Od paru tygodni zastanawiamy się nad pytaniem: jak uniezależnić się od zakupoholizmu? Albo precyzując: jak żyć, żeby nie dać się sterować specom od marketingu? Co sprowadza się do oczywistego pytania: jak odnaleźć sens życia poza rzeczywistym, czy też wirtualnym centrum handlowym?
Jak to zrobić i czy to w ogóle jest możliwe w świecie, który jest manipulowany powszechnie akceptowanymi, aczkolwiek istotnie absurdalnymi zasadami typu: idź na zakupy! Masz problem - one dadzą ci wytchnienie i radość! Kupuj więcej i taniej! Musisz mieć nowszy model czegoś, co używasz! Nie naprawiaj, nie warto! Nigdy nie masz czegoś w wystarczającej ilości! Zawsze możesz mieć więcej! Robisz zakupy - jesteś sexy! Jesteś zdrowszy! Jesteś piękniejszy! Będziesz żyj wygodnie! Twoje życie natychmiast odmieni się na lepsze – wystarczy, że przeszczepisz sobie trochę włosów! I nieskończenie wiele innych, tego typu, idiotyzmów, w które głęboko wierzymy. Kupowanie to nie tylko sport narodowy, to sposób na życie, sposób istnienia.
Dlaczego?
Jak piszą autorzy fascynującej „Filozofii – najpiękniejszej historii”:
„W świecie ogarniętym kryzysem, który z właściwą globalizacji logiką totalnej konkurencji wydaje się pędzić na oślep tak, że nikt, ani szefowie wielkich mocarstw, ani prezesi międzynarodowych koncernów, nie jest w stanie uchwycić jego kursu” – uciekamy w ułudę możliwości kupienia sobie chwili relaksu i pozoru jakiegoś sensu, który przynajmniej na chwilę, pozwoli nam zapomnieć o strachu, który stał się nieodłącznym elementem naszej codzienności.
Obawiamy się wyrzucenia z pracy, braku środków na spłatę kredytów, utraty domu, chorób, które mogą nas doświadczyć, opinii sąsiadów, którzy będą kpili z naszej życiowej nieudolności, odrzucenia towarzyskiego, zamachów terrorystycznych, nałogów i uzależnień od narkotyków, seksu, alkoholu, papierosów, obżerania się i nie wiadomo czego jeszcze – lista „strachów” wydaje się nieskończona. Boimy się nawet żywności genetycznie modyfikowanej, komarów roznoszących choroby, burz, wiatrów i sztormów, zalania naszych piwnic, a nawet upałów, raka skóry, i wszystkich innych raków, zanieczyszczonej wody i pokarmów oraz rakotwórczego promieniowania telefonów komórkowych. Czy jest jakaś sfera życia, która nie stawia nas w sytuacji lęku? Obawiam się, że trudno taką by nam znaleźć.
Można śmiało wręcz stwierdzić, biorąc pod uwagę doświadczenia ostatnich paru dekad intensywnego rozwoju i dramatycznych kryzysów, że nadmiar rzeczy to źródło nieustannego życia w strachu, w poczuciu zagrożenia. Musimy przecież spłacać zaciągnięte na te przedmioty pożyczki, musimy o nie dbać i nimi się zajmować, musimy poświęcać im swój cenny czas, którego mamy mniej i mniej dla samych siebie, dla swojego rozwoju.
Nie my decydujemy w związku z tym sami o naszym życiu, ale robią to za nas rzeczy, które kupiliśmy kiedyś, a które teraz wymagają od nas różnych działań (dodatkowej pracy, pożyczek, itd.), by je nie tyko utrzymać, ale przede wszystkim, by nie pogrążyły nas one w długach, sądowych procesach i windykacyjnym horrorze.
Jak zatem nauczyć się nie bać i przywrócić swemu życiu odpowiednie proporcje? Jak bronić się przed coraz agresywniejszym marketingiem i nie poddać wszechobecnemu szaleństwu posiadania, bogacenia się, zysku i postępu za wszelką cenę?
Na szczęście mamy książki, a tam możemy znaleźć sugestię, że „Minimalizm daje radość”. Czyli nie więcej, ale mniej? Naprawdę?
Okazuje się, że nawet bardzo – naprawdę! Mniej - pozwala nam opanować chaos wokół nas, porządkuje nasze zachowania, zrzuca z ramion kolosalne obciążenia niepotrzebnymi rzeczami, którymi obrastamy w szaleńczym tempie.
Pisze o tym Francine Jay w książce „Minimalizm daje radość”:
Autorka jest propagatorką minimalizmu jako stylu życia oraz porządkowania w Stanach Zjednoczonych. Zachęca do zaprzestania pogoni za dobrami materialnymi, abyśmy zyskali więcej czasu dla rodziny i przyjaciół, oraz chwil na refleksję. Przekonuje, że świadome sięganie po dobra konsumpcyjne sprawi, iż będziemy mieli więcej czasu, pieniędzy oraz przestrzeni w domach, przez co, w szerszym kontekście, czystszą planetę i więcej zasobów dla następnych pokoleń.
Uświadamia nam, że gdy próbujemy włożyć do naszego życia zbyt dużo, wówczas nie ma już w nim miejsca na nowe doznania i doświadczenia, nie korzystamy z szansy własnego rozwoju i pogłębiania naszych relacji z innymi. Minimalizm pomaga nam to zmienić. Usuwając z naszych domów, list zobowiązań oraz umysłów nadmiar, opróżniamy naszą czarę, otwierając tym samym niekończące się, nowe możliwości w naszym życiu, i w miłości. Ponadto otwieramy się na marzenia, na nadzieje, i odkrywamy dotąd nam niedostępne ogromne pokłady radości.
Kiedy zrezygnujemy z niepotrzebnych rzeczy, możemy przeznaczyć odzyskaną przestrzeń, czas i energię ludziom, których kochamy.
I o to właśnie warto walczyć!
Jej motto brzmi: "Minimalizm robi miejsce w życiu na to, co najważniejsze. Nie tylko sprzyja rodzinie, ale również ją cementuje." (z recenzji wydawnictwa)
W podobny sposób pisze o tym sprawach Anna Mularczyk-Meyer, autorka „Minimalizmu dla zaawansowanych – czyli jak uczynić życie jeszcze prostszym”:
Standardowy zestaw problemów współczesnego człowieka to brak czasu, brak pieniędzy (lub długi), nadwaga, niezdolność do koncentracji, lęk przed samotnością, śmiercią, chorobą i starością. Nie każdy człowiek doświadcza wszystkich z wymienionych dolegliwości, ale niemal każdy dostrzega u siebie co najmniej jedną z nich.
Autorka głośnej książki "Minimalizm", wskazuje jak poradzić sobie z tymi wyzwaniami, odwołując się do realnych przykładów z życia. Jednocześnie (również na podstawie konkretów) sprawdza granice minimalizmu. Odpowiada na pytania: Gdzie kończy się umiar, a gdzie zaczyna asceza? Czy asceza jest potrzebna, a jeśli tak, to komu i kiedy? I wreszcie: Czym jest szczęście i czy naprawdę minimalizm może pomóc w jego osiągnięciu? (recenzja wydawnictwa)
W innej książce, tej samej autorki „Minimalizm po polsku – czyli jak uczynić życie prostszym” czytamy:
Minimalizm to asceza i obsesja liczenia przedmiotów? Autorka stanowczo rozprawia się z tym stereotypem. Na podstawie osobistych doświadczeń i obserwacji opowiada o przeszkodach, jakie można napotkać w procesie upraszczania życia, oraz o sposobach ich pokonania. Szuka przyczyn obecnego konsumpcyjnego szaleństwa oraz chciwości dóbr i przeżyć.
Twierdzi, że można żyć prościej i wolniej, nie mając poczucia straty i wyrzeczenia, a wręcz przeciwnie, czerpiąc z życia więcej radości. Pokazuje, że minimalizm może być przydatnym narzędziem nawet dla tych osób, którym wydaje się on tylko sezonową modą. Dzięki niemu można uwolnić przestrzeń, nauczyć się oszczędności, uporządkować swoje otoczenie, lepiej gospodarować czasem. I na dodatek świetnie się przy tym bawić!
Za tydzień o „Magii sprzątania w praktyce”.
Zbyszek Kruczalak