Niedawno minęła kolejna rocznica jednego z największych triumfów w historii polskiego oręża. 12 września 1683 roku pod Wiedniem doszło do wielkiej bitwy, w których sojusznicze wojska pod wodzą króla Jana III Sobieskiego pobiły armię turecką.
Zagrożenie ze strony Turków osmańskich wisiało nad Europą od późnego średniowiecza – na przełomie XIV i XV wieku państewko anatolijskich muzułmanów zaczęło rozrastać się kosztem sąsiadów, nie tylko w Azji Mniejszej, ale także na Bałkanach. Dość przypomnieć, że w 1444 roku król Polski i Węgier Władysław III poprowadził nieudaną krucjatę antyturecką, która zakończyła się klęską w bitwie pod Warną i śmiercią młodego władcy. W 1453 roku Turcy zajęli Konstantynopol, niszcząc w ten sposób tysiącletnie cesarstwo bizantyjskie. W kolejnych dziesięcioleciach podboje osmańskie osiągnęły swój punkt kulminacyjny – Sulejman Wspaniały zdobył Egipt i ostatecznie podporządkował sobie Bliski Wschód i Afrykę Północną, Turcy zagrażali Włochom i podbili Węgry, podchodząc po raz pierwszy pod Wiedeń. Ten etap ekspansji tureckiej zakończył się symbolicznie wielką bitwą morską pod Lepanto w październiku 1571 roku.
Na czym polegała siła osmańskiego państwa? Turcy stworzyli bardzo sprawną machinę państwową i wojenną, wykorzystując zarówno nowoczesną inżynierię (m.in. dzięki europejskim specjalistom), jak i m.in. specjalną gwardię, rekrutowaną z porwanych chłopców chrześcijańskich, których intensywnie indoktrynowano i przeciągano na islam – tzw. janczarów. Wciąż trwa dyskusja historyków na temat religijnego tła ekspansji tureckiej. Oficjalnie państwo osmańskie było bardzo osadzone w religii muzułmańskiej, a jego władca, sułtan, rościł sobie prawa do bycia najwyższym przywódcą sunnickim. Kolejne podboje były motywowane koncepcją dżihadu – „świętej wojny” przeciwko „niewiernym”. Co jednak istotne, Turcy często bardzo dobrze współpracowali z owymi „niewiernymi”. Wiadomo, że przeciwko Habsburgom w XVI wieku zawiązali oni sojusz z Francją, w tym samym czasie dobre relacje utrzymywali też z Polską.
Pod koniec XVI wieku i na początku XVII wieku państwo tureckie przeżywało kryzys. W połowie siedemnastego stulecia doszło jednak do ponownego zainteresowania Osmanów ekspansją, czego przejawem było m.in. zdobycie Krety. Aktywne działania, m.in. wsparcie powstania (chrześcijańskich!) Węgrów przeciwko Habsburgom austriackim doprowadziło w 1683 roku do wielkiej wyprawy armii tureckiej na Wiedeń. Na czele maszerujących wojsk stał wezyr młody i ambitny. Ogromne siły sułtana przełamały obronę austriacką i podeszły pod Wiedeń, rozpoczynając jego oblężenie. Habsburgowie nie mogli poradzić sobie z atakiem, miasto zaś broniło się dzielnie, jednak było coraz bliżej upadku.
Ostatnią nadzieją cesarza Leopolda I był jego sojusznik z północy – król Rzeczpospolitej Obojga Narodów Jan III Sobieski, którego głównym zmartwieniem była właśnie Turcja. Polska przez dłuższy czas nie miała problemu z ekspansją turecką, jej głównym zmartwieniem byli jednak podporządkowani sułtanowi Tatarzy krymscy, którzy najeżdżali pogranicze południowo-wschodnie Korony i dotkliwie je łupili. Odpowiedzią na te napady były wyprawy Kozaków zaporoskich na Krym i tureckie wybrzeża Morza Czarnego. Tworzyło to napięcia, które doprowadziły do lokalnych wojen, m.in. w latach 1620-1621 (bitwy pod Cecorą i Chocimiem). W latach 70., wykorzystując słabość Rzeczpospolitej, Turcy znów zaatakowali Polskę, zdobywając w 1672 roku twierdzę w Kamieńcu Podolskim (co opisał Henryk Sienkiewicz w „Panu Wołodyjowskim”). W kolejnych latach Jan Sobieski (najpierw hetman, a potem król Polski) bił Turków i Tatarów w kolejnych bitwach, jednocześnie zaś nie zdołał odbić Kamieńca i musiał zawrzeć rozejm w Żurawnie. W kolejnych latach, po nieudanej próbie zawarcia sojuszu z Francją i Szwecją, zwrócił się w kierunku Austrii, z którą miał wspólnego, tureckiego wroga.
Właśnie na wieść o oblężeniu Wiednia Sobieski zebrał swoje wojska i przez Śląsk i Czechy ruszył z odsieczą Habsburgom. Nad Dunajem połączył się z wodzem austriackim, księciem Karolem Lotaryńskim, który przyprowadził pod jego komendę własne oddziały i posiłki przybyłe z Niemiec. Polski król stanął na czele sojuszniczych wojsk i pomaszerował w kierunku Wiednia. Postawił przy tym na zaskoczenie – zamiast maszerować najbardziej oczywistą drogą, podszedł pod miasto przez Las Wiedeński, trudno dostępny, górzysty i zalesiony. Spośród sojuszników tylko Polakom udało się przeprowadzić przez niego ciężką artylerię. Ostatecznie wojska polsko-austriacko-niemieckie stanęły na wzgórzach na północ od Wiednia, szykując się do bitwy.
12 września 1683 roku od rana trwały intensywne walki o podejście do miasta – tu wykazywały się głównie wojska ks. Lotaryńskiego oraz polska piechota. Po południu Sobieski dostrzegł jednak przełamanie obrony janczarów w zabudowaniach podwiedeńskich winnic i rzucił swoją kawalerię do szarży. Kilka tysięcy polskich kawalerzystów, w tym doborowa husaria, spadło na obronę Kara Mustafy. W ciągu kilku godzin bitwa była wygrana, Turcy uciekali, a Wiedeń był wolny. Przegrany wezyr wkrótce został skazany na śmierć.
Jan Sobieski w liście do papieża Innocentego XI napisał: „Venimus, vidimus et Deus vicit” (Przybyliśmy, zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył). Polski król uratował Austriaków, a być może całą Europę przed Turkami, przechodząc do historii jako jeden z największych polskich wodzów.
Tomasz Leszkowicz