Karen mieszka w USA, Grażyna w Polsce. Mają dużo wspólnego, ale też znacznie się od siebie różnią. Za bardzo jak na siostry, ale kuzynkami mogą być.
Karen pochodzi z amerykańskiej klasy średniej. Jest osobą pewną siebie, potrafi zawalczyć o swoje. Domaga się szacunku i spełniania jej oczekiwań, nawet kosztem innych ludzi. Jest znana z tego, że wywołuje awantury, domaga się natychmiast rozmowy z managerem! Byle drobiazg w zachowaniu pracownika na przykład Starbucks wywołuje jej agresję i właśnie żądanie spotkania z szefem. Nawet charakterystyczną dla niej fryzurę /bob haircut/ określa się mianem "czy mogę rozmawiać z twoim managerem". Karen jest jędzą i postrachem, mówi się o niej, że "zabrała jego dzieci i jego dom" - oczywiście po rozwodzie. Teraz podczas pandemii podkreśla się, że Karen jest przeciwniczką wszelkich szczepień, uważa noszenie maseczek za bzdurę i ograniczanie jej praw, poza tym ona doskonale wie, kto zawinił, czyli - kto nam podrzucił tego wstrętnego wirusa.
Karen nie odpuści, nigdy i nikomu. Zawsze wezwie policję i będzie się domagała interwencji zgodnie z jej oceną danej sytuacji. Ostatnio widzieliśmy ją wzywająca policje, bo Afroamerykanin zwrócił jej uwagę, by nie spuszczała w publicznym parku psa ze smyczy. Poczuła się zagrożona, bo przecież ona ma prawo, a on? Nie wiadomo, co taki robi, choć mówi, że obserwuje ptaki. Policja ma przyjechać i jej bronić, bo jej się należy. Razem z mężem wyszła też niedawno na ganek ich domu, by odstraszać demonstrantów. On z karabinem, ona z pistolecikiem, obrońcy ich własnego prawa do ich własnej wolności czy godności. Inni - zdaniem Karen, takich praw do obrony nie mają, przynajmniej ona nic o tym nie wie. Lata temu Karen występowała pod pseudonimem BBQBecky, a to dlatego, że wzywała policję, bo zauważyła - znowu - Afroamerykanów rozpalających grilla w publicznym parku. Ona uważała, że tego nie wolno robić, więc domagała się interwencji. W San Francisco powstał właśnie projekt aktu prawnego Caution Against Racially Exploitative Non-Emergencies /CAREN!/ Act. Chodzi o zakaz fabrykowania opartych o rasistowskie uprzedzenia raportów o gwałtach. Jednym słowem - Karen to dość paskudny stereotyp głupiej baby, pełnej uprzedzeń, pretensji, uprzykrzającej życie innym. Przekonana o swoich racjach, o tym, że wszyscy jej są coś winni, nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że to ona się myli, że jest głupia, śmieszna i po prostu mecząca.
Karen występuje głównie na różnych stronach i forach internetowych, w programach satyrycznych, choć bywa że poświęcają jej uwagę także politycy /ostatnio burmistrz Chicago/, poważni naukowcy, badacze społecznych podziałów i stereotypów. Mniej mówi się o jej mężu, nie ma zgodności nawet co do tego, jak on miałby mieć na imię. Może Ken?
I to ja głównie różni od naszej Grażyny. Bo tej internauci nie poświęcają tyle uwagi ile jej mężowi - Januszowi. O Grażynie wiadomo mniej więcej jak natapirowaną ma fryzurę, że lubi plotki i zakupy. Wiadomo też co i kiedy gotuje. Za to Janusz opisany jest o wiele dokładniej. Duży nos, duże wąsy, duży brzuch. Poza tym biały podkoszulek na ramiączkach, białe skarpetki - oczywiście do sandałów. Krótkie spodnie. Ulubione zajęcia - picie piwa i oglądanie telewizji, zwłaszcza takich "paranoicznych paradokumentalnych" seriali jak "Dlaczego ja", i "Trudne sprawy". Oboje lubią mówić o sprawach, o których nie mają pojęcia, oboje są głupi, ale cwani, pozbawieni elementarnych zasad kultury, także osobistej. Internauci nie pozostawiają suchej nitki także na ich dzieciach - Sebastianie i Karynie, a wnuki to już będą Dżesika i Brajan. Janusz i Grażyna stali się w Polsce popularni kilka lat temu po konkursie na "Młodzieżowe hasło roku". Wtedy zostali dokładnie opisani i zdefiniowani. Być może powstali trochę na wzór sławnej rodziny Kiepskich.
Stereotypy pomagają nam opisać rzeczywistość. Odreagować denerwujące aspekty. Nie są ani sprawiedliwe, ani w stu procentach prawdziwe. Bywają dowcipne.
Czy jest coś złego w tych imionach Janusz, Grażyna. Nie! Wprost przeciwnie. Są nasze, typowo polskie / "Zwana Grażyną czyli piękną księżną" pisał wieszcz/. Kilka lat temu musiały po prostu być imionami bardzo popularnymi i dlatego 'się nadały' do stworzenia takich postaci. Czy pomagają umacniać podziały w społeczeństwie na przykład na prostaków i wykształciuchów, czy raczej są lustrem, w którym można się przeglądać? Co kto woli.
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.