Jakby tak się dobrze wsłuchać, jakby tak uważnie poczytać… okaże się, że żyjemy w czasach jakiejś inwazji homoseksualistów czy homoseksualizmu. Napada to, czy też oni, na nas, zdrowych, normalnych i zwyczajnych ze wszystkich stron!
Panoszą się - czytam. Są agresywni, wulgarni, bezczelni, wyuzdani, chamscy, niemoralni, odpychający, wyzbyci wszelkich zasad, a w dodatku obnoszą się z tym swoim… jak nie zboczeniem, to z tą przypadłością… no może preferencją, więc obnoszą się nachalnie i nadmiernie.
Więc - rozpanoszyli się!
Poza tym stwarzają zagrożenie. Tak! Są niebezpieczni dla rodziny, dla naszych dzieci.
Jak mogą zagrażać rodzinie? Bo chcą obalić naszą święta tradycję, że rodzina to tata i mama. Dwoje rodziców różnej płci!
Aha, czyli rodzina tylko z tatą, czy tylko z mamą i z dziećmi, może się czuć niezagrożona! No, chociaż tyle…
Są groźni dla naszych dzieci… Jak? Bo chcą naszym dzieciom wmówić, że płeć nie pochodzi z urodzenia, z boskiego nadania, że dziecko sobie płeć może wybierać, zmieniać, albo miksować. O zgrozo!
Nie chodzę już co prawda do szkoły, ale dzieci bliskich tu i tam do różnych szkół chodzą i jakoś nikt mi nie donosi, że w szkole pojawiają się ekipy jakichś nawiedzonych zmieniaczy płci, nie proponują dzieciom ani żyletki, ani innych narzędzi, już tu natychmiast, na miejscu, a za jakiś czas, jak się okaże, że to jednak nie to - to poprawimy!
Rodzinom też nikt nie każe się “unowocześniać” i zmieniać płci tak, by rodzice byli jednopłciowi. Nie każą się tym hetero rozwodzić… Hm, może to tylko tak na razie i stąd tyle obaw.
No właśnie strach ma wielkie oczy. Ale dlaczego teraz tyle tego strachu, że aż prowadzi on do agresji? Czy gejów przybyło? Statystycznie?
Dawniej nikt głośno o “tej” sprawie nie mówił. Głośno - nie, ale szeptem gadało się do utraty tchu. Oczywiście gadało się głównie o znanych i sławnych. A to wielka sportsmenka, a to aktor sławny i wspaniały, a to nasz ksiądz proboszcz. Ale świętości się nie ruszało… nie mówiło się o pani Marysi Konopnickiej i jej ukochanej, nie mówiło się o takich i innych związkach Marii Dąbrowskiej... no bo jak? Jak wielkie narodowe pisarki rozliczać z ich sypialnianych tajemnic. Albo taki Gombrowicz czy Lechoń! Hmm, to może dlatego takie wrażenie, że kiedyś gejów było mniej, bo się o nich mniej wiedziało? Chociaż o Iwaszkiewiczu, to chyba wszyscy, choć - żonę przecież miał i dwie córki!
Rozglądam się dookoła. Nie przybyło, przynajmniej tu, gdzie ja się obracam. Ale kiedyś, tu w pobliżu, poznałam parę bardzo sympatycznych homoseksualistów. Nawet jeden z nich zgodził się na wywiad. Płakaliśmy oboje. On, bo rozczulił się nad swoim losem, przeznaczeniem, męką. A ja? Bo mi go było żal, nie dlatego żal, że gej, tylko dlatego, że cierpiał, że tak trudno było mu się pogodzić z tym, jakiego go Pan Bóg stworzył! Od tamtej rozmowy wiem - i nikt mnie nie przekona inaczej - że bycie gejem to nie jest kaprys, wybór, zachcianka. Człowiek się taki rodzi i rób co chcesz. Niektórzy nawet się żenią, zgodnie z tradycją, zakładają rodziny hetero, nawet czasem mają dzieci. I wszyscy cierpią.
Ale - skoro pobieżna obserwacja dowodzi, że gejów na świecie nie przybyło, to dlaczego tyle się ostatnimi laty o nich mówi?
Ciekawe, prawda? A dlaczego tyle się teraz mówi o napaściach seksualnych, o mobbingu, o przemocy domowej? Jakoś nikt nie krzyczał, że w Hollywood gwałcą, że w polskich wytwórniach filmowych, albo w szkołach teatralnych traktują młode aktorki jak obiekty seksualne, jak prostytutki, albo zabawki “prawdziwych mężczyzn”. Że w pracy można być prześladowanym, że bogacze urządzają niemalże łapanki na młode panienki… Cicho było, jakby nic się nie działo. Aż wreszcie! Poszło w świat.
Może to początek. Może jak już tę drogę przebrniemy, to już będzie tylko lepiej i już nikt nikogo nie będzie prześladował. Więc: bać się, czy cieszyć, że idzie ku lepszemu?
Idalia Błaszczyk