75 lat temu, 13 kwietnia 1943 roku, Radio Berlin podało informację o odkryciu masowych grobów pomordowanych polskich oficerów w Katyniu pod Smoleńskiem. Na światło dzienne wyszła okrutna zbrodnia, dokonana przez komunistyczny aparat terroru. Dziś rocznica ta jest obchodzona jako Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej.
17 września 1939 roku Związek Radziecki zaatakował Polskę, od pół miesiąca rozpaczliwie broniącą się przed niemiecką inwazją. Chociaż wojna na zachodzie kraju była już raczej przegrana, cios ze wschodu był potwierdzeniem klęski, zdezorganizował działanie walczącego państwa i był szokiem dla społeczeństwa. Nieprzypadkowo Stanisław Ignacy Witkiewicz popełnił samobójstwo właśnie następnego dnia – w obliczu własnych doświadczeń życiowych pisarz wolał odebrać sobie życie niż zetknąć się z czerwoną nawałą.
Klęska wrześniowa rozbiła polską armię. Szczególnie bolesne skutki miało to na Kresach Wschodnich – to tam tworzono ośrodki zapasowe i instytucje zaplecza frontu, tam też m.in. ewakuowano funkcjonariuszy Policji Państwowej z ziem zaatakowanych przez Niemców. Tysiące tych ludzi zostało zagarniętych przez atakującą Armię Czerwoną i wziętych do niewoli. Wiedzieli, że kolejne lata wojny spędzą w obozie jenieckim. Ich los miał potoczyć się jeszcze tragiczniej.
Jeńcy polscy, przede wszystkim oficerowie oraz przedstawiciele służb mundurowych (policjanci, funkcjonariusze Korpusu Ochrony Pogranicza, Straży Granicznej i Więziennej czy też leśnicy) zostali zgromadzeni w trzech obozach jenieckich: w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz więzieniach radzieckich. Tam spędzili zimę z 1939/1940. Wiadomo, że prowadzono wśród nich intensywną pracę propagandową i wywiadowczą, która miała na celu przekonanie ich do współpracy z ZSRR. Jednym z oficerów, który zdecydował się nawiązać kontakty z radzieckimi służbami, był ppłk Zygmunt Berling, późniejszy dowódca polskich oddziałów wojskowych podporządkowanych Związkowi Radzieckiemu. Zdecydowana większość oficerów nie była jednak zainteresowana żadnymi kontaktami z wrogiem.
Na początku marca 1940 roku szef Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRR (NKWD) Ławrientij Beria zaproponował Stalinowi „rozwiązanie problemu” z polskimi oficerami i innymi więźniami poprzez ich wymordowanie bez procesu i wyroku sądowego. Mieli być oni według szefa radzieckiej bezpieki „zdeklarowanymi i nierokującymi nadziei poprawy wrogami władzy sowieckiej”. Stalin zaaprobował ten wniosek, wydając 5 marca tajną decyzję nr P13/144, popartą przez całe Biuro Polityczne radzieckiej partii komunistycznej, co oznaczało, że byli za nią odpowiedzialni wszyscy przywódcy ZSRR (w tym Nikity Chruszczowa, który w 1956 roku zrzucał winę za zbrodnie stalinowskie tylko na Stalina i Berię). Jaki był cel eksterminacji polskich oficerów? Niektórzy zwracają uwagę na względy ściśle emocjonalne (zemsta Stalina na Polakach za wojnę 1920 roku), była ona jednak „pragmatyczna” z punktu widzenia systemu stalinowskiego. Drogą do podporządkowania Polaków miała być dla radzieckiego sekretarza generalnego wyeliminowanie elity państwowej – a po doświadczeniach Wielkiego Terroru z II poł. lat 30. nie miał już skrupułów przed wysyłaniem ludzi masowo na śmierć.
Jeńców z obozów jenieckich wywożono pomiędzy 3 kwietnia a 16 maja. Egzekucji dokonywano w lesie w miejscowości Katyń pod Smoleńskiem oraz w więzieniach NKWD w Charkowie, Kalininie (Twerze), Kijowie i Mińsku. Polaków mordowano przy użyciu rewolwerów, strzałem w tył głowy. Morderstw dokonywano zwykle w nocy. W wypadku Katynia zabitych chowano od razu w dołach śmierci, zaś z dużych miast wywożono ich w specjalnie przygotowane miejsca pochówku: z Charkowa do wsi Piatichatki, z Tweru do Miednoje, z Kijowa do Bykowni a z Mińska prawdopodobnie do Kuropat. Groby w sposób planowy maskowano, m.in. przez nasadzenia w ich miejscu młodych lasów.
Łącznie zginęło co najmniej 21,768 obywateli Polski, w tym ponad 10 tys. oficerów Wojska Polskiego, a także funkcjonariuszy służb mundurowych oraz cywilów aresztowanych przez radziecki aparat bezpieczeństwa. Wśród nich znalazło się wielu generałów i wysokich stopniem oficerów, współtworzących kościec przedwojennej armii. Wśród wziętych do niewoli oficerów wielu było też rezerwistów, wykonujących w życiu cywilnym ważne zawody, np. prawników, architektów, inżynierów czy lekarzy. Na miejscach kaźni zbrodni katyńskiej zginęły tysiące przedstawicieli polskiej elity – to jedna z bardziej dotkliwych strat, które dotknęły Polskę w czasie II wojny światowej.
NKWD próbowało zatuszować morderstwo, a Stalin na pytanie o losy polskich oficerów odpowiedział przedstawicielom RP, że uciekli do Mandżurii (północnych Chin). W kwietniu 1943 roku sprawę zbrodni nagłośnili jednak Niemcy, którzy ogłosili odkrycie w lesie katyńskim masowych grobów polskich oficerów. Propaganda hitlerowska chciała wykorzystać to do wbicia klina między aliantów. Polski Rząd na Uchodźstwie w reakcji na komunikat zwrócił się do Czerwonego Krzyża o zbadanie sprawy, na co ZSRR odpowiedziało jednostronnym zerwaniem stosunków dyplomatycznych. Alianci zachodni wybrali politykę i sojusz ze Stalinem zamiast prawdy.
Zbrodnia katyńska przez pół wieku skrywała się w mrokach kłamstwa i tajemnicy. Jednocześnie pamięć o niej była impulsem, który wzmacniał opór Polaków wobec ZSRR i komunizmu. Dzisiaj polskie ofiary są godnie upamiętnione, a świadomość ich tragedii jest silnym składnikiem polskiego myślenia o przeszłości.
Tomasz Leszkowicz