„Nigdy w dziejach wojen tak liczni nie zawdzięczali tak wiele tak nielicznym” – te słowa Winstona Churchilla o pilotach stały się symbolem Bitwy o Anglię. 15 września to w Wielkiej Brytanii dzień pamięci o tych wydarzeniach.
Późną wiosną 1940 roku Europa znalazła się pod butem Adolfa Hitlera. Upadek Francji, a wcześniej Belgii, Holandii i Norwegii sprawiły, że III Rzesza, która według powszechnych oczekiwań miała przegrać wojnę, stała się na kontynencie europejskim niekwestionowanym panem. Brytyjczycy, którzy jako drugi z aliantów zostali na placu boju, musieli w pośpiechu ewakuować się z Francji przez port w Dunkierce (co ostatnio w ciekawy sposób pokazał film Christophera Nolana). Rozgrzane wojska niemieckie szykowały się do inwazji na Wyspy Brytyjskie. Nowy premier Winston Churchill dramatycznie przygotowywał swój naród do obrony, mówiąc między innymi: „Będziemy walczyć na plażach, na polach, na ulicach, będziemy walczyć na wzgórzach; nigdy się nie poddamy”.
Zanim jednak na szybko mobilizowane brytyjskie oddziały lądowe i wyrwanych z pubów starszych obywateli, którzy mieli sformować Home Guard, uderzyć miały niemieckie czołgi, Niemcy potrzebowali przewagi na morzu – w końcu w jakiś sposób trzeba było te dziesiątki tysięcy żołnierzy armii inwazyjnej przetransportować na wyspy. Niemiecka marynarka wojenna, Kriegsmarine, była jednak zbyt słaba w porównaniu z Royal Navy, uznawaną wówczas za najsilniejszą flotę na świecie. Szansą na zapewnienie sobie przewagi byłoby więc panowanie w powietrzu i podjęcie próby zatopienia okrętów alianckich atakami bombowców. Wstępem do operacji „Lew Morski”, czyli inwazji na Wielką Brytanię, miała być więc ofensywa powietrzna – która wkrótce stała się największą w historii bitwą powietrzną.
Luftwaffe, czyli niemieckie lotnictwo, prezentowało wówczas bardzo wysoki poziom – dysponowało nowoczesnym sprzętem i dobrze wyszkolonymi pilotami, którzy atakowanie celów naziemnych, często w sposób bandycki, przećwiczyli już na hiszpańskiej Guernice, Wieluniu i Warszawie, holenderskim Rotterdamie czy francuskich i brytyjskich kolumnach we Francji. Herman Goering, bliski współpracownik Hitlera i dowódca Luftwaffe obiecywał, że wygra Bitwę o Anglię szybko, by niemieckie wojska mogły wykonać kolejne kroki inwazji.
Brytyjczycy musieli poradzić sobie z tą potęgą przy pomocy tego, czym dysponowali. Ich przemysł produkował samoloty myśliwskie, słynne myśliwce Hurricane i Spitfire, na pełnych obrotach. Problemem byli jednak piloci. Ostatecznie oprócz masowego szkolenia własnych obywateli postanowili sprowadzić do walki przedstawicieli swoich dominiów, czyli dawnych kolonii: Kanadyjczyków, Australijczyków, Nowozelandczyków czy Hindusów, ochotników z innych państw (Amerykanów) oraz sojuszników, w tym Polaków. Bitwa, trwająca ponad 3.5 miesiąca, była istną „maszynką do mięsa” – piloci Royal Air Force ginęli masowo w morderczych starciach z niemieckimi asami myśliwskimi. Wielu z tych, którzy zaczynali w lipcu walkę z Niemcami, nie dożyło końca starć w październiku.
Strategia Niemców była bardzo prosta – ich celem było zniszczenie brytyjskiego potencjału obrony powietrznej. Chodziło więc o niszczenie lotnisk, fabryk zbrojeniowych i całej infrastruktury naziemnej, oraz „wystrzelanie” wrogich myśliwców. Przez pierwszy miesiąc plan ten realizowano z morderczą skutecznością – codziennie nad wyspy nadlatywały kolejne fale samolotów z charakterystycznym czarnym krzyżem na skrzydłach i ogonie. Do walki podrywały się wtedy brytyjskie myśliwce, a na naziemnych stanowiskach obrony przeciwlotniczej obsługa szykowała się do zestrzeliwania wroga. Kolejne starcia trwały w dzień i w nocy, a Brytania wyczerpywała swoje siły.
24 sierpnia 1940 roku Niemcy zbombardowali cywilną część Londynu. Wcześniej tego nie robili, gdyż nie było takiej potrzeby – celem były przecież obiekty lotnicze. Churchill podjął decyzję o dokonaniu nalotu odwetowego na Berlin. Chociaż miał on symboliczny charakter, Hitler był wściekły – atak w jego stolicę odebrał bardzo osobiście i chciał ukarać Anglików. Od tej pory Luftwaffe bombardowało również miasta, zadając cywilom bolesne straty, jednocześnie zaś osłabiając nacisk na infrastrukturę lotniczą. RAF złapał oddech.
Ważną rolę odegrał również nowy wynalazek: radar. Brytyjczycy już przed wojną wykorzystali technologię fal radiowych do zbudowania systemu ostrzegania przed nalotami. W 1940 roku stacje z charakterystycznymi antenami ostrzegały dowództwo o tym, że zbliża się kolejny atak. W pokojach dowodzenia, w której wykwalifikowane asystentki przesuwały na ogromnych mapach pionki oznaczające siły własne i wroga, wiedziano, gdzie wysłać samoloty.
W Bitwie o Anglię zasłynęli Polacy, wychowankowie Szkoły Orląt w Dęblinie. Dobrze wykształceni trafili do Wielkiej Brytanii, sojusznicy nie dali im jednak wejść do walki, lekceważąc ich umiejętności. Na przełomie sierpnia i września słynny Dywizjon 303 wszedł do bitwy i od razu zaczął odnosić sukcesy, osiągając jedne z najlepszych wyników zestrzeleń. Polscy piloci szybko stali się brytyjskimi bohaterami.
15 września Goering próbował ostatnim atakiem powalić Brytyjczyków na kolana. Nie udało mu się to i po kolejnym miesiącu walki straciły na intensywności. Anglia była uratowana!
Tomasz Leszkowicz