolnictwie wynikających z użycia broni jądrowej. Międzynarodowa Organizacja Lekarzy przeciw Wojnie Nuklearnej oszacowała potencjalną liczbę ofiar śmiertelnych mogącego nastąpić głodu na około 2 miliardy.
Pietrow niemal w pojedynkę zapobiegł tym tragediom
Zapobiegnięcie śmierci setek milionów, jeśli nie miliardów ludzi, było dla Pietrowa kosztowną decyzją. Gdyby się mylił i jakimś cudem przeżył amerykański atak nuklearny, prawdopodobnie zostałby stracony za zdradę stanu.
Mimo że Pietrow zapobiegł katastrofie, liczyło się przede wszystkim to, że postąpił wbrew rozkazom swoich przełożonych i naruszył przyjęte procedury operacyjne. Został poddany intensywnym przesłuchaniom, a następnie odsunięty od służby i ukarany naganą, oficjalnie za nieprawidłowe wypełnienie dokumentacji. W 1983 w wieku 45 lat przeszedł na emeryturę.
Po zimnej wojnie Pietrow otrzymał poza swoim krajem szereg pochwał za uratowanie świata. Został uhonorowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych, otrzymał Pokojową Nagrodę Drezdeńską, a jego sylwetka pojawiła się w filmie dokumentalnym „Człowiek, który ocalił świat”.
„Znalazłem się we właściwym miejscu o właściwym czasie” – powiedział twórcom filmu.
Zmarł w maju 2017 roku w wieku 77 lat.
Petrov nie był jedynym Rosjaninem, który zapobiegł wojnie nuklearnej
27 października 1962 roku Wasilij Archipow, oficer radzieckiej marynarki wojennej, znajdował się na atomowym okręcie podwodnym w pobliżu Kuby, kiedy siły morskie Stanów Zjednoczonych zaczęły zrzucać na niego wybuchowe ładunki głębinowe. Dwóch starszych oficerów uważało, że wojna nuklearna mogła już się rozpocząć, i chciało wystrzelić torpedę z głowicą atomową w stronę amerykańskiego statku. Jednak według procedur wszyscy trzej wyżsi oficerowie musieli zgodzić się na wystrzelenie rakiety. Archipow wyraził sprzeciw, uniemożliwiając w ten sposób wybuch potencjalnego konfliktu nuklearnego.
25 stycznia 1995 r., rosyjskie radary wczesnego ostrzegania sugerowały, że rozpoczął się amerykański atak. Zaalarmowano ówczesnego prezydenta Rosji, Borysa Jelcyna, i przekazano mu walizkę z instrukcjami dotyczącymi przeprowadzenia ataku nuklearnego na USA. Rosyjskie siły nuklearne otrzymały rozkaz zwiększenia gotowości bojowej. Jelcyn ostatecznie odmówił przeprowadzenia kontrataku – co okazało się dobrą decyzją, ponieważ był to kolejny fałszywy alarm. Okazało się, że rosyjskie systemy wczesnego ostrzegania wychwyciły norwesko-amerykańską rakietę badawczą, wystrzeloną przez naukowców badających zorzę polarną.
Następnym razem koniec może być inny
Historia Petrowa ma tym większe znaczenie w momencie, gdy napięcia nuklearne na świecie pozostają niebezpiecznie wysokie. Choć osłabły nieco obawy, że Rosja może zdecydować się na użycie taktycznej broni nuklearnej krótkiego zasięgu w Ukrainie, to rzeczywistość jest taka, że kraj wyposażony w broń nuklearną i aktywnie prowadzący wojnę lądową jest z natury niebezpieczny. Jednocześnie istniejące od kilkudziesięciu lat traktaty mające na celu kontrolę zbrojeń nuklearnych są zrywane, Chiny masowo zwiększają swój arsenał nuklearny, podczas gdy Stany Zjednoczone przeznaczają setki miliardów dolarów na modernizację własnego.
Nowy wyścig zbrojeń
„Zapowiada się nowy, niepokojący wyścig zbrojeń. Ilość broni nuklearnej może wzrosnąć po raz pierwszy od dziesięcioleci” – powiedział 26 września podczas posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego Antonio Guterres, Sekretarz Generalny ONZ. „Każde użycie broni nuklearnej – kiedykolwiek, gdziekolwiek i w jakimkolwiek kontekście – wywołałoby humanitarną katastrofę o niespotykanych rozmiarach”.
Fakt, że ta broń nam zagraża cały czas, stwarza psychologiczną niepewność i sprawia, że cały czas stoimy na krawędzi. Chociaż Pietrow wykazał się godną podziwu odwagą – i wszyscy żyjący dzisiaj powinni być mu wdzięczni – jego decyzja podsuwa także pytanie, na które na razie nie poznaliśmy odpowiedzi: czy kiedy nadejdzie podobny moment i ktoś uzna, że zagrożenie jest realne, przywódca jakiegoś kraju nuklearnego lub podlegli mu oficerowie rzeczywiście nacisną przycisk?
Od odpowiedzi może zależeć los miliardów ludzi.
na podst. vox, wikipedia, nytimes, time, apnews, eashingtonpost
rj