Pontonem w drodze do Niziny Gangesu
Niedziela, 6 listopada
Dzisiaj po raz pierwszy nie musimy zrywać się z łóżek przed świtem, ale mimo wszystko wschód słońca zastaje kilkoro z nas na tarasie widokowym naszego - znów znakomitego - hotelu. Wczesne wstawanie nie jest zbyt trudne, gdyż z Chicago dzieli nas aż 11 godzin różnicy czasu. Na przykład 6 rano wyznacza dla naszych - nadal jeszcze nie do końca zaaklimatyzowanych organizmów - godzinę 7 wieczorem. I jak tu spać? Oglądamy więc czerwoną tarczę naszej gwiazdy, jak powoli wznosi się nad wzgórzami okalającymi zewsząd Dolinę (a właściwie kotlinę) Katmandu, oświetlając miasto niskim fotogenicznym światłem. Strzelają migawki aparatów, fruwa dron, a żołądki domagają się śniadania, które jak zawsze do tej pory było pyszne, z obfitego bufetu. Nasz hotel szczerze mogę polecić wszystkim chętnym na pobyt tutaj. O 8 rano mamy już bagaże na dachu busika, zabezpieczone brezentem i związane mocnymi sznurami.
Nepalska górska rzeka
Wspinamy się mozolnie na krawędź kotliny, aby stromymi serpentynami zjechać do doliny rzeki Trisuli, podziwiając krajobrazy i kunszt kierowców kolorowych pojazdów zmierzających z towarami od strony indyjskiej granicy. To wszystko w kurzu i w tonach czarnych spalin. Czysta egzotyka. Po godzinie jazdy zakrętami jak agrafki, droga staje się już normalna, ruch maleje, a śliczna górska rzeka koi nasze oczy zielonkawą, czystą wodą. Powyżej porośniętych dżunglą stoków "wiszą" w powietrzu himalajskie masywy Ganeszu i ośmiotysięcznika Manaslu.
Rzeka Trisuli
Po czterech godzinach pełnej wrażeń jazdy docieramy do miejsca, gdzie lokalna firma ma już dla nas przygotowane pontony, kaski i wiosła. Czeka nas trzygodzinny, około 15-kilometrowy spływ po Trisuli, wodami kategorii "wyższej trójki". Oczywiście, jak dotąd dzień w dzień, pod nieskazitelnie błękitnym niebem. Temperatura powietrza wynosi około 27 stopni Celsjusza, wody... niewiele mniej.
Wszyscy z naszej grupy zdecydowali się na tę unikalną przygodę, podczas gdy ja pozostanę w mikrobusie i będę ich podziwiać z drogi, a przede wszystkim z licznych, wiszących mostów, skąd zdjęcia wychodzą najciekawiej!
Gotowi na spływ
Rafting stał się w Nepalu niesłychanie popularny w latach 70. ubiegłego wieku, dzięki obfitości krystalicznie czystych rzek zasilanych lodowcami Himalajów, przebijających się następnie przez góry Mahabharat z żyznymi dolinami, pokrytymi tarasami uprawnych pól, aby w końcu osiągnąć dżunglę Niziny Gangesu. To niesłychane zróżnicowanie krajobrazów stanowi o unikalności nepalskich spływów. Rzeki jak Karnali, Sun Kosi i Kali Gandaki stały się wręcz legendarne pośród światowych wodniaków, wymagając jednak znakomitych umiejętności i porządnej organizacji wielodniowych eskapad. Te słynne spływy są kosztowne, ale… trafił się wyjątek! Tak się szczęśliwie składa, że droga łącząca nepalskie miasta Katmandu i Pokharę biegnie na dużym odcinku wzdłuż rzeki Trisuli, która również oferuje fascynujące krajobrazy nie stawiając przy tym wysokich, technicznych wymagań. W okresie monsunów, czyli w lecie i wczesną jesienią, najtrudniejsze bystrza osiągają skalę IV, w pozostałym czasie rzeka posiada najwyżej III stopień trudności, czyli „jest dla każdego”!
Gdzieś w połowie drogi
Jadąc wzdłuż brzegów Trisuli widzimy, że damy sobie radę. Dostajemy kapoki, kaski, wiosła i wskakujemy do wody i zbiorowo wiosłujemy. Na odcinku 15 kilometrów delektujemy się egzotycznymi dla nas widokami wiszących mostów, tarasowych upraw i wołami ciągnącymi drewniane sochy. Mając przerwy w wiosłowaniu dokładnie przyglądamy się scenom codziennego życia wieśniaków. Widzimy dzieciaki pluskające w wodzie, kobiety zajęte praniem i chłopów naprawiających kanały nawadniające. Pora deszczowa minęła, ryżowe żniwa też. Płynąc pontonem mamy znacznie więcej czasu na tego typu obserwacje, a spokojna woda często zezwala na wyjęcie aparatów i oddanie się fotografice.
Pamiątkowa fotka
W okolicy miasteczka Mugling kończymy spływ, tutaj również znajduje się popularna restauracja obsługująca co prawda głównie pielgrzymów z Indii, ale turysta z Zachodu też znajdzie coś dla siebie. Po wysiłku, w górskiej scenerii, wszystko smakuje znakomicie.
Typowy posiłek w nepalskiej restauracji
Już mamy zaliczony dzień pełen wrażeń na pontonie na górskiej rzece, a tu się okazuje, że atrakcjom nie ma końca! Dzisiaj nocujemy bowiem na skraju Królewskiego Parku Narodowego Chitwan, a ponieważ ciągle trwa późne popołudnie, to idziemy jeszcze podziwiać zachód słońca ponad dżunglą Tikauli, znad brzegów rzeki Rapti River. A przy okazji... zaliczamy pierwszego nosorożca, którego ujrzenie jest upragnionym celem wizyty w tymże miejscu.
Katmandu o poranku
Mało tego, kiedy wracamy na piechotę do hotelu, zza pleców wyłania się najprawdziwszy słoń (na szczęście udomowiony, z jeźdźcem) i spokojnie nas wyprzedza. Wracamy do hotelu i rzucamy się do łóżek w ślicznych bungalowach na skraju dżungli. Dobranoc!
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka
Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży Exotica Travel, które organizuje wycieczki po USA i całym świecie, z Nepalem włącznie (najbliższe wyjazdy 27 i 29 października oraz 11 listopada 2023). Bliższe informacje: Tel. 773 237 7788, www.andrzejkulka.com