----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

26 stycznia 2016

Udostępnij znajomym:

Rzeszewski nie zamierzał czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Opanował nerwy, wycelował i strzelił ponownie. Uchodził za dobrego strzelca, lecz w jakiś niepojęty dla niego sposób postać uchyliła się, a kula utkwiła w ścianie. Kolejne strzały wywołały podobną reakcję intruza i po chwili magazynek pistoletu był pusty. Majecha sięgnął za plecy i wydobył zza pasa nóż, jakim posługują się żołnierze jednostek specjalnych. Rzadko się z nim rozstawał. Obsesyjnie obawiał się zamachu na swoje życie. Świadomość bliskości stalowego ostrza dawała mu swoiste poczucie względnego bezpieczeństwa. Gawlik jednym susem doskoczył do przeciwnika i płynnym ruchem, jakby od niechcenia, poprowadził jego uzbrojoną dłoń tak, że chłodna stal zatopiła się w górnej części brzucha gangstera. Pociągnął lekko w bok, by mieć pewność, że rana będzie śmiertelna. Był pewny, że rozpływające się po trzewiach soki żołądkowe załatwią sprawę. Majecha plunął krwią i osunął się na dywan. Adam rzucił spojrzenie na jego kompana. Robert nie mógł opanować drżenia całego ciała. Dygotał jak człowiek chory na febrę w chwili ataku gorączki.

– Aaadam... – jąkał się. – Jaaa... przprzzeecież... ppproszę..  – załkał.

Czarna postać bez słowa, w absolutnej ciszy, zniknęła w mroku, tak szybko, jak się wcześniej pojawiła. Robert Kracik został sam. W domu Krzysztofa Rzeszewskiego zapaliły się światła. W oddali zawyły syreny policyjne. Prawnik usiadł ciężko na dywanie, z trudem łapiąc powietrze. Patrzył apatycznie przed siebie, gdy policjanci z brygady antyterrorystycznej wpadali do pokoju. Wydawał się ich w ogóle nie zauważać.

– Panie Kracik! Słyszy mnie pan?! – niczym z zaświatów dochodził do niego głos podinspektora Pelczara. Policjant szarpnął nim gwałtownie. – Panie Kracik!

Robert spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem.

– Słucham, inspektorze? – odpowiedział słabym głosem.

– Co tu się stało?!

– Ja nie wiem, co tu się stało. Nie wiem jak, kiedy... Ja nie wiem, co się stało. Ja nic nie wiem – odpowiedział Kracik, wzruszył ramionami i rozłożył bezradnie ręce.

Pelczar wyprostował się.

– Na razie nic się od niego nie dowiemy. Chyba jest w szoku.

– Dziwne. Prawnik Majechy? Przecież niejedno musiał widzieć – stwierdził. Na co komisarz Wołek tylko pokręcił głową. –  Niech się lekarze nim zajmą – powiedział do jednego z funkcjonariuszy i wyszedł z pokoju.

ROZDZIAŁ XXXI

Zespół dochodzeniowo-śledczy pojawił się na odprawie w komplecie. Wszyscy mieli zaangażować się w tę jedną, priorytetową sprawę, a wiadomo już było, że do łatwych należeć nie będzie. Słyszeli, co wyprawia człowiek, którego mają znaleźć i aresztować. Jego wyczyny napawały grozą nawet najbardziej doświadczonych gliniarzy.

– Jak już się pewnie wszyscy zdążyli dowiedzieć, komendant obiecał urwać nam pewne elementy, jeśli nie złapiemy tego terminatora. Groźba ta nie dotyczy oczywiście naszej młodej koleżanki – tu skłonił się kurtuazyjnie w stronę podkomisarz, Alicji Dobosz – która ma szczęście rzeczonymi atrybutami w naturalny sposób nie być obdarzona.

Dziewczyna spąsowiała pod wzrokiem pozostałych śledczych, świetnie się bawiących niewybrednymi żartami podinspektora.

– Wolałabym, inspektorze, żebyśmy trzymali się tematu – szybko odzyskała rezon świeżo upieczona absolwentka prawa.

– Oczywiście, pani magister – odpowiedział stary policjant.

Nigdy nie był zwolennikiem taryfy ulgowej dla nowych. Jego zdaniem powinni jak najszybciej przekonać się, że tu nikt z nimi nie będzie się cackał, bo to policja, a nie przedszkole. Bywał też więc często nieprzyjemny i złośliwy w stosunku do pełnej zapału młodej kobiety, pozwalając sobie czasem na znacznie cięższego kalibru odzywki. Z satysfakcją jednak stwierdzał, że dziewczyna zaczyna się odnajdywać w tym całym bajzlu i chyba będą z niej ludzie.

– Jak wiecie, za sprawą działalności jednego człowieka lokalnym zakładom pogrzebowym solidnie się ostatnio rozkręcił interes. Sprawa pierwsza. Zero przecieków do prasy. Jak się, nie daj Boże, dziennikarze dowiedzą, to będziemy mieli taki gnój, że się nie wygrzebiemy. Na razie wiedzą niewiele i tak ma zostać. Jeśli bym się dowiedział, że ktoś z tu obecnych puścił choćby parę z ust na temat tej sprawy, to osobiście i własnoręcznie wyrwę mu język. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno – utkwił na chwilę wymownie wzrok w nowej, niedwuznacznie sugerując, że do niej głównie kieruje swoje słowa. Dobosz wytrzymała jego spojrzenie. – Sprawa druga. Ten facet to maszynka do zabijania. Rambo przy nim to ostatnia niedołęga. Dlatego nie chcę tu żadnych bohaterów. Jak komuś strzeli do łba bawić się w policjantów z Miami, to lepiej niech napisze od razu testament, bo ma stuprocentową gwarancję, że tej zabawy nie przeżyje. Dostaniemy brygadę antyterrorystyczną. Podobno najlepszą jaka jest. Ujęcie Gawlika zostawiamy im. To specjaliści.

– Przepraszam, inspektorze, kto to jest ten Rambo, co niby ma służyć jako punkt odniesienia. Gdzie znajdę dane na temat tego człowieka? – spytała zawsze skrupulatna Alicja.

Oficerom śledczym szczęki opadły. Kończą się lata dziewięćdziesiąte, a ta kobieta nie wie, kto to jest Rambo! Swoim pytaniem zastrzeliła nawet samego podinspektora Pelczara. Jednak nie na długo. Za nic nie przepuściłby doskonałej okazji, żeby ponownie zakpić sobie z nowej.

– Czy ktoś ma jakieś materiały poglądowe o Rambo? – spytał obecnych. Podniósł rękę śledczy Jakub Mazepa.

– Co masz?

– Dwie części na wideo.

– Pani podkomisarz, śledczy Mazepa przekaże pani film szkoleniowy i poproszę, powiedzmy, na pojutrze o krótkie streszczenie tegoż materiału dydaktycznego.

– Oczywiście, inspektorze – odpowiedziała zadowolona z siebie kobieta, zupełnie nieświadoma kolejnej złośliwości przełożonego.

cdn.

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor