31 maja 2016

Udostępnij znajomym:

Mity nas omotały już u samych początków państwowości i nie dają spokoju do dzisiaj. Tak się rozochociły, że można odnieść wrażenie, że mają się nawet lepiej, niż kiedykolwiek w przeszłości.

Byłoby bowiem złudzeniem stwierdzić, że mitologia narodowa i mitotwórcze pomysły są efektem jedynie działania trzech wieszczów, Towiańskiego i paru jeszcze innych, szczególnie dla mitologii polskiej zasłużonych romantyków. Bezsprzecznie właśnie wtedy myślenie mesjanistyczne zdominowało wszystko i wszystkich na długi czas, który trwa do dzisiaj, ale koncept nadzwyczajności polskich dziejów i Polaków był budowany już przez pierwszych kronikarzy, w szczególności przez Wincentego Kadłubka i Galla Anonima, a potem powielany przez innych, żeby tylko wspomnieć Jana Długosza. Jak pisze Andrzej Zieliński w swojej znakomitej książce „Sarmaci, katolicy, zwycięzcy – kłamstwa, przemilczenia i półprawdy w historii Polski”:

„To właśnie te wydumane, kronikarskie zapisy stały się w rezultacie źródłem wszystkich polskich mitów. Informacje albo całkiem wymyślone, albo też mylnie zinterpretowane przez autorów kronik, legły u podstaw kolejnych narodowych fantazji i historycznych przekłamań”. (s.30)

To wszystko jednakowoż jest, mniej lub bardziej, znane: Polanie, Sarmaci, legendarne walki z Aleksandrem Macedońskim, czy zwycięstwa nad Juliuszem Cezarem nie podlegają dyskusji – tak było i basta. Co jest dużo mniej znane, a bardziej zajmujące, to świadome manipulacje w opisach faktów i postaci historycznych. Owe manipulacje wynikały z osobistych animozji i uprzedzeń dziejopisarzy. Widać ten proceder nadzwyczajnie ostro w tekstach Jana Długosza, który nie szczędził kąśliwych uwag Jagiellonom, szczególnie królowi Władysławowi Jagielle, którego szczerze nie znosił. Pisał o nim tak:

„był człowiekiem grubym, w pogaństwie wychowanym […] do dzisiaj pokutuje obraz tego monarchy, upartego Litwina, nakreślony nam przez Jana Długosza, a utrwalony w XIX wieku w polskiej literaturze przez Henryka Sienkiewicza w Krzyżakach”. (s.85-86)

Literacko zresztą jesteśmy zmitologizowani ponad wszelką miarę. Wystarczy przypomnieć tylko nadzwyczajnie niebezpieczne i zwodnicze slogany typu „Gloria victis” czy „za wolność waszą i naszą”. Szczególnie pierwszy jest niebywałym wręcz kuriozum społecznym, a wszystko zawdzięczmy mało znanej nowelce Elizy Orzeszkowej pod takim właśnie tytułem. Jest w tym koncepcie jednocześnie coś smutnego i żałosnego. Zamiast pogodzić się z sytuacją „Vaevictis” (biada zwyciężonym) przerobiliśmy wspólnie z Orzeszkową ból porażki z przegranej w jej chwałę. To nie mogło się dobrze skończyć i miało swoje rozliczne konsekwencje w kolejnych przegranych czynach zbrojnych. Wystarczy przypomnieć, że w Powstaniu Warszawskim zginęło około 200 tysięcy żołnierzy i cywili po stronie polskiej, a Niemców niecałe 18 tysięcy. Po raz kolejny zachichotało złowieszcze „Gloria victis”.

Andrzej Zieliński pisze zresztą o mitomanii polskiego charakteru narodowego w kontekście różnych epok historycznych i wielu postaci, które zmitologizowanemu sposobowi myślenia się przysłużyły. Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów literackiej manipulacji mitotwórczej, jest omawiany tu już wielokrotnie poemat Adama Mickiewicza „Reduta Ordona”, której początki każdy zna:

„Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo
I spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało”.

Jak wiadomo, żadnej reduty Ordona nie było, a co najgorsze, sam Julian Ordon, nie tylko nie wysadził się w powietrze, ale przeżył całe zamieszanie i prześladowany rolą, jaką naznaczył mu Mickiewicz, ostatecznie popełnił samobójstwo. Trudno sobie przecież wyobrazić, że ktoś może normalnie żyć z takim bagażem narodowego, patriotycznego, politycznego i ideowego obciążenia. Mitologia może mieć więc nadzwyczajnie tragiczne skutki, ale może też dotykać czegoś, co jest absurdalne i groteskowe w swej podniosłości – jednym słowem historii wykrzywionej w grymasie chichotu. Doskonałym tego przykładem jest równie niezwykła, ale na szczęście nie nacechowana tak osobiście i tragicznie jak sprawa Ordona, historia powstania i transformacji jednej z najważniejszych pieśni narodowych, jaką ciągle się śpiewa przy różnych podniosłych uroczystościach kościelnych i państwowych – mowa oczywiście o hymnie (nieomalże narodowym) „Boże coś Polskę”. Przypomnijmy fragmenty tego tekstu:

„Boże! Coś Polskę przez tak liczne wieki
Otaczał blaskiem potęgi i chwały
I tarczą swojej zasłaniał opieki
Od nieszczęść, które przywalić ją miały
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego Króla zachowaj nam Panie!

[…]

Wróć nowej Polsce świetność starożytną
I spraw, niech pod Nim szczęśliwą zostanie
Niech zaprzyjaźnione dwa narody kwitną,
I błogosławią Jego panowanie;
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego Króla zachowaj nam Panie!

O jakich dwu narodach i którym królu mówi hymn Alojzego Felińskiego? Może to się nam wydawać dziwne, ale tak to jest w zmitologizowanym świecie, gdy kulturowe nawarstwienia rozmywają fakty i przenoszą je w sferę uładzonej iluzji, ale tekst „Boże coś Polskę” został pierwotnie napisany, jako pieśń wiernopoddańcza, ku czci cara Aleksandra I, a dwa wspomniane narody to Polska i Rosja. I czy w takiej sytuacji, ktoś może mieć jakiekolwiek wątpliwości, co do faktu, że nasze dzieje są fascynujące i zadziwiające - jednocześnie? 

W wysławianiu cara Aleksandra prześcigano się zresztą w sposób teraz zadziwiający. „Powinno się zauważyć, że Tadeusz Kościuszko osobiście prosił cara (niektóre zapisy z tamtego okresu dodają, że wprost błagał na klęczkach), aby zechciał założyć koronę, wiążąc z nim nadzieję na odrodzenia Królestwa Polskiego”. (s.256) Cóż zatem nadzwyczajnego w tym, że z Boże, coś Polskę z wiernopoddańczego symbolu, w ciągu kilkunastu lat zrodziła się pieśń ubiegająca się później o zaszczytne miano hymnu narodowego”?

Jak napisał Leszek Kołakowski w „Obecności mitu”:

„Świadomość mityczna będzie zawsze w kulturze aktywnej podejrzana o to, iż jest marnotrawczym pochłanianiem energii duchowej, dającej się spożytkować produkcyjnie, albo ze jest źródłem trujących oparów, w których więdnie żywotność ludzkiego mózgu i mięśni” – cytat jest mottem do omawianej książki Andrzeja Zielińskiego.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor