Dlaczego? Klara i słońce Kazuo Ishiguro to opowieść o swoiście doświadczanym dorastaniu, zatem idealnie wpasowuje się w oczekiwania nastoletniego czytelnika, dla dzieci się jednak nie nadaje, mimo że nosi znamiona bajkowości – nie ma w niej krasnali, ani dobrych wróżek, złych smoków i bohaterskich królewiczów. A co jest?
Matka, córka, ojciec, przyjaciel i przyjaciółka, jej dawny kochanek, malarz i gospodyni oraz robot. Może jeszcze parę pobocznych postaci, ale to wszystko. Niewiele? Wystarczająco dużo, by skonstruować historię nie z tej bajki, aczkolwiek zdecydowanie z tej ziemi. Wszystko bowiem toczyłoby się normalnym trybem, powieść rozwijałaby się jak każda inna, aż tu nagle android i to taki niezwykle zaawansowany cyfrowo, cudo techniki, inżynierii i wyrafinowanych, najnowszych technologii. Wygląda, zachowuje się i myśli jak człowiek. Można go kupić w sklepie w wersji chłopięcej lub dziewczęcej. W skrócie nazywa się go/ją SP – sztuczną przyjaciółką/przyjacielem. Klara jest właśnie taką SP.
Ma służyć pomocą, radą i wszystkimi swoimi umiejętnościami chorobliwej Josie, nastolatce, która mieszka z matką na odludziu, uczy się zdalnie i jest zadurzona w Ricku, chłopcu z sąsiedztwa. Powieść rozwija się oczywiście wielowątkowo, ale akcja skupia się w relacji tych trojga. Banał? Po trosze. Chore dziecko, zamartwiająca się tym matka, kochający, aczkolwiek mieszkający gdzie indziej, ojciec po przejściach, oddany przyjaciel z problemami w domu, malarz ułudy i SP Klara – mieszanka zdecydowanie zakręcona w duchu i nastroju bestsellerów Paulo Coelho.
W jaki sposób? Emocjonalny. Ishiguro gra tu w swoiście egzaltowany sposób na emocjach czytelnika, ale ta gra nie jest ani bezwzględna, ani ostateczna, a momentami ociera się o łzawy banał. Widać to drastycznie w scenie rozmowy Paula (może to zamierzone nawiązanie do Paula Coehlo), ojca Josie z SP Klarą, która w pewnym momencie ma stać się Josie, ma ją zastąpić:
„– W takim razie pozwól, że zadam ci inne pytanie. Czy wierzysz w coś takiego jak ludzkie serce? Nie chodzi mi oczywiście o organ. Pytam o serce w znaczeniu metaforycznym. O ludzkie serce. Myślisz, że coś takiego istnieje? Coś, co czyni każdego z nas jedynym i niepowtarzalnym? Przez chwilę załóżmy, że istnieje. Czy rozumiesz, że w takim przypadku, chcąc naprawdę nauczyć się Josie, będziesz musiała nauczyć się nie tylko jej zewnętrznych zachowań, ale również tego, co tkwi w niej głębiej? Będziesz musiała nauczyć się jej serca? (s. 229/230)
Wcześniej o tym samym mówi matka dziewczynki w scenie nad wodospadem:
„– Chyba dobrze, że nie zabrałyśmy tutaj Josie – powiedziała. – Nie czuła się najlepiej. Ale teraz, kiedy tu tak siedzimy, brakuje mi jej. – Obejrzała się i popatrzyła na wodospad. A potem obróciła się z powrotem i jej wzrok powędrował ku przechodniom, psom i SP. – No dobrze, Klaro. Ponieważ nie ma z nami Josie, chcę, żebyś się nią stała. Tylko na krótką chwilę. Skoro już tu przyjechałyśmy”. (s.114)
O co w tym wszystkim chodzi? Josie jest poważnie chora, jej siostra Sal umarła i zostawiła matkę w absolutnej rozpaczy – chroniąc się przed kolejną tragedią SP Klara ma być lekiem na całe zło. Wszyscy w jakiś sposób są zaangażowani w realizację konceptu „zastąpienia” Josie Klarą, szczególnie tajemniczo jest tym owładnięty diaboliczny malarz Capaldi, tworzący, bo przecież nie malujący, portret Josie, który ma stać się powłoką dla Klary. Diaboliczne? Może w zamiarze takie miało być, ale ostatecznie mamy w tego dramatu kłótnię małżeńską, która czyni całą scenę w pracowni malarza czymś na granicy groteski.
Dziwny jest też w powieści Kazuo Ishiguro świat przedstawiony. Z jednej strony super zaawansowane technologicznie roboty/androidy niczym z powieści science fiction, genetycznie modyfikowani ludzie (Rick jest nie modyfikowany, czyli nieskorygowany), a z drugiej rzeczywistość bliska naszemu tu i teraz. Książki papierowe na półkach (s. 198), damska torebka zawieszona na kołku na ubrania (s. 221), samochody jeżdżą, a nie latają, a w restauracjach obsługują zupełnie normalni kelnerzy.
Klara i słońce ma pewne cechy wybitnych powieści Ishiguro. Mamy przecież tu motyw służącej, która wprawdzie jest androidem, ale przecież jej najważniejszym zadaniem jest „dbanie o Josie, dbanie o jej zdrowie” (s.225), czyli absolutne oddanie w służeniu, identyczne z tym, jakie prezentował pan Stevens w genialnych Okruch dnia:
„Tak to już jest, że dla takich jak my nie ma większego wyboru, jak tylko pozostawić ostatecznie nasz los w rękach tych, którym służymy […]” (s.310)
Mamy też motyw malarza i obrazu. Wprawdzie z zupełnie innej bajki, niż ta opowiedziana nam w Malarzu świat ułudy, ale czy artystyczna sprawczość malarza-demiurga nie ma pewnych wspólności z diaboliczną postacią Capaldiego?
/Tytułowym malarzem „świata ułudy” jest nie tyle Masuji Ono, co jego mistrz – Seiji Moriyama. Moriyama do końca wierny został swoim poglądom – malarz powinien próbować uchwycić „świat ułudy”, czyli efemeryczne momenty, jak unikalne, niepowtarzalne piękno gejszy spinającej włosy, światło lampionów czy noce spędzone w domach rozkoszy, domach rozrywki – przy muzyce, śpiewie, alkoholu, tańcu i kobietach, które szepczą do ucha złudne słowa. Ważne bowiem, by dostrzec piękno świata i w nie uwierzyć…/ Czy tego samego nie pragnie Capaldi, tworząc ułudną postać Josie w wersji SP?
Mimo pewnych, mniej lub bardziej oczywistych, nawiązań do tych powieści, Klara i słońce pozostaje lata świetlne za nimi. Jak pisze Marek Olszewski:
„W jednym z wywiadów Kazuo Ishiguro przyznał, że jego twórczość to tak naprawdę pisanie wciąż tej samej powieści. Ósma w dorobku, a pierwsza po Noblu książka autora potwierdza tę tezę. Opowieść o zasilanej energią słoneczną androidce Klarze, która zostaje zakupiona w charakterze opiekunki dla dorastającej Josie, może budzić skojarzenia z „Okruchami dnia” (motyw lojalnej służby) czy z „Nie opuszczaj mnie” (wątek eksperymentów genetycznych). Alex Preston w recenzji dla „Guardiana” proponował nawet, by „Klarę i słońce” czytać jako ostatnią część trylogii z dwiema poprzednimi powieściami pisarza (oprócz „Nie opuszczaj mnie” to również ostatnia, rozgrywająca się w arturiańskim baśniowym świecie książka – „Pogrzebany olbrzym”). Argumentował, że wszystkie trzy są mrocznymi alegoriami o zagrożeniach powodowanych technologiami, utratą niewinności oraz godności prostego życia.” (za: blog, czytelnia osobista)
Wyjdźmy jednakowoż na moment poza wewnętrzne przenikania się wątków i motywów wyłącznie w obrębie prozy Ishiguro. Jest bowiem coś niezwykłego, i to jest swoista niespodzianka, w uderzającym podobieństwie przemyśleń Yuvala Noaha Harariego, szczególnie tych zawartych w jego książce Krótka historia jutra i generalnym koncepcie powieści Ishiguro, Klara i słońce. Trudno zakładać, że Brytyjczyk nie zna, albo nie słyszał o autorze Homo Deus – krótkiej historii jutra. To jest po prostu niemożliwe, a jeśli słyszał, to z pewnością też nie omieszkał intensywnie się nią zainspirować:
„Idziemy po nieśmiertelność i szczęście. To nie cytat, a punkt wyjścia wspomnianej już drugiej książki Harariego, noszącej podtytuł "Krótka historia jutra". Te dwa cele ludzkości wynikają wprost z dotychczasowego przebiegu ewolucji naszego gatunku, są przedłużeniem tego, co już się dzieje. W popkulturze podobną metodą wnioskowania od lat posługują się pisarze i scenarzyści filmów science-fiction. Przykład z ostatnich lat to chociażby serial "Black Mirror", którego scenarzyści wyobrażają sobie obecne już w naszym życiu zjawiska technologiczne w niedalekiej (ok, czasem dość dalekiej) przyszłości i analizują ich konsekwencje.
Harari nie rozstrzyga, jak osiągniemy nieśmiertelność, raczej wskazuje kilka możliwych ścieżek: od wejścia bioinżynierii na nowy poziom sterowania genami i odnawiania organów aż do ultrafuturystycznych nieorganicznych bytów, w które wtłoczylibyśmy naszą świadomość — zresztą odcinek z taką opowieścią także pojawił się w "Black Mirror" w epizodzie "St. Junipero", gdzie wieczne szczęście zapewniało przeniesienie fragmentu naszego życia do specjalnej wirtualnej rzeczywistości.
Co do szczęścia, o jego osiągnięcie może być paradoksalnie trudniej. Tu Harari przypomina starożytnego Epikura, który już 23 wieki temu uznał, że na szczęście trzeba sobie zapracować. Jego wierny uczeń ze świata oddalonego o 2300 lat, choć cywilizacyjnie ze świata tego samego — śródziemnomorskiego — wskazuje, że choć jesteśmy jako ogół bogatsi, bezpieczniejsi, zdrowsi i dłużej żyjący, to niekoniecznie szczęśliwsi. W tle rozważań Harariego o szczęściu są państwa, biochemia i ewolucja. Ze wszystkich złożonych problemów ludzkości poszukiwanie wiecznego szczęścia może okazać się tym najbardziej skomplikowanym do rozwiązania.” (za: Piotr Kozanecki, Boga wymyśliliśmy, a cukier jest gorszy od Al-Kaidy, czyli Harari w pigułce, w: Onet.pl)
Czy szczęście może być przynależne androidom? Czy Klara może być szczęśliwa? A jeśli tak, to jak?
Kontynuacja za tydzień
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za: Klara i słońce, Kazuo Ishiguro, wyd. Albatros, 2021, s.319.
Zbyszek Kruczalak