07 stycznia 2021

Udostępnij znajomym:

„Na południe, w odległości niecałego kilometra, była niegdyś świątynia Guangong, na której terenie mieściła się szkoła. Ołtarz Guan Yu znajdował się w głównej części, sale lekcyjne zaś w bocznym budynku. Mieszkańcy wioski Ding często przychodzili przed ten ołtarz palić kadzidełka, prosząc o pomoc w sprawach finansowych. Było tak przez dziesiątki lat, aż do momentu rozkwitu handlu krwią. Wtedy zapomnieli o świątyni. Przestali wierzyć w Guan Yu, zaczęli wierzyć w krew”. (fragment powieści Sen wioski Ding, s.31)

Krew z całą pewnością, ale już łzy niekoniecznie, są tematem kolejnej, paradoksalnie magicznej, powieści Yana Lianke „Sen wioski Ding”. Paradoksalnie, bo rzecz wydaje się hiper realistyczna, a przecież taka jest tylko pozornie. W istocie dotyka tego, co niewidoczne, co ulotne i co wydaje się być jedynie przynależne marzeniu sennemu. Całe połacie kwiatów, kwiaty wszędzie, kwiaty pokrywające wszystkie możliwe przestrzenie, a pod nimi nieskończone złoża złota. To sen jest, a jaka jest rzeczywistość?

Rzeczywistość skrzeczy, ale też zupełnie inaczej niż w kultowym japońskim filmie, którego przytoczony tytuł otwiera ten tekst. „Krew i łzy” to historia Koreańczyka w Japonii, emigranta, któremu nie powiodło się we wszystkim. Zatem krew i łzy generalizują to, co indywidualne, to, co jednostkowe, ale wyłącznie przez filtr doświadczeń głównego bohatera. Sen wioski Ding ujednostkawia, personalizuje w odwróceniu, czyli poprzez powszechne doświadczenie, cało-wioskowe wydarzenie. Co takiego się wydarza w wiosce Ding i co sprawia, że jednostkowe losy są tym naznaczone i zdeformowane?

Krew! Oczywiście nie magicznie, nie symbolicznie i nie onirycznie, ale w ramach akcji krwiodawstwa. Szokujące? Być może, ale nie w kulturze tak przedziwnej, jak chińska. Akcje polityczne, społeczne, ekonomiczne czy kulturowe rozpętane przez Mao i jego następców, mogą być szokujące, ale nie dla Chińczyków. Niszczycielski koncept „czterech starych rzeczy”, masowy wytop żelaza w przydomowych dymarkach ze wszystkiego, co pod ręką, totalna wycinka drzew czy zabijanie wróbli wyjadających zboże, powszechne oddawanie krwi, to rzeczywistość, a nie sen.

Yan Lianke w swej kultowej powieści „Czteroksiąg” pisze o tej niezrozumiałej do końca, specyficznej aberracji kulturowej, którą można by nazwać „powszechną akceptację absurdu”, w kontekście wydarzeń, jakie definiują koncept obozu reedukacyjnego dla intelektualistów w czasie rewolucji kulturalnej, rozpętanej przez Mao. Jaki to koncept:

- każdy może być reedukowany, nawet jeśli jest totalnym maoistą, choćby dlatego, że spóźnił się na wykład, albo napisał wiersz uznany za nieprawomyślny

- obóz nie jest otoczony ani murem, ani drutem kolczatym, nie ma w nim też strażników

- wzajemna kontrola i manipulacja, pozornie absurdalna, jest niebywale skuteczna

- reedukacja genialnie ujawnia i uaktywnia to, co w człowieku podłe: zawiść, chciwość i bezwzględność

- reguły i zasady współżycia determinowane są przez paranoiczne mechanizmy manipulacyjne, żeby nie powiedzieć, paradoksalne wymysły partyjnych politruków, co Lianke genialnie uwidacznia w parabolicznej rywalizacji kwiatowej, inspirowanej przez rzeczywistą „kampanię stu kwiatów”

- totalitarne koncepcje społecznej inżynierii polegające na bezwzględnym ubezwłasnowolnieniu i podporzadkowaniu jednostki udaje się bez większych problemów wcielać w życie, piorąc skutecznie mózgi uwięzionych, dzięki perfekcyjnemu wykorzystaniu ludzkich słabości i graniu na człowieczym instynkcie przetrwania za wszelką cenę.

