To starcie stało się jedną z legend polskiego udziału w II wojnie światowej. Trudno powiedzieć, czy zadziałała tu heroiczność samej walki – pod gorącym włoskim niebem, u stóp historycznego klasztoru, a jednocześnie w ciężkich warunkach górskich – piosenka o czerwonych makach, które zamiast rosy piły polską krew czy status bitwy, o której oficjalne władze w PRL niekoniecznie chciały pamiętać.
Wszystkie wymienione czynniki miały niewątpliwie swój udział w budowie mitu, a wiele innych jeszcze go wspomagały – dość powiedzieć, że bój o benedyktyński klasztor górujący nad drogą do Rzymu stał się jednym z fundamentów legendy gen. Władysława Andersa, wkrótce po wojnie świetny literacki opis świadka wydarzeń dał zaś nie kto inny, jak sam wielki Melchior Wańkowicz. W tym roku zyskaliśmy zaś nową opowieść (chyba już nie tak dobrą) w postaci filmu „Czerwone maki” Krzysztofa Łukaszewicza. Jak pokazałem w poprzednim artykule, bitwa o Monte Cassino nie może być jednak rozpatrywana tylko w polskiej perspektywie – w walkach o przełamanie linii Gustawa brali udział żołnierze najważniejszych państw koalicji antyhitlerowskiej: Amerykanie, Brytyjczycy, Nowozelandczycy, Hindusi czy Francuzi, same walki okazały się zaś krwawe i wymagające wojskowo.
Jeszcze w czasie trzeciej (nieudanej) ofensywy alianckiej najwyższe dowództwo we Włoszech rozpoczęło planowanie czwartej próby przełamania linii Gustawa. Operacja miała nosić kryptonim „Honker” (dzika gęś), a wziąć miały w niej udział siły amerykańskie i francuskie na odcinku nadmorskim oraz brytyjskie i kanadyjskie na prawym skrzydle, w rejonie Monte Cassino. Siły aliantów miały przebić się przez pozycje niemieckie dwoma szosami biegnącymi do włoskiej stolicy. Na prawym skrzydle droga ta biegła doliną rzeki Liri. Oprócz przełamującego korpusu brytyjskiego kluczowe zadanie miałby wykonać jego sąsiad z prawej strony, wiążący Niemców walką w rejonie na zachód od Monte Cassino. Zadanie to dowódca 8 Armii, gen. Oliver Leese powierzyć chciał polskiemu 2 Korpusowi gen. Władysława Andersa. Według relacji polskiego dowódcy, decyzja przekazana została w formie propozycji – jak się wydaje, Brytyjczyk był świadom, że skierowani na ten odcinek żołnierze narażeni będą na ogromne straty.
Anders miał kilka minut na namysł i propozycję zaangażowania swoich wojsk w tym miejscu przyjął. Główną rolę grały tutaj względy nie tyle militarne, co symboliczno-polityczne. Pamiętajmy bowiem, że trzon sił polskich we Włoszech pochodził z Armii Polskiej w ZSRR. Siły te, pod dowództwem gen. Andersa, sformowane po inwazji Niemiec na Rosję i układzie Sikorski-Majski, z przyczyn logistycznych, ale politycznych późnym latem 1942 r. zostały ewakuowane do Persji, a następnie Iraku. Fakt ten był wykorzystywany w ramach wrogiej Rządowi RP na uchodźstwie polityki Stalina, który tocząc własną grę o Polskę, oskarżał Armię Andersa o ucieczkę z pola bitwy, i to w przededniu bitwy stalingradzkiej. Udział 2 Korpusu miał pokazać, że Polacy nie unikają walki z Niemcami, co więcej – udział w walkach na tak głośnym odcinku frontu miał nagłośnić sprawę polską na arenie międzynarodowej i pokazać, że Wojsko Polskie podlegające legalnemu rządowi w Londynie walczy, ponosi ofiarę i wspiera wysiłek koalicji antyhitlerowskiej, a być może będzie miało także szansę zwyciężać.
11 maja 1944 r., w przeddzień rozpoczęcia natarcia, żołnierzom 2 Korpusu odczytano rozkaz wydany przez generała Andersa. Miał on mobilizować do wysiłku, poświęcenia i odwagi: „Żołnierze! Kochani moi Bracia i Dzieci. Nadeszła chwila bitwy. Długo czekaliśmy na tę chwilę odwetu i zemsty nad odwiecznym naszym wrogiem. Obok nas walczyć będą dywizje brytyjskie, amerykańskie, kanadyjskie, nowozelandzkie, walczyć będą Francuzi, Włosi oraz dywizje hinduskie. Zadanie, które nam przypadło, rozsławi na cały świat imię żołnierza polskiego. W chwilach tych będą z nami myśli i serca całego Narodu, podtrzymywać nas będą duchy poległych naszych towarzyszy broni. Niech lew mieszka w Waszym sercu. Żołnierze – za bandycką napaść Niemców na Polskę, za rozbiór Polski wraz z bolszewikami, za tysiące zrujnowanych miast i wsi, za morderstwa i katowanie setek tysięcy naszych sióstr i braci, za miliony wywiezionych Polaków jako niewolników do Niemiec, za niedolę i nieszczęście Kraju, za nasze cierpienia i tułaczkę – z wiarą w sprawiedliwość Opatrzności Boskiej idziemy naprzód ze świętym hasłem w sercach naszych Bóg, Honor i Ojczyzna”.
Przed północą 11 maja zaczęła się nawała artyleryjska – setki alianckich armat przez kilka godzin ostrzeliwało najsilniejszą amunicją pozycje Niemców, by obezwładnić ich obronę. Nie mogło się to jednak na niewiele zdać – obrońcy byli głęboko wkopani w ziemię i osadzeni w trudnym górzystym terenie. Polacy przeciwko sobie mieli żołnierzy elitarnych oddziałów Wehrmachtu – spadochroniarzy i strzelców górskich. Do ataku o godz. 1:00 12 maja ruszali przez puste przestrzenie, druty kolczaste i pola minowe. Ostrzeliwujące je dobrze zamaskowane schrony bojowe trzeba było niszczyć ogniem granatników i czołgów. Mimo twardej obrony żołnierzom z 3 Dywizji Strzelców Karpackich i 5 kresowej Dywizji Piechoty udało się zająć część wzgórz. Wkrótce jednak Niemcy kontratakowali i zmusili Polaków do wycofania się na pozycje wyjściowe.
Pierwsze natarcie załamało się, 2 Korpus stracił ok. 1300 żołnierzy poległych, rannych i zaginionych. Cel, jakim było skupienie uwagi Niemców, został jednak zrealizowany. Na drugi atak trzeba było poczekać…
Tomasz Leszkowicz