----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

03 lipca 2018

Udostępnij znajomym:

W najnowszej książce Jeffreya Eugenidesa „Nowy dowód” znajdziemy dziesięć opowiadań raczej przygnębiających. Dlaczego? Bo życie nas nie rozpieszcza? Bo świat jest dla nas niedobry? A może to my jesteśmy istotami z marginesu i jak chcą niektórzy, kwalifikujemy się raczej, by być zaliczeni do kategorii pomyłki w nieodgadnionym dziele boskiego stworzenia?

Może tak, może nie – jedno jest pewne, Eugenides nie ma złudzeń, co do istoty ludzkiej natury. Daje nam dziesięć historii opowiadający o poszukiwaniach sensu i w żadnym nie napotykamy choćby na ślad owego sensu odnalezienia. Nawet jeśli jakaś ulotna myśli nam przemknie po głowie, że może jednak, że może jakiś sens jest, gdzieś się przedziera przez ciemności bezsensu, to natychmiast zostajemy sprowadzeni do pionu i pozbawieni takiego wrażenia, co nie znaczy, że odarci z nadziei.

Jeśli przyjrzymy się choćby pierwszemu opowiadaniu z tego tomu, zatytułowanemu „Marudy”, to uderza w nim niepokojące uczucie obezwładniającej starości, naznaczonej chorobą zanikania pamięci. I już mogłoby się nam wydawać, że to bardzo wyrafinowane opowiadanie, splatające ze sobą watek dwu kobiet, które żyją „tu i teraz” z fikcyjną historią dwu Indianek, które są ulubionymi postaciami literackimi Cathy i Delli (głównych bohaterek) z książki „Dwie stare kobiety” (która to książka naprawdę została opublikowana) prowadzi nas ku wrażeniu, że dzięki przyjaźni można oswoić nawet demencję, ale zostajemy szybko, dość drastycznie pouczeni, że dzięki przyjaźni być może tak, ale za sprawą najbliższej rodziny, w tym dzieci, zdecydowanie nie.

Podobnie ma się sprawa w kolejnych tekstach zbioru „Nowy dowód”, oczywiście w innym kontekście i w innym natężeniu.

„Poczta lotnicza” i „Pipeta do pieczeni” wprowadzają nas w stan głębokiego poruszenia, które sprawia dotknięcie drastycznej samotności. Zarówno Mitchell, młody chłopak, który udał się w podróż dookoła świata, w poszukiwaniu sensu swego życia, jak i Tomasina, kobieta sukcesu, która zdecydowała się na sztuczne zapłodnienie za pomocą tytułowej pipety do pieczeni – są skazani tylko i wyłącznie na siebie, mimo tłumu znajomych, który ich otacza.

„Muzyka dawna” i „Apartamenty” to opowiadania o zatraceniu się w błędnym przekonaniu, że jeśli chcemy, to możemy. Ta, tak bardzo amerykańska, ideologia sukcesu, który opiera się przecież na pop-psychologii, pogubiła gdzieś elementarne poczucie zdrowego rozsądku. Bo rzeczywiście możemy sporo zdziałać wierząc w potężne moce umysłu, jakkolwiek latać na przykład sami nie potrafimy i udowadniać tego, rzucając się z dziesiątego piętra, raczej nie powinniśmy.

„Znajdź winowajcę” jest nie tylko mroczne, ale jest przede wszystkim historią absurdu, jakim naznaczone są nasze losy. Kochająca się para ludzi, cudowne małżeństwo, pełnia szczęścia, dom, dzieci, fantastyczna praca – wszytko pięknie, wszystko super do momentu, gdy „zeszłej wiosny, po tym jak Johanna dostała awans w Hyundaiu, zacząłem posuwać naszą opiekunkę do dzieci, Cheyenne”. (s.155) Degrengolada i destrukcja układu miały jednakowoż swój początek już wcześniej, gdy alkoholizm głównego bohatera zaczął nabierać na sile, a swą kulminację w seksualnych wyczynach z Cheyenne. Co w tym wszystkim - w końcu super powszechnym i nieomalże banalnym zjawisku zdrady, które dotyka większość małżeństw – najbardziej jest niesamowite, to fakt, że główny bohater za wszelką cenę i wbrew wszystkiemu i wszystkim, chce powrócić w utracony świat miłości i szczęścia rodzinnego, ale nie potrafi. Niesamowite opowiadanie o banalności głupoty, sile instynktu i absurdalności zachowań.

„Proroczy srom” z kolei wraca do wątków i pomysłów z super bestselerowej i potężnej objętościowo powieści Jugenidesa zatytułowanej „Middlesex”. Seksualność, płciowość, zaburzone poczucie bycia mężczyzną czy kobietą, dwupłciowość albo hermafrodytyzm - to wszystko są motywy już znane. Co naprawdę jest wstrząsające w tym opowiadaniu, to zakończenie, w istocie ostatnie zdanie: „I przecież trudno walczyć z lokalnymi obyczajami” – czy rzeczywiście? A jeśli tak, to gdzie są granice kulturowej tolerancji albo nakładania różnych miar na identyczne wydarzenia, sprawy, sądy i obyczaje? Cała drastyczność owego zdania wynika z sytuacji, gdy naukowiec badający seksualność ludów pierwotnych, Peter Luce, pozwala masturbować się małemu chłopcu, który wprawdzie w swoim plemieniu robi to stale, ponieważ uznane tam to jest za normę, ale Peter Luce nie jest przecież częścią owej społeczności. To przekraczające normy opowiadanie ma niebywałą moc emocjonalną, tocząc dyskusję o tym, czym jest seksualność człowieka i jak ją definiować. Jak czytamy w tekście:

„Męscy pseudohermafrodyci z syndromem braku 5-alfa-reduktazy u osobników, którzy zostali wychowani jako kobiety, stanowią wyjątkowy materiał do badań wpływu testosteronu i płci, w jakiej są wychowywani, na określanie tożsamości płciowej […] (s.201) Ewolucja nie ma spójnej strategii działania. Choć słynie z tego, że pozostaje wierna pewnym eleganckim formom […], potrafi także ni z tego, ni z owego przejść do improwizacji.” (s.186)

Przypomnijmy tylko, że „chociaż Middlesex jest przede wszystkim opowieścią o życiu Cala (wcześniej Calliope) – około czterdziestoletniego hermafrodyty – rozpoczęła się ona na długo przed narodzinami naszego narratora i głównego bohatera. Jego historia jest bowiem także historią genu, mutacji na piątym chromosomie, którą musimy poznać, by zrozumieć ogrom istnienia składającego się z wiedzy i doświadczeń, ale także błędów wielu pokoleń. Dlatego przyglądamy się losom Desdemony i Eleutheriosa, zwanego Leftym, którzy jeszcze w Grecji byli rodzeństwem, jednak po opuszczeniu kraju stali się mężem i żoną, rodzicami Miltona, dziadkami Cala”. (za: blog, Olga Drewnowska)

„Kapryśne ogrody” są oczywiście też o seksualności, tyle że w wersji zwanej uwodzeniem, a do tego „wzbogaconej” o element augustiański w postaci relikwii palca Świętego, która ma służyć za przynętę w erotycznych podbojach. Kompletnie zwariowane qui pro quo pozwala nam znowu zanurzyć się w smutku pogmatwanych, toksycznych, egoistycznych i niespełnionych relacji damsko męskich: dwu mężczyzn i dwie przygodnie spotkane, młode dziewczyny w czasie kolacji, podczas której serwuje się ogromna ilość karczochów wykopanych w ogrodzie, bo tylko to jest w domu do jedzenia. W końcu jednak nic się nie wydarza, wszystko się rozpływa i do niczego nie dochodzi. Bohaterowie są pogubieni w chęciach i niechęciach i nawet palec świętego Augustyna na niewiele się zdaje. Jak pisze Justyna Sobolewska w Polityce:

„Trudno jednak wskazać bezpośredniego sprawcę upadku bohaterów, bo w większości są to ludzie przegrani. Czasem jest to brak pieniędzy, jak w opowiadaniu o muzyku. Czasem niedojrzałość – Eugenides portretuje mężczyzn, którzy nigdy nie staną się dorośli. Niektórzy wchodzą w katastrofę z nieustającą nadzieją, jak przedsiębiorca, który nie zwraca uwagi na następujące po sobie klęski. Nie znajdziemy tu recept wygrania z losem, widzimy za to bohaterów, na których przychodzi „pora topora”, i o takich ludziach Eugenides potrafi poruszająco opowiadać”.

Kontynuacja za tydzień

Wszystkie cytaty za: Nowy dowód, Jeffrey Eugenides, wyd. Sonia Draga, 2018

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor