Wojna w Ukrainie doprowadziła do przetasowań w polityce międzynarodowej. Jednym z najważniejszych skutków rosyjskiej agresji jest chęć dołączenia dotąd zadeklarowanie neutralnych Szwecji i Finlandii do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ich polityka bezpieczeństwa w perspektywie historycznej przeszła długą i krętą drogę.
Złożona ostatnio przez dwa państwa skandynawskie deklaracja chęci włączenia się do głównego sojuszu wojskowego zachodniego świata to kolejna bolesna porażka Władymira Putina. Jeszcze na początku 2022 roku jego pozycja międzynarodowa była silna – mógł straszyć świat swoją rzekomo silną armią i zakręceniem kurków z ropą i gazem, w Europie oddzielał go od NATO całkiem spory bufor państw niezaangażowanych, a politycy zachodni chcieli uwzględniać jego punkt widzenia. Atak na Ukrainę i przede wszystkim porażki pod Kijowem, Charkowem czy w Donbasie sprawiły, że sytuacja całkowicie się odmieniła. Już nie tylko Ukraina ciąży ku zachodowi, ale także państwa skandynawskie zgłaszają akces do paktu rywalizującego z Rosją. Od dawna nawiązywały one kontakt z NATO, pilnie strzegły jednak swojej neutralności. Dziś w obawie przed agresorem 36-letnia fińska socjaldemokratka Sanna Marin wraz ze szwedzką socjaldemokratką Magdaleną Andersson jasno mówią, że wybierają bliską współpracę z USA i Zachodem Europy w obszarze bezpieczeństwa. Ich akces oznacza wydłużenie granicy Rosja-NATO o 1313 kilometrów oraz stworzenie z Morza Bałtyckiego prawie całkowicie sojuszniczego akwenu wewnętrznego.
Przypadek obydwu państw pokazuje nie tylko zmienność w polityce międzynarodowej (znane z przeszłości „odwrócenie sojuszy”), ale także pewną tendencję historyczną – obydwa państwa po dekadach neutralności zmuszone przez zagrożenie zewnętrzne wracają do aktywniejszej polityki obronnej.
Jak wiemy historia Skandynawii nierozłącznie wiąże się z wikingami – żeglarzami, kupcami, wojownikami i rozbójnikami, którzy w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia naszej ery na swoich długich łodziach wyprawiali się na morze, siejąc strach w całej Europie. Szwedzcy wikingowie specjalizowali się zwłaszcza w działaniach na Bałtyku, odegrali też ważną rolę w ekspansji na teren Rusi, dopływając Dnieprem do Morza Czarnego i Bizancjum. To zresztą z wpływem tzw. Waregów wiąże się powstanie księstwa kijowskiego – skandynawscy watażkowie mieli na słowiańskich terenach tworzyć własne państwa, dając początek Rusi kijowskiej.
Szwecja na militarną mapę Europy wróciła w XVII wieku, w czasie jednej z kolejnych rewolucji w dziedzinie prowadzenia wojen. Rozwój broni palnej, taktyki i organizacji wojska został wykorzystany przez północnych władców do wzmocnienia swojego państwa. Najpierw walcząc z Polską, a następnie biorąc udział w wojnie trzydziestoletniej w Niemczech, wypracowali skuteczny model działania. Opierał się on na fakcie, że Szwecja była wówczas państwem biednym i niezbyt ludnym. Monarchom udało się skutecznie rekrutować chłopów do piechoty i używać ich do prowadzenia grabieżczych wojen, na których królowie, ich generałowie, a w końcu zwykli żołnierze po prostu się wzbogacali. Przez kilkadziesiąt lat w połowie XVII wieku Szwecja była postrachem Starego Kontynentu, a jej armia miała opinię świetnej, ale okrutnej dla ludności cywilnej. W początku kolejnego stulecia młody i ambitny Karol XII rzucił wyzwanie Rosji, podejmując rywalizację w ramach tzw. wielkiej wojny północnej z Piotrem Wielkim. Ostatecznie Szwedzi przegrali, utwierdzili jednak swoją legendę solidnych żołnierzy.
Kolejne lata przyniosły wstrzymanie szwedzkiej ekspansji i odsunięcie się jej na obrzeża polityki europejskiej. Od dwudziestolecia międzywojennego kluczową rolę w rządzeniu tym państwem odgrywała lewica – dość dodać, że przez równo czterdzieści lat (1936-1976) krajem rządziła socjaldemokracja. Jej rządy wiązały się z polityką neutralności, a więc m.in. niezaangażowania się w II wojnę światowa.
Ciekawy był los Finlandii – dawnej prowincji szwedzkiej, pod koniec XVIII wieku zajętej przez Rosjan. Po I wojnie światowej państwo to zyskało niepodległość, żyło jednak ciągle w cieniu większego sąsiada ze wschodu. W pierwszych latach samodzielnego bytu fińską polityką wstrząsnęła wojna domowa, w której lewica wspierana była aktywnie przez rosyjskich bolszewików. Sytuacja pogorszyła się jesienią 1939 roku, gdy Stalin postanowił zrealizować tajny protokół paktu Ribbentrop-Mołotow i zaatakować Finlandię. Wojna zimowa, bo tak nazwano ten konflikt, okazała się porażką ZSRR. Źle dowodzona Armia Czerwona została rozstrzelana w zaśnieżonych lasach przez dobrze przygotowaną obronę fińską. Mniejsze państwo powstrzymało imperium.
W wyniku II wojny światowej Finlandia, współpracująca z Hitlerem, dostała się jednak pod wpływ ZSRR. Tak zwana „finlandyzacja” opierała się na zneutralizowania tego państwa i prowadzenia przez niego polityki zagranicznej zgodnej z interesami radzieckimi. Finlandia nie była PRL-em, jednak musiała liczyć się z polityką Kremla (jak również z działalnością na swoim terenie służb specjalnych). W tym czasie neutralna Szwecja szykowała się do odparcia ewentualnej agresji ze wschodu – własny przemysł obronny przyczynił się do nowoczesnego uzbrojenia armii, a cały kraj objęto systemem obrony cywilnej.
Upadek ZSRR zapowiadał odwilż w polityce międzynarodowej. Po 30 latach Rosja jednak znów zagraża Europie, wobec czego przywódczynie dwóch skandynawskich państw podjęły decyzje o zwrocie obronnym. Putin zamiast zyskać – po raz kolejny stracił.
Tomasz Leszkowicz