Zanim wystygnie kawa, Toshikazu Kawaguchi’ego stawia nas w niezwykle niezręcznej sytuacji. Dlaczego? Bo musimy skorygować nasze, nadzwyczaj wysokie, oczekiwania, jakie zwykliśmy mieć wobec tekstów literatury japońskiej. Przywykliśmy do wyrafinowania w opowiadaniach i powieściach Osamu Dazai’a, Konoko Okamoto, Kōbō Abe czy Kenzaburō Ōe, a tu nagle zapomniana, stara kawiarnia w Tokio z tajemniczym stołkiem, zajętym prawie zawsze przez kobietę w sukience, która być może jest demonem, duchem czy wiedźmą i która może rzucać uroki na tych, którzy przeszkadzają jej w czytaniu książki pod znamiennym tytułem Kochankowie. Dlaczego rzuca uroki? Bo nie wypiła filiżanki kawy w odpowiednim czasie, a to jest jeden z warunków sine qua non przerzucenia się w tył albo w przód na linii czasu.
Okazuje się, że tajemniczy stołek, kobieta duch i antyczna kawiarnia pozwalają przemieszczać się w czasie tym, którzy mają do załatwienia sprawy, które ich gnębią. A co ich gnębi? Poczucie zmarnowanej, czy raczej niewykorzystanej okazji do bycia z kimś (Kochankowie), niepewność trudnej miłości w nieuleczalnej chorobie (Mąż i żona), odrzucenie siostrzanych marzeń i pragnień (Siostry), czy niepewność przyszłości ograniczonej sytuacją bez wyjścia (Matka i dziecko) – brzmi jak tematy na świetne teksty literackie? Owszem, ale ich realizacja w zbiorze Kawaguchi’ego jest czymś, co znamy raczej z europejskiej literatury moralistycznej. Co to znaczy? Zanim wystygnie kawa, a przypomnijmy, że oryginalnie były to historie przygotowane do pokazania na scenie teatralnej, co może tłumaczyć znaczne spłaszczenie narracyjne, są uproszczoną interpretacją istotnych dla wszystkich sytuacji pogmatwania życiowego. Coś można było zrobić, komuś można było coś powiedzieć, ale tak się nie stało, z różnych przyczyn. Dlaczego mamy do czynienia z uproszczoną interpretacją? Bo ważne, często głęboko poruszające ludzkie doświadczenia w tekście Kawaguchi’ego nabierają znamion irytującego banału, są trywialne i przesłodzone. Wszystko, często dramatycznie skomplikowane i poruszające, przeradza się cukierkowo przesłodzone, jakkolwiek urocze, moralizujące historyjki, ku przestrodze albo pouczeniu.
W istocie mamy do czynienia ze swoiście nachalną moralistyką, jeśli nie tępą, to zdecydowanie otępiającą: trzeba być do bólu dobrym, należy zawsze opiekować się chorymi i rodzić dziecko bez względu na śmiertelne zagrożenia dla matki, bezwzględnie powinno się też wierzyć w sens małżeństwa i obowiązków z niego wynikających – aż trudni uwierzyć, że Zanim wystygnie kawa napisał Japończyk, a nie Polak katolik.
Co najbardziej irytujące, to koncept zawarty w jednej z wielu regulacji określających możliwość przemieszczania się w czasie w obu kierunkach, który stwierdza bezdyskusyjnie, że teraźniejszości nie da się w żaden sposób zmienić. Dlaczego jest to irytujące? Bo skoro nic się nie da zrobić, to po co w ogóle coś robić i wchodzić w całe to zamieszanie z podróżowaniem w czasie? A co ze zmianą świadomości postaci z opowiadań Zanim wystygnie kawa? Ona na pewno się zmienia i to zarówno przez ponowne doświadczenie tego, co już było jak i tego, co będzie. Skądinąd, gdyby wyrzucić z opowiadań Kawaguchhi’ego ten nadmiar kiczowatości i bawić się ideą różnych czasowości, bez obciążania jej łzawymi opowiastkami, to dostalibyśmy tekst znacznie mniej irytujący.
Co dosyć niezwykłe, zbiór opowiadań Zanim wystygnie kawa, Toshikazu Kawaguchi’ego nie jest czymś wyjątkowym w nowej prozie japońskiej. Historie z ducha moralitetu są tam raczej powszechne. Zanim prześledzimy inne teksty podobne do Zanim wystygnie kawa, przyjrzyjmy się definicji moralitetu. Cóż to takiego?
