Wyobraźmy sobie świat bez internetu, nawigacji GPS, rozszczepienia atomu, ekranów dotykowych czy wielu osiągnięć medycznych, choćby szczepionek mRNA. Właśnie takie technologie – na których dziś opiera się nasza codzienność – nigdy by nie powstały, gdyby nie finansowane przez rząd USA badania naukowe prowadzone na amerykańskich uczelniach.
Nauka to inwestycja, nie koszt
Administracja rozpatruje całkowite wstrzymanie finansowania badań naukowych na uczelniach wyższych, czy to za karę, czy w ramach oszczędności. Uniwersytety, takie jak Harvard czy Johns Hopkins, mogłyby w jednej chwili stracić miliardy dolarów. A wraz z nimi zniknęłyby miejsca pracy, możliwości rozwoju i – co najważniejsze – potencjał innowacyjny.
„To nie jest przesada – naprawdę możemy zniszczyć całe pokolenie postępu naukowego” – mówił Jon Fansmith z Amerykańskiej Rady ds. Edukacji.
Federalne granty to nie „prezent” dla elitarnych szkół. To pieniądze, które pozwalają najlepszym naukowcom prowadzić badania w najważniejszych obszarach: onkologii, pediatrii, chorobach neurodegeneracyjnych czy technologii przyszłości. Dzięki temu nauka rozwija się efektywnie, a państwo wspiera tylko te projekty, które mają realną szansę zmienić świat.
Historia pokazuje, jak ważna jest rola państwa
Przed II wojną światową badania naukowe w USA były finansowane głównie przez przemysłowców i fundacje. Ale to prezydent Franklin D. Roosevelt dostrzegł, że nauka może zdecydować o losach wojny – i przyszłości świata. W 1941 roku powołał Biuro ds. Badań Naukowych i Rozwoju (OSRD), które zlecało badania najlepszym uczelniom w kraju.
To z tego programu narodziły się m.in. radar, penicylina i – niestety – broń atomowa. Ale także model współpracy nauki i państwa, który przez dziesięciolecia przynosił USA pozycję lidera technologicznego.
Dziś największymi sponsorami badań są instytucje rządowe, takie jak Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH), Departament Energii czy Narodowa Fundacja Nauki. Fundusze te pozwalają utrzymać laboratoria, prowadzić badania podstawowe i stosowane, kształcić przyszłych naukowców.
Uniwersytety nie są finansowo samowystarczalne
Nawet najbogatsze uczelnie nie mogą polegać wyłącznie na czesnym, dotacjach prywatnych czy funduszach wieczystych. Przykład? Harvard posiada największy uniwersytecki fundusz wieczysty w USA – wart 53 miliardy dolarów. Ale aż 80% środków z tego funduszu może być przeznaczone tylko na ściśle określone cele – np. stypendia czy finansowanie konkretnych katedr.
To oznacza, że nawet takie instytucje nie mogą swobodnie przesuwać środków na badania naukowe, jeśli rząd cofnie dotacje. A mniejsze uczelnie? Bez publicznego wsparcia nie przetrwają.
Co możemy stracić?
Lista przełomów dokonanych dzięki rządowemu wsparciu jest imponująca: technologia GPS, przeszczepy nerek metodą łańcuchową, masaże dla wcześniaków ratujące życie noworodków czy metody walki z Alzheimerem. Często są to efekty uboczne pozornie abstrakcyjnych badań. To właśnie z takich „niepraktycznych” projektów rodzą się zmiany, które potem na zawsze odmieniają świat.
Jeśli Stany Zjednoczone przestaną wspierać naukę, nie tylko stracą pozycję lidera, ale stracą przyszłość. Wiedzę zdobędą inni - coraz większa grupa naukowców rozważa pracę za granicą – i to oni będą kreować technologie jutra. A ostatecznie, to amerykańskie społeczeństwo zapłaci cenę.