Yan Lianke mówi o tym wszystkim, a raczej metaforyzuje owe doświadczenia człowieka ostatecznie pozbawionego właściwości, filtrując je poprzez wydarzenia wspólne. Jeśli w Czteroksięgu to oczywista, autorytarna idea reedukacji, to w Śnie wioski Ding mamy do czynienia z historią masowego ruchu krwiodawstwa. Dlaczego akurat oddawanie krwi ma prowadzić nas ku meandrom umysłu zniewolonego?

Wioska Ding to jedna z nieskończonej ilości biednych, maleńkich społeczności, jakich w Chinach jest bez liku. Parę czy paręnaście domów, czy raczej czegoś, co domy przypomina. Brak perspektyw, brak wykształcenia, brak pragnień wykraczających poza granice wioski. Kotłowanina w tej samej zawsze grupie, w odwiecznych problemach związanych z uprawą ziemi i relacji ze współziomkami. Ale nagle i niespodziewanie, niczym grom z jasnego, chińskiego nieba, spada możliwość wzbogacenia się. Można sprzedać swą krew! Za duże pieniądze, niewyobrażalne wręcz wcześniej pieniądze! Zatem do dzieła! Wspólnie i powszechnie, jak to w Chicach, w ramach masowych akcji, wszyscy popieramy i bierzemy udział! Oddajemy krew! Co w tym złego?

Niby nic, a przecież wszystko. Owo powszechne krwiodawstwo jest niczym innym, jak tylko pretekstem dla Lianke, by po raz kolejny, genialnie i bezpretensjonalnie, bez zadęcia i nadęcia, dotknąć ciemnej strony człowieczej świadomości. Krew staje się symbolem szczęścia, które bardzo szybko przeradza się w nieszczęście.

Taki sam proces i identyczna symbolika wali nas po głowie czytając Czteroksiąg. Tam też krew ogrywa podwójna rolę: nawozu dla upraw zarządzonych przez władzę oraz wyniszczenia i śmierci tych, którzy „dla sprawy” ją oddają. To dzięki niej pszenica i kukurydza osiągają gigantyczne rozmiary, a ludzie w efekcie jej „upuszczania” powoli obumierają. Wszystko to rzecz jasna w ramach masowych, propagandowych, gigantycznych programów partyjnych: więcej zboża, więcej stali więcej drewna, więcej krwi.

Lianke Sen wioski Ding śni w identyczny sposób, jak obóz reedukacyjny w Czteroksięgu. W obu wypadkach człowiek jest jedynie przedmiotem manipulacji, by partyjni przywódcy mogli osiągnąć propagandowe cele, bez względu na ich absurdalność, miałkość czy diaboliczność.

„Książka jednego z najbardziej utalentowanych i cenzurowanych współczesnych autorów chińskich. Oparta na prawdziwych wydarzeniach z końca lat 90. - epidemii AIDS dziesiątkującej całe wsie, których mieszkańcy starali się wyjść ze skrajnej nędzy, sprzedając osocze. Książka o śmierci, odpowiedzialności, winie bez kary, bezduszności nowych Chin, które pogardę dla człowieka łączą z kultem pieniądza. Proza urzekająca pięknem, na poły oniryczna, jednak na tyle mocna i wierna rzeczywistości, by trafić na listę książek w ChRL zakazanych”. (recenzja wydawnictwa)

Magiczna powieść, ukazująca obezwładniającą rzeczywistość, w której krew wyciska łzy.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor