W redakcji nie zostawiono dziś na mnie suchej nitki. Dostało mi się głównie za nasilone ostatnio narzekanie na różne rzeczy. Nic nie poradzę, taka chwila, taki stan. Ale zamiast się tłumaczyć pokażę, że potrafię narzekać jeszcze bardziej, jak na zawołanie. W końcu lepsza okazja w tym roku się nie trafi. Jaka okazja? Luty. Kończący się na szczęście.
Śnieg w grudniu jest spodziewany i mile widziany. Białe święta. Magiczny Nowy Rok. Zimowy styczeń jest akceptowany, nawet czasami przynosi nieco przyjemności. Ale w lutym pogoda taka jest strasznym utrapieniem dla duszy i ciała. W lutym nawet dzieci przestają myśleć o sankach i zaczynają o letnich wakacjach. Podejrzewam, że również najwięksi miłośnicy lodowych kąpieli woleliby pod koniec tego miesiąca zamienić na ciepły basen i zimne piwo. Pewnie zaraz dowiem się, że nie, ale i tak nie uwierzę.
Czuję zakłopotanie, gdyż myśli na ten temat przesłaniają mi inne, ważne wydarzenia. A dzieje się wiele rzeczy, które mogą mieć wielki wpływ na nasze życie. Jednak za każdym razem, gdy zagłębiam się w doniesienia z rejonów ogarniętych wojną, salonów politycznych, czy korytarzy decydujących o gospodarce, wracam do tego samego. Narzekania na nie-koń-czą-cy się luty.
Luty jest tak bardzo okropny, że musieliśmy go skrócić. W tym roku, jak w większości lat, ma on 28 dni. Mam jednak wrażenie, że od końca stycznia minęło ich już co najmniej 60 albo więcej. Generalnie nie jestem zwolennikiem przyspieszania czasu, mamy go tak niewiele, iż szanuję każdą minutę. Z wyjątkiem lutego. Niech minie i niech zacznie się wreszcie wyczekiwany sezon błotny, nazywany wiosną. Od razu będzie lepiej.
Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć. Może to wspomniana wcześniej, niezdecydowana aura. Może fakt, iż w okresie od września do końca grudnia mamy wciąż jakieś okazje do świętowania, zabawy i radości. Thanksgiving, Boże Narodzenie, Sylwester, a wcześniej Halloween z jego ozdobami i tradycjami. A początek roku to przerwa w życiu. Jeszcze do tego wrzucili w lutym Walentynki, żeby człowieka dobić. No nie daję rady.
Luty ma kolor brudno-szary, gdy zmieszają się ze sobą sól, śnieg, deszcz i wszystkie odkryte spod śniegu śmieci. Ma konsystencję zamarzającego błota w tym samym kolorze. Brak aktywności ludzkiej jest tak duży, że połowa firm usługowych oferuje największe zniżki w roku, byle znaleźć jakieś zajęcie dla swych pracowników.
Spójrzmy na budynki, jak za mgłą. Jakby prądu na świecie zabrakło. Przechodnie na ulicach przemykają ze zwieszonymi głowami, krok u nich taki... mało sprężysty. Drzewa już bez światełek, ale też wciąż bez liści. Pewnie czują się jak my wszyscy.
Do tego luty uświadamia nam, że rok zaczął się już chwilę temu i ze wszystkich planów zrealizowaliśmy... bardzo niewiele. Zaraz marzec, dłuższe dni, piękny kwiecień, radosny maj, gorący czerwiec i zaczniemy myśleć o końcu roku.
Uprzedzałem, że będę narzekał.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: rafal@infolinia.com