Zaczęło się od niewinnego artykułu w jednej z gazet wydawanych w Arizonie. Pewien mężczyzna, Sean Corbett z miasteczka Chandler, pojawił się w lokalnym biurze sekretarza stanu z durszlakiem na głowie. Tak, takim metalowym, z dziurkami, do makaronu. Chciał odpowiednio zaprezentować się na urzędowym zdjęciu do prawa jazdy, wyrażając swe poglądy na wiarę. Mężczyzna przyznał, iż zajęło mu kilka lat przekonanie władz, iż jego również obejmują prawa chroniące uczucia religijne. To, że nie jest chrześcijaninem, muzułmaninem, czy buddystą, ale wyznawcą Kościoła Latającego Potwora Spaghetti nie powinno robić różnicy.
W końcu się udało. Miła pani zrobiła mu fotkę do oficjalnego dokumentu stanowego. W durszlaku na głowie. Nie obyło się bez pokazywania palcami, uśmiechów i złych spojrzeń ze strony pracowników i klientów biura.
„Generalnie zasadą każdej religii jest prawo do wiary w co chcemy, bycia dobrym dla innych i radości z życia” – mówi Corbett. Choć nie wszyscy się z nim zgadzają, współwyznawcy mężczyzny tak właśnie do tego podchodzą. Uważają, że każdej wierze powinny przysługiwać te same prawa. Niezależnie jak bardzo jest ona idiotyczna. Bo Corbett absolutnie zgadza się, że pozowanie do zdjęcia w ten sposób było kretyńskie, sama wiara w spaghetti też nie powinna być traktowana poważnie, ale chodzi o zasadę. Kto ma decydować, czyje uczucia religijne są istotne, a czyje nie? – pyta lakonicznie.
Już kiedyś słyszałem o Latającym Potworze Spaghetti. Nawet słuchałem reportażu na ten temat opisującego przygody tej grupy w Polsce. Po tekście zamieszczonym w gazecie na nowo zacząłem poszukiwać informacji na jej temat. Posłużę się teraz serią cytatów z różnych źródeł i opracowań. Według mnie warto wiedzieć jak najwięcej, bo okazuje się, że liczba wyznawców Potwora Spaghetti rośnie lawinowo na całym świecie.
Okazało się, że powstała w 2005 r. jako sprzeciw wobec nauczania Kreacjonizmu w szkołach. Trochę dla żartu, nieco w ramach buntu. Bóstwo LPS złożone jest z makaronu i kulek mięsa i odpowiedzialne za powstanie świata. To wszystko. Twórcy przyznają, że jest to parodia tzw. inteligentnego projektu, czyli założenia, że wszystko – człowiek, zwierzęta i rośliny - zostały stworzone już w obecnej formie przez Boga lub inne bóstwo. W wielu krajach wysocy urzędnicy starali się jakoś sklasyfikować ten ruch. W Polsce na przykład opinię wyrazili religioznawcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy na zlecenie jednego z ministerstw starali się odpowiedzieć na pytanie, czy Kościół Latającego Potwora Spaghetti można uznać za wspólnotę religijną. Jeśli tak, to należy zarejestrować to stowarzyszenie jako związek wyznaniowy i traktować jak każdą inną religię. Włączając w to zgodę a urzędowe zdjęcia z durszlakiem na głowie.
We wspomnianej ekspertyzie sporządzonej przez Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego czytamy, że „udzielenie prostej i jednoznacznej odpowiedzi na postawione pytanie nie jest łatwe głównie z tego powodu, iż w religioznawstwie funkcjonuje wiele definicji religii. Najgorsze jest to, iż żadna z nich nie uzyskała powszechnej akceptacji”.
Rozumiemy więc, że choć naukowcy nie mają nic przeciw uznaniu Potwora Spaghetti za poważą religię, to jednak nie odważą się postawić kropki nad i. Nazwali ją „religię humorystyczną”, bo największe wątpliwości budzi stosunek pastafarian do sfery sacrum, a zasady wiary przypominają parodię Dekalogu. Niektóre obrzędy – mówią religioznawcy - na przykład „spożywanie Ciała Latającego Potwora Spaghetti w postaci wszelkiego rodzaju makaronu” są ewidentną parodią obrzędu komunii w religii chrześcijańskiej.
Czy jest możliwe — zastanawiają się eksperci — aby jakaś grupa ludzi w miarę rozsądnych i w miarę wykształconych w sposób poważny traktowała tezę, iż w rzeczywistości istnieje Latający Potwór Spaghetti, który stworzył wszechświat, jest wszechmogący i wszechwiedzący?
No i się zaczęło. Prawie jak w polityce. Argumenty za i przeciw. Wzajemne wytykanie palcami, obrażanie i ogólny rozgardiasz. Któryś z pastafarian zapytał, jak to możliwe, że grupa rozsądnych i inteligentnych ludzi wierzy w zapisy książki napisanej dwa tysiące lat temu i niektóre zawarte w niej opowieści. Inny poprosił o dowody na to, że Potwór Spaghetti nie istnieje. W ten sposób poważna grupa uczonych dała się wciągnąć w dyskusję z niewielką grupą osób odrzucających wszelkie religie i zasady uznanej wiary. Jeśli komuś wydaje się, że słowną potyczkę wygrali, będzie w błędzie. Nie docenili przeciwnika, który posługując się dokładnie tymi samymi argumentami zyskiwał kolejne punkty. Efekt jest taki, że okresie ostatnich kilku lat z mszy w kościołach w Polsce zniknęło prawie 2 mln. wiernych. Tymczasem liczba pastafarian przekroczyła juz nad Wisłą 100 tysięcy. Gdyby te liczby potraktować poważnie, to wyznawcy makaronu byliby czwartą religią w Polsce. W miesięczniku znak ze stycznia 2015 r. pojawił się obszerny artykuł na te temat. Opisywał przypadki wyzwania pastafarian na intelektualny pojedynek przez księży, którzy po takich dyskusjach z zaskoczeniem przyznawali, iż spotkali się z sympatycznymi, pełnymi energii, inteligentnymi ludźmi. Tylko niestety, niewierzącymi.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.