Oczywiście, w piosence Marka Grechuty było: " Nie dokazuj, miły, nie dokazuj", ale po małej przeróbce tekst ten pasuje mi jak znalazł do zjawiska, które dręczy mnie już 30 lat! Tyle właśnie mieszkam w Chicago i od tylu lat co jakiś czas słyszę o patriotycznym obowiązku "pokazywania".
Mamy im pokazać - naszą dumę narodową, naszą siłę, nasze przywiązanie do naszych wartości, tradycji!
Zwykle te nawoływania do pokazywania rozlegają się w okolicach przygotowań do 3-Majowej Parady, ale i przed świętami też. Kilka dni temu napadło mnie znowu. Ktoś publicznie pochwalił urodę naszych polskich świątecznych tradycji, by zakończyć wywód sakramentalnym: ale ... i właśnie -" ale my musimy tu im, czyli Amerykanom, te nasze tradycje pokazać".
Po co? Dlaczego? Czy nasze tradycje pokazane będą lepsze, bardziej wartościowe? Czy mamy im pokazać po to, by się zachwycili, by przyznali, że piękne, by może się na te nasze zwyczaje też "nawrócili"? Czy oni są zainteresowani?
Kilka lat temu przy wigilijnym stole... wśród gości nastolatki amerykańskie. Zniosły barszczyk, zniosły pierogi, nawet ryby spróbowały, ale kompotu z suszu już nie, poddały się i poprosiły o wodę! Zgroza!
Lata temu przy polskim tradycyjnym wigilijnym stole w Chicago amerykańskie dzieciaki. Rozżalone już od początku, bo ktoś im powiedział, że będą prezenty. A przecież każde amerykańskie dziecko wie, że prezenty są w Boże Narodzenie, czyli 25 grudnia, rano i rozpakowuje się je w piżamach! A tu nagle dzień przed, wieczorem, więc w ubraniach i przy stole! A na tym stole! Ludzie świata! Dzieciaki były przerażone - jakaś cuchnąca kapusta, kluski z rybą, te kluski jakieś dziwne i jeszcze do tego śledzie i cebula! Na szczęście pani tego domu była świadoma ich tragicznego położenia i przygotowała dla nich, na tym wigilijnym polskim stole, to, co te dzieci kojarzą z Bożym Narodzeniem i świątecznym obiadem - szynkę na gorąco!
Nasze tradycje są takie piękne dlatego, że są nasze! Opłatek, sianko pod obrusem, choinka, pierwsza gwiazdka, kolędy. To nam przypomina, tu na emigracji, dom, rodzinę, ojczyznę. Inne narody, inni imigranci przywożą tu swoje wspomnienia, swoje zwyczaje, tradycje, swoje " karpie w galarecie" i zupę grzybową. Nie ma tradycji lepszych czy gorszych, są różne!
Nie wiem nawet jak to "pokazywanie" miałoby wyglądać i na czym polegać....
Na ogół ludzie mieszkający w tym kraju zdają sobie sprawę z różnorodności i rozmaitości. Świadczy o tym choćby coroczny pokaz choinek "Boże Narodzenie dookoła świata". Można tam zobaczyć choinkę meksykańską, polską, niemiecką...
Czy nasze polskie tradycje nabiorą większej wagi i znaczenia, jeśli my je "pokażemy", komuś, w domyśle - Amerykanom? Poza tym możemy tym pokazywaniem doprowadzić do pomieszania z poplątaniem. Bo: pójdą Amerykanie do moich przyjaciół, na Wigilię, to się dowiedzą, że trzeba łykać całe ząbki czosnku, bo taka tradycja. Będą pili barszcz czerwony, czysty, a u innych moich bliskich dostaną ten barszcz z rosołowym makaronem. Znowu w innym domu dowiedzą się, że żaden, Panie Dziejku, barszcz! Grzybowa! Tylko i wyłącznie! Dostaną ruskie pierogi, karpia po żydowsku, kutię, w innym domu - rybę po grecku! "Bo u nas w domu, jak siostra podrosła, to zaczęła tę rybę przyrządzać i wszystkim się spodobała i zaczęliśmy ją podawać też w Wigilię". Tak tradycja rośnie, nawarstwia się, rozrasta, tyje. Nabiera smaków, znaczeń, naszych wspomnień i emocji. Kochamy te nasze tradycje i je pielęgnujemy. Nie trzeba ich zachwalać, bo przecież wiemy, jakie są dla nas ważne. Bo wiemy, że bez nich to byśmy byli... no kim? Na szczęście tu na emigracji nikt nas nie zmusza do zmian, nikt nam nie każe obchodzić świąt inaczej, nikt nam nie zabrania. A czy ktoś nam pokazuje? Oczywiście, jeśli tylko zechcemy popatrzeć.
Nasze zwyczaje zarówno tu na emigracji, jak i tam w Polsce, ulegają w czasie różnym zmianom. My tutaj, niby jesteśmy bardziej zachowawczy, bardziej do tradycji przywiązani, ale też podlegamy różnym kulturowym naciskom.
W iluż to polskich domach, tu w Chicago, choinka stoi ubrana już od końca listopada? W Polsce, kiedyś to było nie do pomyślenia, ale tutaj, zwłaszcza jeśli mamy dzieci? Jak im wytłumaczyć, dlaczego w domach ich kolegów choinki już stoją, a u nas nawet jeszcze nie zaczęliśmy świątecznych zakupów! U nas, w Polsce, choinka była ubierana w wigilijny poranek, nie w ostatni piątek listopada!
A jak wyglądają święta w mieszanych rodzinach? Czy tam też odbywa się "pokazywanie", czy raczej trzeba sobie wypracować własne, rodzinne zwyczaje i przyjąć do wiadomości, że nie ma gorszych i lepszych, każdy kocha swoje właśnie dlatego, że jego!
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.