„Podobno jakiś ukraiński przewodnik opowiadał wycieczce, że Czarny kwadrat to płat ojczystego czarnoziemu. Rosjanie uznali to za przykład infantylnego nacjonalizmu, ale kto wie. Tłuste błoto, które pochłania konia, karetę, ludzi, miasto. Rodzi zboże i buraki. Gleba – świat w niej znika, żeby pojawić się na nowo”. (M. Wicha, Kierunek zwiedzenia)
Czarny kwadrat, który zmienił kierunek postrzegania dzieła sztuki. Obraz, który stworzył nową rzeczywistość w relacji twórca – odbiorca, a także, a może nawet przede wszystkim, zmienił kontekst wzajemnych relacji w tym, co nazywamy światem sztuki. W jaki sposób? O tym właśnie jest jedna z najciekawszych książek Marcina Wichy, Kierunek zwiedzania, która prowadzi nas przez meandry twórczości Kazimierza Malewicza - artysty ponad miarę i ponad czas, którego najsłynniejsze dwa płótna: Czarny kwadrat na białym tle i późniejszy, Biały kwadrat na białym tle, zmieniły bieg sztuki i sposób jej tworzenia, rozumienia i interpretowania. Czy można oczekiwać czegoś więcej od artysty, którego życie przypada na okres wyjątkowo bezwzględnych w swym okrucieństwie burz i naporów, czyli pierwszej wojny i rewolucji bolszewickiej?
Malewicz, jakkolwiek uwikłany historycznie, bo kto nie jest, nawet jeśli tego bardzo unika – poszukuje w swych pracach niemożliwego. Tego, co nieuchwytne, a przeczuwalne – tajemnicy nieograniczoności, w żaden sposób nielimitowanej przez jakiś konkret czy przedmiot. Jego poszukiwania odsłaniają tęsknotę za nieskończonym, idealnym, ale bezprzedmiotowym, wykraczającym poza granice tego, co jest.
Marcin Wicha wprawdzie nadaje swoisty kierunek zwiedzania temu, co składa się na fenomen zwany Malewiczem, ale jest to bardzo specyficzny kierunek: kapryśmy i raczej bliżej labiryntu, aniżeli przechodzenia z jednego miejsca do drugiego w kolejności. Wicha wyzbywa się wdrukowanego w europejski mózg poczucia kolejności i stąd twarz Malewicza odnajdujemy w ulotnych i momentalnych zbliżeniach, często zadziwiających:
„[…] to typowa twarz z pierwszej połowy XX wieku. Twarz mężczyzny, który marnie się odżywia (i zapewne kiepsko ubiera). Poddana działaniu wschodnioeuropejskiego klimatu. Z naszych stron. W sam raz dla urzędnika kolejowego, sprzedawcy, magazyniera, zastępcy dyrektora, zdemaskowanego szpiega, który prosi dla siebie o najwyższy wymiar kary. (W tle szum kamery, reflektory płoną z oburzenia, koszula biała ze strachu, strużka potu spływa z potylicy). Artysta odziedziczył porządną, uczciwą, ciężko pracującą twarz. Twarz swojego ojca, swoich stryjów i dziadków, i pradziadków. Przeznaczoną do podziału między braci i bratanków, odpowiedzialnych ludzi zatrudnionych w rolnictwie, przemyśle i administracji. Trzyma tę twarz w niewoli – zabiera w dziwne miejsca, czasem zmusza do pląsów, rozciąga, a te wygłupy zapowiadają, co stanie się ze światem. Jest jak facet, który trwoni rodzinny majątek. W odziedziczonej kamienicy lepi rzeźby z wosku i kurzu”.
Tytuł książki Wichy nie jest rzecz jasna przypadkowy. Kazimierz Malewicz bowiem, malując Czarny kwadrat na białym tle, zmienił nie tyle kierunek zwiedzania, co cały koncept i metodę współistnienia ze sztuką. Wykreował konceptualną metodę artystycznego bycia, a jego suprematyzm przewrócił do góry nogami, a raczej odwrócił niż przewrócił, kolejność relacji dzieło-twórca-odbiorca.
To odbiorca stwarza sensy w relacji z dziełem, to on jest meta-twórcą. Suprematyzm nie tylko jest bezprzedmiotowy (nie zajmuje się przedmiotem czy rzeczą), ale też dematerializuje i deestetyzuje – po co? Odpowiedź jest oczywista. Skupia się bowiem na pojęciu, a nie na przedmiocie. Suprematyzm Malewicza pozwala odbiorcy, czyli temu, kto patrzy na Czarny kwadrat zawieszony w rogu sali wystawowej, niczym ikona w domu wyznawców prawosławia, zmierzyć się z konceptem skrywanym za tym co czarne, na białym tle, a także za tym, co białe, na białym tle – zadanie dla wyrafinowanych umysłów, niezwykle wymagające, bo będące efektem procesu konceptualizacji głęboko zanurzonym w historycznym kontekście tego wszystkiego, co nazywamy historią sztuki.
Owa historia sztuki to nieustanne zmaganie z pragnieniem pokazania tego, czego pokazać się nie da. Tego, czego istnienie przeczuwamy, ale nie potrafimy ani nazwać ani namalować – niczym platońskie idee, które są, ale my możemy dostrzec jedynie ich cienie, one same są dla nas nieosiągalne.
Czarny kwadrat Malewicza, to właśnie takie obcowanie z cieniami idei, które za owym kwadratem się czają, ale do których, ani artysta, ani odwiedzający galerię nie mają bezpośredniego dostępu. W gruncie rzeczy Malewicz w swym suprematyzmie idzie na łatwiznę, przerzucając całą odpowiedzialność poszukiwań na widza, sam jedynie prowokując.
Malewicz miał, jak sugeruje Marcim Wicha, ogromne poczucie swej misji i swej wartości. Boga uważał za kolegę po fachu.
W „liście do Michaiła Gerszenzona (pisze): Przyszło mi do głowy, że jeśli ludzkość nakreśliła obraz Bóstwa na swoje podobieństwo, to może czarny kwadrat jest obrazem Boga, jako istoty jego doskonałości na nowej drodze dzisiejszego początku. […] – wciąż można uwierzyć, że ten obraz to gwóźdź, na którym wszystko się trzyma”.
I jest w tym stwierdzeniu to wszystko, co składa się na nową rzeczywistość, czy lepiej, nowe otwarcie w historii sztuki, bo suprematyzm, to fenomen awangardy, wpisujący się w konceptualizm i abstrakcję, czyli to wszystko, co po nim – czyli sztukę nieprzedstawiającą, niefiguratywną, uciekającą od naśladowania i zdecydowanie nieilustracyjną.
„Kim jest bohater tej opowieści? Twórcą, prorokiem czy może wielkim mistyfikatorem? W książce Marcina Wichy spacer po wyimaginowanej wystawie prac Malewicza staje się pretekstem do opowieści o utopijnych projektach i niespełnionych marzeniach, o rosyjskiej rewolucji i naszej współczesności.
Eksponatami są tu obrazy, znaki interpunkcyjne, buraki cukrowe i ludzkie losy. Autor umyka muzealnej narracji, z uśmiechem i nie bez ironii podejmuje grę z konwencją artystycznej biografii, a jednocześnie, już całkiem serio, próbuje znaleźć język zdolny uchwycić istotę malarstwa – i daje przy tym niezwykły popis literackiego kunsztu.
Tego dnia sam chce być farbą. Czuć tę farbę na sobie. Chce się nią posmarować. Owinąć. Chce ją zobaczyć całym ciałem, bez użycia oczu. Nie chce być malarzem. Chce być obrazem. Kolorem. Wszystkimi kolorami. Najlepiej królem kolorów w kolorowej szacie. Chce mieć kolorowe skrzydła, zostawiać za sobą barwną smugę” (z recenzji wydawnictwa Karakter).
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Kierunek zwiedzania, Marcin Wicha, wyd. Karakter, 2021, s. 260
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com