„…próba porównania tego, co pisze o wierze Meksykanów Synowiec z życiem religijnym w Polsce to naprawdę ciekawa zabawa intelektualna”
(R. Hetman)
***
Ola Synowiec pisze w zbiorze reportaży zatytułowanym „Dzieci szóstego słońca – w co wierzy Meksyk” o religijnym Meksyku, czy może bardziej o religijności Meksykanów. Można by się zastanawiać, co to znaczy religijne państwo czy religijność narodowa. Czy kraje religijne są lepsze od świeckich? Czy w krajach religijnych nie ma przemocy, molestowania, zabójstw, cudzołóstwa, kradzieży, oszustw i wszelkich innych zaprzeczeń Biblii, Koranu, Talmudu i innych świętych ksiąg? Jednym słowem – czy kraje religijne to krainy mlekiem i miodem płynące, a świeckie to gniazda wszelkiego zepsucia i zgnilizny moralnej? A jeśli tak nie jest, a raczej nie jest, co widać gołym okiem, to dlaczego? I co to w takim razie znaczy powszechna religijność z państwowym błogosławieństwem?
Meksyk ma niezwykłą historię nadzwyczajnie trudnego współistnienia państwa i Kościoła. Musimy pamiętać, że:
- katolicyzm został tam narzucony siłą i przemocą. „Dawne indiańskie wierzenia tępiono i karano za ich praktykowanie” (s. 10) Nie działo się to jednakowoż w okolicach IX czy X wieku, jak miało to miejsce w Polsce, ale rozprawiono się z Aztekami, Majami i innymi ludami Meksyku od wieku XVI
- Kościół katolicki budował tam od roku 1521 (początek hiszpańskiego panowania) swoje ogromne bogactwo materialne (latyfundia i nieruchomości). Swoje wpływy rozciągnął także na politykę, edukację (szkoły, seminaria), sadownictwo i administrację. Stał się wszechpotężny. Po ogłoszeniu niepodległości w 1821 zachował swoje przywileje. Trudno pozbyć się wrażenia, że takie masowe budowanie dominującej roli Kościoła i kleru ma miejsce obecnie w Polsce.
„Pierwsze duże zmiany w stosunkach między Kościołem a państwem nastąpiły w połowie XIX wieku, w tak zwanym okresie reformy. Zakazano wówczas Kościołowi posiadania wszelkich majątków, a także pobierania opłat za chrzty, małżeństwa i pogrzeby. Rejestracja urodzeń i zgonów oraz związków małżeńskich przeszła w ręce państwa. Sądom kościelnym zabroniono orzekania w sprawach cywilnych, a samym duchownym noszenia sutann poza świątyniami. Poza kościołami nie mogły się odbywać także msze, ani żadne inne obrzędy religijne. W odpowiedzi na nowe prawa, Kościół katolicki ekskomunikował wszystkich, którzy poparli reformy, co doprowadziło do starć między konserwatystami a liberałami.
Ponad trzydziestoletnie rządy prezydenta Porfiria Diaza, które wprowadziły Meksyk w XX wiek, przyniosły uspokojenie relacji i ustępstwa wobec Kościoła. Wzrost krytyki wobec tej instytucji spowodowała dopiero rewolucja meksykańska 1910 roku. W uchwalonej na jej fali konstytucji, podpisanej w 1917 roku i obowiązującej do dzisiaj, zawarto obostrzenia wobec Kościoła katolickiego. Zebrały one krwawe żniwo, kiedy do wprowadzenia ich w życie przystąpił w 1926 roku prezydent Plutarco Elias Calles, co wywołało powstanie katolików, zwane „powstaniem Cristeros”. Rozdział Kościoła od państwa powoli stawał się faktem, jednak przez kolejne dziesięciolecia starano się unikać spięć i zachowywać modus vivendi.” (s. 11)
Ogromne niezadowolenie i dojmującą krytykę Kościoła w Meksyku i innych krajach latynoskich wywołało odrzucenie przez papieża Polaka niezwykle tam popularnej teologii wyzwolenia, „łączącej religię katolicką z walką o sprawiedliwość społeczną i prawa człowieka”. (s. 11)
Zawęźmy zatem pytanie o religijność narodów w ogóle i spytajmy, czy Meksyk/Polska są rzeczywiście krajami katolickimi, a jeśli tak, to jak i na ile?
Meksyk „jest to religijny naród, ale tak trochę na swój sposób. Niby jest 98% katolików, a w dalszym ciągu kultywuje się w sposób zmodyfikowany dawne obrzędy czy tradycje. Bardzo często Polak czuje się lekko nieswojo widząc np. Święto Zmarłych w Meksyku. Jest kolorowo, nie ma zbędnej powagi, widać wiszące kościotrupy, czaszki i dużo żółtych kwiatów. Do tego zmarli są zapraszani na domowych ołtarzykach na posiłek, są im stawiane ich ulubione smakołyki, których według tradycji kosztują, gdy pojawiają się w nocy jako duchy. W San Juan Chamula jest kościół, gdzie zwykły katolik może być zszokowany tym, co tam zobaczy. Ukręcanie głów kurom, picie bimbru, czy ołtarzyki ze świeczek przepisanych przez szamana to tam obraz powszechny. Wielu polskich księży nie może pogodzić się z tym widokiem, nazywając to sektą czy pogaństwem”. (z: Polacy to Meksykanie Europy)
A co z polskim katolicyzmem? Nie jest inaczej. Żyjemy gdzieś na pograniczu pierwotnych wierzeń, rytualnej rutyny, stereotypu, braku znajomości elementariów biblijnych i wygląda, że ciągle „jesteśmy terenem misyjnym, miejscem, gdzie po prostu trzeba głosić Ewangelię. Z badań TNS wynika bowiem, że tylko 81 procent Polaków wierzy w Boga (a ponad 95 deklaruje katolicyzm, co oznacza, że mamy ponad dziesięć procent katolickich ateistów). 48 procent wierzy w śmierć na Krzyżu Chrystusa, a 47 w Zmartwychwstanie (a przecież już św. Paweł mówił, że jeśli Jezus nie zmartwychwstał to daremna jest nasza wiara).
Jeszcze gorzej jest z wiarą w niebo (38 procent), piekło (31 procent), czyściec (30 procent) czy istnienie diabła (28 procent). Ściśle katolicki dogmat jakim jest Niepokalane poczęcie wyznaje 38 procent, a w sąd po śmierci wierzy 39 procent. Jednym słowem jest dramatycznie. Realnie bowiem wierzących jest w Polsce może trzydzieści procent Polaków. Reszta wierzy w jakąś formę katolickiego konformizmu, który już niewiele ma wspólnego z chrześcijaństwem. (za: Fronda.pl)
„W zbiorze reportaży „Dzieci szóstego słońca” Oli Synowiec udało się przebić przez egzotyczną oraz kolorową powierzchowność religijnych rytuałów i dotrzeć pod powierzchnię meksykańskich wierzeń, gdzie zamiast boga odkrywamy politykę, pieniądze i fałsz.
Debiutancki zbiór Oli Synowiec składa się z siedmiu rozdziałów. W każdym z nich reporterka porusza odrębny temat. W pierwszym opisuje historię meksykańskiego Święta Zmarłych, w drugim meksykańskich rodzimowierców, w piątym pisze o Coca-Coli, która stała się świętym napojem, w szóstym o konflikcie między katolikami a ewangelikami, a w siódmym o czarownikach.
Oli Synowiec udało się uniknąć częstego błędu popełnianego przez młodych reporterów – eksponowania egzotyki opisywanego miejsca i co za tym idzie - robienia z reportażu czegoś w rodzaju książki podróżniczej, często powielającej klisze, którymi posługujemy się na temat danego miejsca.
Metoda Synowiec polega na tym, że najpierw prezentuje nam fasadę, a potem prowadzi nas za nią, by pokazać, co naprawdę kryje się za rzekomo „wielowiekową tradycją”, rzekomo „dawnymi wierzeniami”, kim w rzeczywistości były legendarne, na wpół święte dziś postacie Regina czy Czarownicy, itd.
Kiedy patrzymy za tę fasadę, okazuje się, że nie mamy do czynienia z książką o religii, religijności, ale o tym, w jaki sposób można wykorzystać religię do różnych celów – np. do budowy nowego społeczeństwa, zdobycia popularności, zarobienia pieniędzy. Religia i wierzenia są w książce Synowiec narzędziem do osiągania celów, a nie celem samym w sobie.
W ogóle próba porównania tego, co pisze o wierze Meksykanów Synowiec z życiem religijnym w Polsce to naprawdę ciekawa zabawa intelektualna”. (z: Rafał Hetman, za: Czytamrecenzuje.pl)
Kontynuacja za tydzień
Zbyszek Kruczalak