30 maja 2019

Udostępnij znajomym:

Już w przyszłym tygodniu będziemy obchodzić jedną z najważniejszych rocznic walk z okresu II wojny światowej – początek operacji „Overlord”, czyli lądowania aliantów zachodnich w Normandii. Wydarzenie to upamiętniono na wiele sposobów, m.in. filmami „Najdłuższy dzień” z Johnem Waynem i „Szeregowiec Ryan” z Tomem Hanksem czy serialem „Kompania braci”.

W grudniu 1941 roku Stany Zjednoczone przystąpiły do II wojny światowej. Najsilniejsze gospodarczo państwo świata stało się sojusznikiem Wielkiej Brytanii i Związku Radzieckiego w wojnie z Hitlerem. Zanim jednak amerykańscy żołnierze włączyli się w wojnę na Starym Kontynencie, musiało minąć jedenaście miesięcy, nawet wtedy jednak znaleźli się w... Afryce. W nocy z 7 na 8 listopada 1942 roku oddziały amerykańskie w ramach operacji „Torch” wylądowały w Algierii i Maroku – terenach pod kontrolą Francji Vichy, kolaboracyjnego rządu współpracującego z Niemcami. Już 10 lipca 1943 roku alianci wylądowali na Sycylii, a niedługo potem stanęli na kontynencie europejskim, zdobywając przyczółki na Półwyspie Apenińskim. Włochy zostały pokonane, a wojska aliantów miały zacząć odbijać zagrabione przez Niemców tereny.

Na wschodzie ZSRR toczył przełomową bitwę pod Kurskiem. Stalin nalegał na Roosevelta i Churchilla, by jak najszybciej otworzyć „drugi front”, który pomógłby pokonać Hitlera. Brytyjczycy chcieli atakować na Bałkanach, mając na uwadze własne interesy polityczne. Gdyby się to udało, mogliby dotrzeć do Polski przed Armią Czerwoną, co zmieniłoby historię tej części świata. Niestety, zacięty opór Niemców w południowych Włoszech (kilka bitew pod Monte Cassino!) zadecydowały o tym, że inwazja w basenie Morza Śródziemnego nie miała sensu.

Już w 1942 roku zadecydowano więc, że miejscem ataku, który miał wyzwolić Europę, powinna być Francja, dokładnie wybrzeża Kanału La Manche. W sierpniu tego roku kanadyjskich żołnierzy wysłano do ataku na nadmorskie miasto Dieppe. Celem tego rajdu było zajęcie portu i rozpoznanie możliwości desantu z morza. Istnieje pogląd, że akcja miała przede wszystkim na celu pokazanie Amerykanom, że inwazja to nie jest prosta sprawa. Jeśli tak było, to Brytyjczykom się udało – atak nie odniósł sukcesu, a Kanadyjczycy ponieśli ogromne straty. Wiadomo było, że inwazję na kontynent będzie trzeba dobrze przygotować.

Najlepszym miejscem do inwazji był region Pas-de-Calais, czyli regionu w północnej Francji naprzeciwko brytyjskiego Dover – w tym miejscu Kanał La Manche jest najwęższy. Tam też Niemcy szczególnie przygotowywali się do obrony. Ostatecznie alianci podjęli decyzję, że desantować będą się nieco dalej na południowy zachód, a więc w Normandii. Aby jednak utwierdzić Niemców w przekonaniu, że inwazja nastąpi w rejonie Calais, podjęto szeroką akcję dezinformacyjną, w która zaangażowano szpiegów (w tym „podwójnych”), komunikaty radiowe, fikcyjne jednostki, które rzekomo stacjonowały w rejonie Dover, w końcu zaś media, które miały zmylić niemiecki biały wywiad. Jak się okazało, działanie te były skuteczne – Hitler, gdy inwazja w Normandii już się zaczęła, wciąż myślał, że główne siły wylądują w Calais, tam też szykował się do obrony.

Początek operacji „Overlord” wyznaczono na 6 czerwca 1944 roku – tzw. „D-Day”. W noc poprzedzającą lądowanie na skraju obszaru inwazji zrzucono trzy dywizje powietrznodesantowe: dwie amerykańskie (82. i 101.) oraz jedną brytyjską (6.). Spadochroniarza i żołnierze w szybowcach mieli zająć mosty, groble i wioski, przez które Niemcy mogliby kontratakować. O świcie do normandzkich plaż o kryptonimach „Juno”, „Gold”, „Sword”, „Utah” i „Omaha” przybiły barki desantowe, z których do ataku wyruszyli żołnierze alianccy (na pierwszych trzech Brytyjczycy i Kanadyjczycy, na dwóch pozostałych Amerykanie). Plaże bronione były przez zapory, betonowe umocnienia, artylerię i broń maszynową, jednak tylko na ostatniej z nich walki były naprawdę krwawe. Heroicznym epizodem okazała się walka o klif Pointe du Hoc, na którym znajdowała się artyleria, z której miano ostrzeliwać desant na plażach. Zdobyli go amerykańscy rangersi wspinając się po pionowych skałach i ponosząc poważne straty.

6 czerwca alianci osiągnęli sukces – wylądowali na plażach i zdobyli przyczółki. W kolejnych dniach zdobywali nowy teren, tworząc silną podstawę do dalszego ataku. Lotnictwo sprzymierzonych miało absolutną przewagę w powietrzu. U brzegów Normandii stworzono pływające, sztuczne nabrzeża, do których przybijały statki z kolejnymi dywizjami, sprzętem i zaopatrzeniem. Niestety, po początkowej zwłoce Niemcy zaczęli zaciekle się bronić, wykorzystując m.in. charakterystyczne żywopłoty dzielące normandzkie pastwiska (tzw. bocage). Brytyjski marszałek Bernard Law Montgomery nie mógł zdobyć portu Caen i przebić się na zachód. Dopiero amerykański gen. George Patton pod koniec lipca 1944 roku przebił się na wschodzie w rejonie Saint-Lô i wyszedł na tyły Niemców. Ostatecznie pokonano ich w sierpniu, w czasie bitwy pod Falaise z udziałem polskiej 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka.

Tak zwany „najdłuższy dzień” był początkiem drogi do wyzwolenia Francji, Belgii i Holandii. I choć II wojna światowa rozstrzygnęła się przede wszystkim na froncie wschodnim, to walki w Normandii również przyczyniły się do pokonania Hitlera. Tym bardziej warto pamiętać dziś o żołnierzach sił sojuszniczych (w tym polskich lotnikach, marynarzach i czołgistach), którzy polegli w tej ważnej kampanii.

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor