Zbiór opowiadań Jeffreya Eugenidesa zatytułowany „Nowy dowód” trzeba koniecznie przeczytać! Dlaczego? Bo Eugenides wielkim pisarzem jest, jakby powiedział profesor Pimko. Żeby nie trzeba jedynie w to wierzyć i by można tę wielkość zracjonalizować, czyli jakoś pomierzyć, musimy udać się w stronę regałów z powieściami. Tam znajdziemy trzy obszerne teksty, które sprawiły, że zaliczamy Eugenidesa do grupy wybitnych pisarzy amerykańskich średniego pokolenia (urodził się w 1960 roku). Pierwszy, to super popularna powieść „Przekleństwa niewinności” (The Virgin Suicides, 1993), sfilmowana znakomicie przez Sofię Coppolę. Niesamowita, przedziwna, mroczna i swoiście perwersyjna historia nastolatek skazanych na życie w zamknięciu, przenosi nas w podobny nastrój ulotnego niepokoju podszytego obawą, który znamy z genialnego filmu „Piknik pod wiszącą skała” w reżyserii Petera Weira.
Jak piszą recenzenci wydawnictwa, „Przekleństwa niewinności” to powieść, która stworzyła jednego z najlepszych współczesnych pisarzy. Życie spokojnego miasteczka w pobliżu Detroit toczy się wokół rodziny Lisbon. Pięć pięknych, ekscentrycznych sióstr skupia na sobie uwagę młodych mężczyzn, którzy obsesyjnie gromadzą wszystkie dowody ich istnienia. Z ulubionych płyt dziewcząt, zagubionych grzebyków i popękanych lusterek próbują odtworzyć ich sekretne życie na granicy dziewczęcości i kobiecości. Presja pełnej niedopowiedzeń, dojrzewającej seksualności doprowadza siostry do samobójstwa. Kto zawinił: rodzina, społeczność, one same? Duszna atmosfera tajemnicy i nieuchwytnych emocji wciąga w głąb powieści i nie pozwala się od niej oderwać. „Przekleństwa niewinności” to fascynująca powieść, zarazem mroczna i zabawna, lepka od soku pierwszej miłości, młodzieńczych obsesji i pełna hipnotyzującego uroku”.
Kolejnym, wielkim wydarzeniem z karierze literackiej Eugenidesa była publikacja obszernej, ponad sześciuset stronnicowej powieści „Middlesex” (wyd. 2002) – jak pamiętamy jest to nadzwyczajnie niezwykła historia wędrówki genu hermafrodytyzmu przez pokolenia greckiej rodziny „rozgrywającą się na przestrzeni osiemdziesięciu lat. Jest to opowieść o losach trzech pokoleń nietypowej rodziny Stephanidesów, o rodowodzie ukształtowanym przez prawdziwe pożądanie. Rozpoczyna się ona w zamieszkiwanych przez Greków regionach Turcji, rozwija w przechodzącej przemiany społeczne i kulturalne Ameryce, a kończy w zjednoczonym Berlinie. (za: książkoholizm.com). Przyglądamy się losom Desdemony i Eleutheriosa, zwanego Leftym, którzy jeszcze w Grecji byli rodzeństwem, jednak po opuszczeniu kraju stali się mężem i żoną, rodzicami Miltona, dziadkami Cala”. (za: blog, Olga Majerska)
Nadzwyczajność tej powieści nie wynika jednak tylko i wyłącznie z unikalności tematu. Ma ona o wiele bardziej uniwersalny charakter i skupia się raczej na takich kategoriach jak względność czy dziedziczenie, aniżeli odmienność czy nieprzystawalność. Wyraźnie wskazuje na sytuacje, w których nasze opinie, oparte na stereotypach czy kulturowych przesądach, są puste. Rzeczywistość indywidualnego losu pojedynczego człowieka jest bowiem jest strukturą znacznie bardziej skomplikowaną, aniżeli nam się by to mogło wydawać.
Trzecią, tym razem liczącą prawie pięćset stron, powieścią Jeffreya Eugenidesa jest niedawno wydana „Intryga małżeńska” (The Marriage Plot, 2013). „Madeleine, bohaterka opowieści, to zagorzała czytelniczka. Gdy widzi książkę, która służyła dotąd głównie jako podstawka pod kubki z kawą, z miejsca zaczyna ją czytać, by choć trochę ulżyć jej smutnemu losowi. Z podobnym współczuciem traktuje profesora, u którego zamierza pisać licencjat. Jest 1982 r., na uczelniach triumfują teoretycy postmodernizmu i na tego starego wygę wszyscy patrzą z pogardą. Na swym kursie udowadnia on, że zwycięstwo feminizmu było pośrednią przyczyną upadku powieści. No bo czymże zajmowali się kiedyś najświetniejsi pisarze - od Jane Austen po Tołstoja - jeśli nie intrygą małżeńską, czyli podchodami, by młoda kobieta upolowała jak najlepszą partię, bo to jedyna możliwość ustawienia się na resztę życia? Konserwatyzm profesora współgra z temperamentem bohaterki - staroświeckiej czytelniczki, która przede wszystkim chce wiedzieć, co wydarzyło się dalej. (za: Jeffrey Eugenides: Rodzina nuklearna trzyma się mocno, Juliusz Kurkiewicz, Wojciech Orliński, w: Książki-magazyn do czytania, lipiec 2016)
Najnowsza książka Eugenidesa liczy tylko trzysta trzydzieści stron i nie jest powieścią, ale zbiorem dziesięciu opowiadań. Jak już pisałem uprzednio:
„Marudy” - to bardzo wyrafinowane opowiadanie, splatające ze sobą wątek dwu kobiet, które żyją „tu i teraz” z fikcyjną historią dwu Indianek, które są ulubionymi postaciami literackimi Cathy i Delli z książki „Dwie stare kobiety”. Prowadzi nas ku wrażeniu, że dzięki przyjaźni można oswoić nawet demencję, ale zostajemy szybko, dość drastycznie pouczeni, że dzięki przyjaźni być może tak, ale za sprawą najbliższej rodziny, w tym dzieci, zdecydowanie nie.
„Poczta lotnicza” i „Pipeta do pieczeni” wprowadzają nas w stan głębokiego poruszenia, które sprawia dotknięcie drastycznej samotności. Zarówno Mitchell, młody chłopak, który udał się w podróż dookoła świata, w poszukiwaniu sensu swego życia, jak i Tomasina, kobieta sukcesu, która zdecydowała się na sztuczne zapłodnienie za pomocą tytułowej pipety do pieczeni – są skazani tylko i wyłącznie na siebie, mimo tłumu znajomych, który ich otacza.
„Muzyka dawna” i „Apartamenty” - to opowiadania o zatraceniu się w błędnym przekonaniu, że jeśli chcemy, to możemy. Ta, tak bardzo amerykańska, ideologia sukcesu, który opiera się przecież na pop-psychologii, pogubiła gdzieś elementarne poczucie zdrowego rozsądku. Bo rzeczywiście możemy sporo zdziałać wierząc w potężne moce umysłu, jakkolwiek latać na przykład sami nie potrafimy i udowadniać tego, rzucając się z dziesiątego piętra, raczej nie powinniśmy.
„Znajdź winowajcę” - jest nie tylko mroczne, ale jest przede wszystkim historią absurdu, jakim naznaczone są nasze losy. Kochająca się para ludzi, cudowne małżeństwo, pełnia szczęścia, dom, dzieci, fantastyczna praca – wszytko pięknie, wszystko super do momentu, gdy „zeszłej wiosny, po tym jak Johanna dostała awans w Hyundaiu, zacząłem posuwać naszą opiekunkę do dzieci, Cheyenne”. (s.155)
„Proroczy srom” - z kolei wraca do wątków i pomysłów z super bestselerowej i potężnej objętościowo powieści Jugenidesa zatytułowanej „Middlesex”. Seksualność, płciowość, zaburzone poczucie bycia mężczyzną czy kobietą, dwupłciowość albo hermafrodytyzm, a wszystko to w kontekście badań nad życiem erotycznym plemion pierwotnych, w których współżycie z nieletnimi było normą.
„Kapryśne ogrody” - są oczywiście też o seksualności, tyle że w wersji zwanej uwodzeniem, a do tego „wzbogaconej” o element augustiański w postaci relikwii palca Świętego, która ma służyć za przynętę w erotycznych podbojach.
„Wielki eksperyment” – to przedostatnie opowiadanie ze zbioru, które traktuje o super zdolnym pisarzu, poecie, nauczycielu łaciny, człowieku o nadzwyczajnie wysokim IQ, którego kariera zapowiadała się bajkowo do momentu, gdy przestała się tak zapowiadać, a stało się to w okolicach jego trzydziestych urodzin. W jakiś sposób mamy tu powtórzenie niefortunnych decyzji i życiowych zawirowań, które znamy z opowiadania „Muzyka dawna” – ten sam typ nadzwyczajnie zdolnego, młodego człowieka, którego kariera, intelektualne możliwości i talent przelewają się między palcami, pozostawiając go w pewnym momencie życia w stuporze frustracji z niespełnienia. Tegoż uczucia doświadcza właśnie Kendall, ale na swojej drodze spotyka sprytnego księgowego, który wpada na doskonały i szybki sposób zrobienia dużych pieniędzy pomysłowym, aczkolwiek bardzo nielegalnym, sposobem.
Ale wróćmy do początków opowiadania:
„Zatrudnienie w charakterze redaktora – z niską pensją i bez ubezpieczenia zdrowotnego! – daje mu ekspornograf, a obecnie posiadacz niszowego, ambitnego wydawnictwa, zlecający mu np. przygotowanie skróconego wydania dzieła Alexisa de Tocqueville’a „O demokracji w Ameryce”. Francuski arystokrata podróżujący do USA w latach 30. XIX w. był zaskoczony ekonomiczną mobilnością społeczeństwa – tym, jak łatwo w nim zarobić duże pieniądze i wznieść się na wyższy szczebel drabiny społecznej. Obserwacja dojmująco nieaktualna w Ameryce u progu drugiej dekady XXI w. Księgowy właściciela wydawnictwa namawia tymczasem redaktora do finansowego przekrętu, argumentując – nie bez racji – że tylko dzięki nim powstają współczesne fortuny”. (za: Książki-Magazyn do Czytania)
Cała historia kończy się dosyć drastycznie dla obu panów, ale to akurat nie jest najważniejsze w tym wszystkim. Co najbardziej uderzające, to zestawienie ideałów Ameryki rodem z Alexisa de Tocqueville’a z ich współczesną wersją, która jest raczej karykaturą, aniżeli udoskonaloną opcją mitu wspinania się po szczeblach drabiny społecznej przez pomnażanie bogactwa.
Zbyszek Kruczalak