Osamu Dazai w dzikie Liście zaplątany. Jak, po co i dlaczego? Bo żył w niebezpiecznych czasach, bo żył ponad miarę i strachem był podszyty? Wszystkiego tego, zdaje się, po troszę.
Przypomnijmy:
/Osamu Dazai (właściwie Shuji Tsushima) pochodził z zamożnej, ziemiańskiej rodziny, miał dziesięcioro rodzeństwa. Jego ojciec był posłem, a następnie senatorem. Przyszły pisarz studiował romanistykę na Tokijskim Uniwersytecie Cesarskim i – buntując się przeciw rodzinie i swemu pochodzeniu społecznemu – związał się z działaczami Japońskiej Partii Komunistycznej, którym dostarczał funduszy. Jednak interwencja prokuratora i przesłuchanie doprowadziły do zerwania wszelkich kontaktów z nielegalnymi organizacjami. W 1933 roku Shuji Tsushima opublikował opowiadanie Pociąg pod pseudonimem Osamu Dazai, a potem kolejne, które złożyły się na zbiór pod tytułem Bannen (Ostatnie lata). Tak narodził się pisarz. Tytuł sugerował, że miała to być jego jedyna książka, jako że Dazai zamierzał wkrótce popełnić samobójstwo. Samobójczych prób podejmował zresztą w swym życiu kilka. Nie było to jednak tradycyjne seppuku polegające na rytualnym rozcięciu brzucha – pisarz zażywał tabletki, topił się w morzu, chciał się powiesić/ (za: W. Chmielewski, w: Osamu Dazai, osobista historii myśli).
Był nadzwyczajnie śmiercionośny, bo śmierć uwodziła go wielokrotnie, a on się temu zwodzeniu z uległością niepojętą oddawał. W Liściach się to czuje nieustannie i zdaje się nawet, że ponad miarę:
„A więc będę walczył z rozpaczą przez całe życie, a potem umrę. Na tę myśl on sam wydał się sobie wzruszający”. (z opowiadania Liście, s. 41)
„- Umrzeć? Chcesz umrzeć? Może i naprawdę chcę – pomyślał Kobayakawa”. (tamże, s.52)
„I tak umrę. Chciałbym napisać chociaż jedną historię miłosną dobrą jak sen”. (tamże, s.67)
„Zimą, kiedy miałem dwa lata, postradałem zmysły”. (Zabawki, s. 77)
„Nikt nie zauważył, że postradałem zmysły i nikt nie zwrócił uwagi, kiedy wróciłem do siebie”. (tamże, s.79)
„Mimo wszystko cały czas wydawał się przygnębiony. Nie tego pragnął. Jego regały uginały się od dzieł zebranych Wilde’a i Ibsena, a także książek japońskich dramatopisarzy”. (Moi starsi bracia, s.85)
Skąd to obezwładniające i nieustanne przeczucie śmierci i dogłębnej mroczności? Ta niszcząca konieczność podjęcia ostatecznej i nieodwołalnej decyzji? Osamu Dazai to twórca splątany w osobiste i rodzinne układy, a do tego wszystkiego wrzucony w, niewyobrażalny wcześniej, historyczny dramat zatracenia Japonii. Taki zresztą tytuł Zatracenie, nosi jedna z jego najbardziej znaczących powieści, w której Osamu Dazai wciąga nas w otchłań poszukiwania sensu niemożliwego do odnalezienia. Niemożliwego z wielu przyczyn, jedną z nich - z całą pewnością - jest swoiste skazanie siebie samego na zatracanie. Dlaczego Osama Dazai skazuje nas na podróż po oceanie wstydu, smutku i rozpaczy? Ta trzyczęściowa, czy raczej trójwymiarowa powieść jest nie wprost, ale jednak, dziennikiem mroczności, jakie dopadały autora i jakkolwiek musimy pamiętać o rozdzieleniu postaci narratora i autora, to trudno udawać, że te dwie kategorie nakładają się wzajemnie w znaczącym stopniu. To znaczenie przeziera przez opisane w powieści wydarzenia, które są nieomalże identyczne z tymi, które dotknęły Osamu Dazaia w realnym życiu:
/„Japończycy mają prawdopodobnie tak dużo słów na określenie samobójstwa, jak Eskimosi na określenie śniegu”, pisała Phyllis I. Lyons we wstępie do monografii poświęconej postaci Osamu Dazaia. To całkiem trafione porównanie, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę różnorodność form, jakie w Japonii historycznie przybierało samobójstwo: samurajskie seppuku z powodu utraty honoru, straceńcze loty kamikaze w imię ojczyzny i cesarza, samobójstwa niedoszłych studentów, którzy nie dostali się na wymarzone studia, samobójstwa dyrektorów plajtujących firm i pracowników, którzy uchybili obowiązkom. Do tej pokaźnej wyliczanki można dodać samobójstwa pisarzy, z których przynajmniej trzy odbiły się na świecie szerokim echem: samobójstwa Yukio Mishimy, Yasunariego Kawabaty i Osamu Dazaia. […] Przy odkręcającym gazowy kurek Kawabacie i rozpłatującym sobie brzuch Mishimie Dazai jawi się jako arcysamobójca. Próbę odebrania sobie życia podejmował pięć razy. Pierwszy raz w 1929 r. w wieku zaledwie dwudziestu lat. Ostatnia, udana, doszła do skutku późną wiosną 1948 r. Dazai wraz ze swoją żoną rzucił się do wypełnionego deszczówką kanału Tamagawa w Tokyo. Ich ciała znaleziono parę dni później/.
Osamu Dazai napisał „Zatracenie” w 1948 roku, roku swej samobójczej śmierci. Było już po przegranej wojnie, po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki, po odebraniu cesarzowi atrybutów boskości. Świat już nigdy nie miał być taki sam, jak poprzednio. Wszystko się zawaliło, wszystko się rozpadło. Japonia była zdruzgotana, a Japończycy musieli odnaleźć się w tym historycznym zatraceniu.
Liście i inne opowiadania z tego tomu są znacznie wcześniejsze i zostały wydane w 1936 roku.
Dwanaście lat różnicy nie stanowi, o dziwo, dramatycznego rozziewu w doświadczaniu rzeczywistości. Bojaźń i drżenie są paradoksalnie czymś stałym w postrzeganiu siebie i świata w jaki zaplątany jest Dazai.
W opowiadaniu Stukanie, które jest niesamowite z różnych powodów, możemy przeczytać:
/W każdym razie, piętnastego sierpnia dwudziestego roku ery Shōwa (czyli roku 1945), w samo południe kazano nam ustawić się na placu przed koszarami i słuchać nadawanej w radiu przemowy wygłaszanej przez samego cesarza, z której przez zakłócenia nie dało się zrozumieć ani słowa. Potem na podium dziarskim krokiem wszedł młody porucznik i powiedział: „Słyszeliście? Wiecie, co to oznacza? Nasz rząd uznał deklarację poczdamską i ogłosił kapitulację. Ale to polityczna decyzja. My, żołnierze, będziemy nadal stawiać opór, a na koniec wszyscy co do jednego, przeprosimy jego cesarską mość, odbierając sobie życie. Od pierwszego dnia wojny jestem na to gotowy i wy także powinniście. Zrozumiano? Dobrze. Rozejść się”. Zszedł ze sceny i zdjął okulary, a na ziemię kapały jego łzy. Właśnie takie sceny ocenia się jako „podniosłe”, prawda? […] Właśnie wtedy to się stało. Od strony stojących za nami koszarów dobiegł nikły dźwięk wbijania gwoździ młotkiem. O takich chwilach mówi się, że chyba „łuski opadają z oczu” – w każdym razie, gdy tylko usłyszałem to metaliczne stukanie, natychmiast zniknęła wszelka podniosłość i romantyczny tragizm. Stałem z pustką w głowie, jakbym przebudził się z opętania […] Tamten słyszany z oddali, nikły stukot młotka z niesamowitą skutecznością uwolnił mnie od złudy militaryzmu… /. (Stukanie, s. 128/130)
Trudno oprzeć się wrażeniu „identyczności w odwróceniu” w zestawieniu motywu owego wbijania młotkiem gwoździ z opowiadaniem Hrabala, Obsługiwałem angielskiego króla, gdzie jest on przywołaniem innego absurdu wynikającego z tego samego, totalnego, myślenia militarystycznego.
„Leżę w rowie z żołnierzami i słyszę dudnienie, taki rytmiczny, regularny odgłos pracującej maszyny, i wtedy jak żywy stanął mi przed oczyma mój syneczek; widziałem go, jak codziennie, więc na pewno i dzisiaj — bo kupiłem mu pięć kilo ośmiocalowych gwoździ —jak rytmicznie, regularnie sunie i mocnymi uderzeniami młotka za jednym zamachem wbija w podłogę gwóźdź obok gwoździa, i to z takim zachwytem, jakby gęsto siał szpinak czy rzodkiewkę...”. (s.76)
Kontynuacja za tydzień
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za;
Liście, Osamu Dazai, wyd. Dialog, 2022, s. 285.
Zbyszek Kruczalak