„Główną cechą moralitetów był ich charakter filozoficzno-dydaktyczny. Podejmowały one tematykę człowieka i jego codziennego zmagania się z siłami zła. W tym celu posługiwały się najczęściej alegorycznymi historiami, których bohaterami byli tzw. everymani (postacie pozbawione cech charakterystycznych, by każdy mógł w jakimś stopniu utożsamiać się z nimi. […] Moralitety nie miały określonej tematyki, poza tym, że zawsze dotykały problemów ważnych z punktu widzenia moralności. Część dzieł tego typu opowiadała o rzeczach ostatecznych człowieka, a ich akcja rozgrywała się na krótko przed śmiercią bohatera (wiązały się one z ars moriendi). Miały one bardzo jasny i czytelny przekaz, by każdy mógł go zrozumieć i w odpowiedni sposób zmienić swoje życie).” (za: eszkoła.pl)
A zatem japoński tekst Zanim wystygnie kawa to idealne wcielenie europejskiego konceptu średniowiecznego moralitetu, w którym pogubieni bohaterowie poszukują siebie. Wymogi tekstu oryginalnie przeznaczonego na scenę są wyraźnie widoczne w uproszczeniach narracyjnych, budowie postaci czy wyrazistości przeslania.
Tekst Kawaguchi’ego wpisuje się w cały nurt przesłodzonych „moralitetów” we współczesnej prozie japońskiej, w te urocze powieści, które czyta się jak burza, bo są słodko polukrowane. Coś się dzieje w popularnej literaturze japońskiej, że skłania się bardziej ku miłemu, aniżeli ku wymagającemu. Łatwa, lekka i przyjemna fabuła, nieskomplikowane postaci, których działania układają się w spójną historię wzajemnych zależności łudzą nas, że nasze życie naznaczone jest, mimo pozorów absurdu, jakąś logiką.
Może tak jest, może nie – tego rzecz jasna nie wiemy, ale gdzieś podświadomie tęsknimy do ładu i porządku w naszym życiu, w którym wszystkie działania czemuś służą i składają się na sensowność naszego istnienia.
Jeśli przypomnimy sobie książkę „Ukochane równanie profesora”, którą napisała Yoko Ogawa, to owo pragnienie „sensu i logiki” jest tu też bardzo widoczne. Pozornie nieuporządkowana historia głównej bohaterki, układa się jednak w spójną i miłą sercu całość. Ukochane doświadczenie profesora” to dziwna powieść i ta dziwność nie wynika z jej japońskości - jest w istocie bardzo nie-japońska w zestawieniu z klasykami. Książka Yoko Ogawy to znakomity materiał na film, prawdopodobnie bardzo dobry, natomiast sama powieść ociera się o banał i smakując ją, czujemy landrynkę. Jest słodko, ale jak to w powieści, wszystko ma dwie strony.
„Cuda za rogiem” Keigo Higashino wpisują się w identyczny sposób (stylistycznie i tematycznie) we wspomnianą tęsknotę za sensem. Wszystko w tej urokliwej powieści ma początek i koniec, nie ma w niej absurdu, jest za to sporo cudowności, magii, dobrych ludzi i wiele sprzyjających okoliczności. Wszystkie opowiedziane historie łączą się ze sobą i splatają w magiczną i nieomalże bajkową przypowieść, którą można by zatytułować: dobro popłaca, a jego brak nie.
Ta urokliwość opowieści, łatwość i przyjemność ich czytania nie jest rzecz jasna w żaden sposób wyznacznikiem tylko charakterystycznym dla młodej literatury japońskiej. Jeśli zajrzymy do niedawno omawianej powieści koreańskiego autora Hwang Sok-Yonga „Znajomy świat” to znajdziemy tam identyczne wyznaczniki tego typu pisarstwa:
- trochę magii i bajkowości (np. świat równoległy, przenosiny w czasie)
- jakiś niezwykły element, dziwne wydarzenie (np. pamięć ograniczona do cyklu 80 minutowego)
- epatowanie historią dziecka, lub dzieci, co zawsze w naturalny sposób budzi współczucie czytelnika (np. biedne dzieci na śmietnisku wielkiego miasta czy sierociniec)
- zestawienie tych, którym się powiodło z tymi, którym szczęście nie dopisało (np. bogaci i biedni, ludzie sukcesu i przegrani)
- przeskoki w czasie, ze świata realnego w świata magii
- zakryte tajemnicą, zaprzepaszczone albo bezpowrotnie utracone uczucie miłości, które naznaczyło życie bohaterów niespełnieniem i smutkiem (np. historia profesora matematyki czy bohaterów Cudów za rogiem)
- szczęśliwe zakończenie, jak w klasycznym amerykańskim filmie z happy endem.
O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego te powieści i opowiadania są tak do siebie podobne i dlaczego to podobieństwo jednocześnie odrzuca i przyciąga? No cóż – czytelnicze preferencje dyktują tematy i kształtują opowiadanie w powieściach historie, a czymś oczywistym jest, że wolimy jasne od ciemnego, piękne od brzydkiego, łatwe od trudnego, czy proste od skomplikowanego i takie też są te teksty.
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Zanim wystygnie kawa, Toshikazu Kawaguchi, wyd. Relacja, 2022, s. 220.
Zbyszek Kruczalak