----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

18 września 2016

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Trinyce L. Sanders-Wilson była członkiem kościoła Mount Olive Missionary Baptist od ponad 20 lat. Śpiewała w chórze, zajmowała się dziećmi w kościele.

Kiedy wyszła w niedzielę po nabożeństwie i przechodziła przez ulicę do swojego samochodu, jej mąż podszedł do niej i strzelił jej w głowę. Następnie sam popełnił samobójstwo.

Sanders-Wilson była jedną z 65 osób zabitych w Chicago w miesiącu lipcu. To liczba, która sprawiła, że ilość zabójstw dokonanych w tym roku w mieście doszła prawie do 400. Suma wszystkich morderstw w zeszłym roku wynosiła 490.

To najbardziej krwawy lipiec od 2006 roku, kiedy również odnotowano 65 zabójstw - zgodnie z danymi chicagowskiego departamentu policji. Komendant Eddie Johnson zauważył, że miniony miesiąc był pod tym względem ciągle lepszy niż czerwiec, kiedy popełniono 72 morderstwa. Ale przyznał także, że niektóre dzielnice przyjmują na siebie ciężar przemocy z użyciem broni palnej.

"Musimy potrząsnąć głowami i postawić sobie pytanie, dlaczego niektóre z naszych społeczności i mieszkańcy południowej i zachodniej strony miasta są w tej sytuacji niemal przetrzymywani jako zakładnicy, żyjąc w ciągłym zagrożeniu" - powiedział na konferencji prasowej.

W ostatnim tygodniu lipca zginęło 7 osób, a 45 zostało rannych, wielu z nich właśnie w najbardziej narażonych na przemoc z użyciem broni palnej rejonach.

Od piątku wieczorem do soboty rano zginęły 3 osoby, a 11 zostało rannych, od soboty wieczorem do niedzieli rano zginęły 2 osoby i 21 osób odniosło obrażenia, od niedzieli do wczesnych godzin w poniedziałek zginęły kolejne 2 osoby i 13 zostało rannych.

Sanders-Wilson miała 40 lat. Zginęła ok. godz. 1:30 w niedzielę, przy 800 North Massasoit Avenue. Jej mąż, 38-letni Roshawn Wilson podszedł do niej po porannym nabożeństwie i ją zastrzelił. Następnie strzelił sobie w głowę - podała policja. Oboje zginęli na miejscu zdarzenia.

Para mieszkała razem w Broadview i oboje byli członkami kościoła przez dziesięciolecia.

"W tym czasie byli chyba w separacji" - powiedział pastor, ks. Kenneth Giles. "Myślę, że wiele rzeczy działo się między nimi. (...) Wiem, że o osobach, które już nie żyją, zawsze mówi się dobrze. Ale ona rzeczywiście była wspaniałą kobietą" - powiedział. "To jest tragedia po obu stronach dla kościoła. On także był dobrym człowiekiem. Ale nigdy nie wiadomo, co dzieje się w umysłach ludzi".

Monitor

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor