Rozpoczęte właśnie Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, których gospodarzem jest Katar, wywołują duże emocje – nie tylko dlatego, że po raz pierwszy odbywają się jesienią, a nie latem. Na przykładzie tym nie tylko widać patologię FIFA, ale także pozycję, jaką we współczesnym świecie zajmują państwa Zatoki Perskiej.
Tegoroczny piłkarski Mundial wzbudza kontrowersje, jakich od dawna nie wzbudzała żadna z imprez sportowych. Gospodarzem wydarzenia porównywalnego rangą z igrzyskami olimpijskimi zostało państwo bez tradycji piłkarskich, nieduże i położone w bardzo niewygodnej dla uprawiania sportu strefie klimatycznej (z tego powodu impreza rozegra się w listopadzie i grudniu, a nie czerwcu i lipcu). Chociaż Katar nie kojarzy się z futbolem, to jest bardzo bogaty, o czym przekonać można się oglądając obrazki z jego stolicy Dohy, z wieżowcami, obiektami sportowymi, nowoczesnością i przepychem na każdym kroku. W czasie budowy infrastruktury na mistrzostwa śmierć poniosło co najmniej kilka tysięcy robotników sprowadzonych z innych państw, o statusie niewiele różniącym się od niewolników. Katar, mimo maski nowoczesności i globalizacji, reprezentuje typowy muzułmański fundamentalizm ustrojowy, gdzie główną rolę gra prawo szariatu, koncepcja praw człowieka nie jest uznawana, kobiety traktowane są jak ludzie drugiej kategorii, a przedstawiciele społeczności LGBT są prześladowani. Do Kataru wiodą też niektóre nici wsparcia międzynarodowego terroryzmu islamskiego. Zakaz sprzedaży piwa na stadionach mieści się w tym systemie wartości – w krajach muzułmańskich alkohol jest na cenzurowanym, wobec czego nawet przedstawiciele innych religii i kultur nie będą mieli do niego dostępu.
Oczywiście, jak łatwo się domyślić, za decyzją o organizacji mistrzostw w Katarze stały właśnie pieniądze – nie jest tajemnicą, że Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej, czyli FIFA, to organizacja nietransparentna, skorumpowana, ponad idee sportowe stawiająca „business as usual” i myśląca przede wszystkim o sponsorach, a nie fanach futbolu. Dość powiedzieć, że poprzednie mistrzostwa świata zorganizowano… w putinowskiej Rosji.
Skąd bogactwo Kataru? Jak łatwo się domyślić, jego pierwotnym źródłem były oczywiście surowce – ropa naftowa oraz ogromne złoża gazu ziemnego. Leżące na pustynnym półwyspie państwo, wciśnięte między Arabię Saudyjską, nie ma gdzie uprawiać zbóż czy hodować zwierząt, w łańcuchu przemysłowym było zaś zawsze na dalszych pozycjach. Wydobycie ropy i gazu zapewniło temu niewielkiemu krajowi kapitałowy zastrzyk, który pozwolił na skuteczną akumulację i przejście na wyższy poziom gospodarczy. Dzisiaj Doha i okolice to nie tylko ogromny producent paliw i jego przemysłowych pochodnych, ale także atrakcyjne miejsce pod względem turystycznym, handlowym, transportowym czy usługowym. W jakimś sensie Katarczykom udało się to, co nie wyszło Rosjanom – ci ostatni też sprzedają surowce, nie potrafili jednak zmodernizować własnego systemu gospodarczego. To przejście od producenta surowcowego do quasi centrum globalnego kapitalizmu jest typowe dla małych państw Zatoki, takich jak chociażby Zjednoczone Emiraty Arabskie z robiącym wrażenie Dubajem.
Kraje Zatoki Perskiej, chociaż z perspektywy Europy odległe, od wieków pełniły swoją rolę w rozwijającym się systemie światowym. To właśnie tędy biegł szlak handlowy z Indii do basenu Morza Śródziemnego – a więc droga, którą transportowano cenne przyprawy i towary luksusowe. To z powodu przejęcia kontroli nad nim przez silny kalifat muzułmański, a potem Turków Osmańskich, dochodziło pośrednio do konfliktów muzułmańsko-chrześcijańskich i krucjat. To stąd wzięły się też odkrycia geograficzne – ominięcie pośredników bliskowschodnich zmuszało do szukania drogi morskiej do Indii, co przywiodło Kolumba do Ameryki (Portugalczyk Vasco da Gama odniósł tu sukces, opływając Afrykę).
Dlatego też światowe imperia chciały mieć w tym regionie swoje przyczółki. Takie tworzyli Portugalczycy, najwybitniejsi żeglarze i handlarze epoki nowoczesnej, którzy jako pierwsi Europejczycy weszli do Indii. Ich miejsce zajęli potem Brytyjczycy, dla których znowu Półwysep Arabski i Zatoka Perska były łącznikiem między Indiami – „perłą w brytyjskiej Koronie” – a Morzem Śródziemnym. Uwidoczniło się to zwłaszcza od II połowy XIX wieku, gdy budowa Kanału Sueskiego radykalnie skróciła czas podróży z Europy do Azji. Po upadku Imperium Osmańskiego w wyniku I wojny światowej Katar, podobnie jak Bahrajn czy Emirat, stał się protektoratem Londynu – rządził się sam, ale musiał podporządkować się imperium. Dopiero fala dekolonizacji lat 60. doprowadziła do niepodległości tych państw.
Dziś w tę rolę weszło USA. Zarówno duża Arabia Saudyjska, jak i malutki Katar, stanęły po stronie koalicji antyirackiej w czasie operacji „Pustynna Burza”, udostępniając Amerykanom swoje bazy wojskowe. Ropa i gaz ziemny wciąż grają ważną rolę w polityce światowej, a Iran jest państwem wrogim Ameryce, w związku z czym stosunki z islamskimi monarchiami Zatoki mają strategiczne znaczenie dla Waszyngtonu. Dość powiedzieć, że amerykańscy dyplomaci akurat w ich wypadku zapominają o przypominaniu o kwestiach takich jak prawa człowieka czy demokracja – interesy biznesowo-polityczne są bowiem ważniejsze.
Czy więc „petro-dolary” zawładną światem? Kierunek zmian wydaje się niekorzystny dla producentów paliw kopalnych. Nagromadzone bogactwo jednak pozostanie, a wraz z nim wszystkie związane z nim grzechy.
Tomasz Leszkowicz