Choć dziś miasto to znajduje się poza granicami Polski, pamięć o jego historii i kulturze wciąż trwa. W listopadzie tego roku minie sto lat od początku walk, które uczyniły Lwów nieśmiertelnym.
„Bo gdzie jeszcze ludziom tak dobrze, jak tu? Tylko we Lwowie!” – pytano i jednocześnie odpowiadano w piosence z wyemitowanego tuż przed drugą wojną światową filmu „Włóczęgi”. Lwów, miasto Stanisława Lema, Zbigniewa Herberta, Jacka Kuronia, genialnych matematyków i batiarów, czyli poczciwych i charakternych włóczęgów – to miejsce wyjątkowe w polskiej historii, którego znaczenie rośnie z upływem czasu.
Tereny dzisiejszej zachodniej Ukrainy nie wchodziły w skład państwa pierwszych Piastów. Do swojego królestwa przyłączył je dopiero ostatni władca z tej dynastii – Kazimierz Wielki, który zajął je w wyniku umowy z ruskimi książętami i rywalizował o nie z Litwą i Węgrami. Od tej pory Lwów, nazywany po łacinie Leopolis, był najważniejszym ośrodkiem tej części Korony Polskiej oraz Rzeczpospolitej Obojga Narodów. To jego bronili przez Turkami, Tatarami i Kozakami polscy żołnierze w XVII wieku, to tędy biegł szlak handlowy na wschód i południowy-wschód, to tutaj rozwijało się bogate miasto, pełne pięknych kościołów i kamienic.
Specyfiką Lwowa była jego wielokulturowość. Polacy stanowili tu warstwę rządzącą – elitę polityczną, kulturową i intelektualną. Drugą istotną grupą byli Żydzi, którzy osiedlali się na całym terenie Rzeczpospolitej, wybierając Lwów jako ważny ośrodek miejski. Bardzo ważni byli też Ormianie, zwykle trudniący się handlem i pośredniczący w kontaktach ze Wschodem. Ich duża grupa osiedliła się w tym mieście, a śladem tej obecności jest do dzisiaj katedra ormiańska, zdobiona kolorowymi malowidłami. Paradoksalnie, najsłabszą grupą etniczną byli Rusini, z których wywodzą się współcześnie Ukraińcy – dawne elity ruskie w Rzeczpospolitej się spolonizowały, a lud mieszkał głównie na wsiach.
W 1772 roku miał miejsce pierwszy rozbiór Rzeczpospolitej, dokonany przez Rosję, Prusy i Austrię. Tej ostatniej przypadł spory kawałek południowych terenów państwa polskiego, który pod nowymi rządami otrzymał nazwę Galicji (nawiązywano w ten sposób do średniowiecznej nazwy tutejszego państwa – księstwa halickiego). Lwów stał się stolicą Galicji i przeżywał intensywny rozwój gospodarczy, któremu sprzyjało zwłaszcza nadanie autonomii polskiej w latach 60. XIX wieku. To z tego czasu pochodzą monumentalne budynki stojące do dziś, takie jak Dworzec Główny czy Teatr Miejski. Austriacy odcisnęli duży wpływ na miasto nie tylko jeśli chodzi o architekturę. W myśl zasady „dziel i rządź” zaborcy wspierali narodowe dążenia Ukraińców, których można było przeciwstawić Polakom. Właśnie w XIX wieku narodził się ukraiński ruch narodowy, który mógł, podobnie jak polski, swobodnie rozwijać się w wielonarodowym państwie Habsburgów. Dla Ukraińców Lwów i cała Galicja Wschodnia były kolebką średniowiecznej państwowości ukraińskiej – powinny były więc stać się centrum przyszłej niepodległej Ukrainy. Jego okolice były w większości zamieszkiwane przez ludność ukraińską/rusińską, natomiast w mieście większość stanowili Polacy i mniej lub bardziej spolonizowani Żydzi. Konflikt był więc nieunikniony.
Sytuacja nadarzyła się na przełomie października i listopada 1918 roku. Austro-Węgry pod wpływem dążeń zamieszkujących ją narodów oraz klęski w I wojnie światowej zaczęła się rozpadać. Polacy szykowali się do ogłoszenia niepodległości, podobnie zresztą jak Ukraińcy. Austriacy postanowili wesprzeć drugi z narodów, dając im szansę zajęcia Lwowa. 1 listopada 1918 roku dwa tysiące Ukraińców opanowało miasto. Polacy byli tym zaskoczeni, jednak wkrótce zaczęli walkę, broniąc miasta, które było kulturowo i społecznie polskie.
Ukraińcy dysponowali lepszym przygotowaniem i mieli przewagę liczebną. Polacy mieli nie tylko swoich konspiratorów czy byłych żołnierzy – stała za nimi cała ludność miasta. Dla atakujących Lwów był „wyobrażoną stolicą”, której nie znali, bo wywodzili się z okolicznych wsi i miasteczek. Dla obrońców było to natomiast miasto rodzinne, w którym znali każdy zaułek, bramę czy skwer. Do walki ruszyli zdolni do noszenia broni mieszkańcy miasta – mężczyźni i kobiety, uczniowie, studenci i typowe lwowskie łobuzy. Sami zdobywali broń i wyciągali z domów stare strzelby myśliwskie i szable. Odbijali poszczególne gmachy publiczne i całe kwartały mieszkalne. Walki w mieście były zażarte, gdyż atakujący sprowadzali nowe oddziały, Polacy tymczasem zajęli austriackie lotnisko wojskowe i rozpoczęli ataki z powietrza.
Legendą okryli się najmłodsi obrońcy Lwowa – wspomniani nastolatkowie, którzy chwycili za karabiny i pistolety i walczyli o swoje miasto. 13-letni Antoś Petrykiewicz, obrońca „Reduty Śmierci”, został po bohaterskiej śmierci najmłodszym w historii kawalerem Orderu Wojskowego Virtuti Militari. To poświęcenie lwowskich dzieci przyniosło skutek – 22 listopada Ukraińcy wycofali się z miasta, do którego przybyły wojska polskie. Oblężenie trwało jednak jeszcze do połowy 1919 roku.
Obrońcy Lwowa pochowani zostali na tzw. Cmentarzu Orląt, jednej z najważniejszych pamiątek polskiej historii. Niestety, w 1939 roku do Lwowa wkroczyła Armia Czerwona, która ostatecznie opanowała dawne polskie Kresy, z których większość polskich mieszkańców musiała wynieść się na zachód. Dziś miasto jest ukraińskie, choć dla Polaków jest wciąż ważne jako miejsce pochodzenia oraz ślad pięknej przeszłości.
Tomasz Leszkowicz