Ciągle i ciągle można natrafić w sferze publicznej na wypowiedzi takich mądrali, którzy naśmiewają się z kobiet po wielu latach przyznających, że były molestowane, napastowane, nawet - zgwałcone. Podobnie brzmią kąśliwe uwagi pod adresem tych, którzy “przypominają sobie po latach”, że byli jako dzieci ofiarami pedofilów.
No cóż… nikt z nas nie jest przepytywany z posiadania bądź nie, genu współczucia, empatii. Jak to łatwo zarechotać: “haha, przypomniał sobie”, albo przypomniała. Być może pod tym rechotem kryje się też ciągle skrywana własna krzywda, albo głęboko uwewnętrzniony strach przed skonfrontowaniem się z własnymi odczuciami. Bywa, że tylko chamstwo i głupota.
Tolerowanie takich poglądów grozi tolerowaniem samego zjawiska przemocy. A statystyki nie kłamią. Co tydzień z powodu przemocy giną trzy Polki. Giną to znaczy - umierają, zostają zabite. Mówimy o przemocy domowej, więc łatwo zgadnąć: zabite przez kogo? Policja podaje, że 800 tysięcy kobiet rocznie doświadcza w Polsce przemocy, czyli około 2 tysięcy dziennie. Codziennie, dziś, wczoraj, jutro…
Na stronie internetowej Rzecznika Praw Obywatelskich możemy przeczytać:
“Nie negując…, że sprawcami /przemocy domowej/ są także kobiety, RPO zwraca uwagę, że skala przemocy doświadczanej przez kobiety, w szczególności w związkach bliskich, oraz wyraźne określona płeć sprawców /męska/ i osób doświadczających przemocy /żeńska/ potwierdzają, że przemoc w rodzinie /domowa/ jest zjawiskiem uwarunkowanym płcią. Jest ona przejawem strukturalnych nierówności między płciami”.
Jednym słowem - hołdowanie strukturalnej nierówności płci może i pewnie ma wpływ na powszechność maltretowania kobiet.
Dodatkiem do tego zła może być i z pewnością jest i zło inne - wyśmiewanie walki kobiet o równe prawa, czy też prawa w ogóle. Ileż razy, jeszcze dziś, w tych czasach, można usłyszeć, że się babom w głowach /i nie tylko w głowach/ przewraca, że chcą wyprzeć mężczyzn, chcą zajmować ich miejsca. Jak czarnym ludem straszą się ci obrońcy wartości tradycyjnych, że kobiety chcą stać się facetami. Tak najłatwiej wykpić albo pozbawić sensu walkę o co? O co walczą kobiety? O to, żeby stać się mężczyznami, żeby zająć ich “miejsce”? Nie. Chodzi o prawa, o równouprawnienie. Nie chodzi więc o to, żeby dorównać mężczyznom/ nosić spodnie, uprawiać boks/, nie chodzi o zajmowanie miejsca facetów w pracy, w zawodach. Chodzi o prawa, takie same prawa do życia, do szczęścia, do rozwoju, do własnego zdania, opinii, do obrony siebie przed agresją, o prawo do wyboru i decydowania.
Nie wątpię, że mężczyznom podobało się, gdy kobiety nie mogły na przykład mieć własnego konta w banku, ale czy podobałoby im się, gdyby kobiety zaczęły ich podszczypywać w windzie, klepać po tyłkach, prawić dwuznaczne komplementy?
Dlaczego wmawia się kobietom, że jeśli są źle traktowane, to same sobie winne? Albo że im się wydaje, że są przewrażliwione, głupie, bo przecież on tylko żartował. Jednym słowem są traktowane tak, jak dzieci, którym się odmawia prawa do czucia tego, co czują, poucza się je, że nie powinny czuć tak jak czują, bo wujek, znowu, tylko żartował.
Przeglądam publikowane tu i tam kalendaria. W tym roku, dniu i miesiącu… urodził się umarł, ktoś znany, znaczny, ważny. Prawie sami mężczyźni. Nazwiska kobiet pojawiają się wśród tych wybitnych z całego świata, dopiero od niedawna. Wcześniej widocznie kobiet na tym świecie nie było. I to prawda. Bywały tylko.
Idalia Błaszczyk