----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

11 września 2019

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

***

Powieść Martina Vopenki „Piąty wymiar” ma dwie warstwy. Pierwsza oparta jest na koncepcie bezludnej wyspy, na którą można zabrać tylko jedna książkę, a druga zaś jest wariacją na temat, który stanowi zawartość owej książki. Co to za tekst? Jeśli wziąć pod uwagę, że Jakub, główny bohater powieści, jest z wykształcenia fizykiem jądrowym, a może wziąć na czas rocznego eksperymentu, na który się zgadza jedynie dlatego, że może dostać w zamian dwieście tysięcy dolarów, tylko jedną książkę – wybiera podręcznik K.S. Thorne’a zatytułowany „Czarne dziury i krzywizny czasu. Zdumiewające dziedzictwo Einsteina”.

W gruncie cały tekst Martina Vopenki, stanowi rozważania na temat sensowności, czy też bezsensowności, istnienia człowieka we wszechświecie. Autor prowadzi Jakuba, głównego bohatera, przez meandry decyzji, które stawiają go przed ścianą pytań, poprzez okoliczniki miejsca, czasu przyczyny, celu i warunku: dlaczego, w jakim celu, kiedy, skąd, po co, pod jakim warunkiem?

***

Jest w koncepcie „Piątego wymiaru” fascynujący aspekt edukacyjny. Uczymy się wraz z Jakubem jak chodzić po drabinie w górę i w dół, by osiągnąć przynajmniej namiastkę tego, co nazywamy rozumieniem. Jedno jest pewne! Autor wysyła nas w podróż w głąb samych siebie, skazując na konieczność przemyśleń. Jest to zresztą koncept stary jak świat, a przynajmniej tak stary jak europejska tradycja filozoficzna. Myślenie jest naszym obowiązkiem i jedynym sposobem na życie sensowne. Życie bezmyślne jest bez sensu.

W rozdziale "Życie wobec czasu" w książce Tadeusza Gadacza" O umiejętności życia" czytamy:

„[...] życie jest nam nie tylko dane, jak zwierzętom, które zamknięte są w obrębie swego instynktu i gatunku, ale zadane. Życie polega na czynieniu użytku z życia. Nie tylko na biernej wymianie energii, na odbieraniu wrażeń, lecz na twórczym działaniu. Żyć to znaczy wpływać na świat, przekształcać go. Życie jest więc procesem, w wyniku którego wdzieramy się w otaczającą rzeczywistość naszym zachowaniem, czynami i postępowaniem. To prawda, że człowiek, by móc cokolwiek uczynić, musi także starać się o przetrwanie. Dopiero jednak gdy przekracza samo swoje życie, nabiera do niego dystansu". [s.9]

Nie za mało mamy czasu, ale za wiele tracimy. Dość długie jest życie i w obfitej ilości nam dane do wypełnienia naszego najważniejszego zadania, jeżeli z całego uczynimy należyty użytek, ale jeżeli upływa na zbytkach i gnuśności, a nie zużywa się na żadne szlachetne dzieło, wtedy dopiero w obliczu ostatniej konieczności zauważamy, że życie, którego upływania nie spostrzegliśmy, już upłynęło. Rzecz ma się następująco: nie otrzymaliśmy życia krótkiego, ale czynimy je krótkim, pod względem zaś jego posiadania jesteśmy nie nędzarzami, ale marnotrawcami[...]. Życia nie mierzy się liczbą przeżytych lat, ale tym, co z życiem czynimy". [s.26]

Człowiek zajęty najmniej jest zdatny do życia, ponieważ żadna umiejętność nie jest trudniejsza niż umiejętność życia. Biegłych w innych umiejętnościach jest wszędzie wielu, niektóre z nich nawet młodzi opanowali do tego stopnia, że i sami mogliby innych nauczać. Żyć jednak trzeba się uczyć przez całe życie, a czym zapewne jeszcze bardziej się zdziwisz, przez całe życie trzeba się uczyć umierać.

I dalej Gadacz konkluduje za Platonem: „Warunkiem umiejętnego życia jest myślenie. Ono właśnie odróżnia człowieka od zwierząt. Dlatego ‘bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto’. Myśląc o życiu, możemy uczyć się go, gdyż na tę umiejętność nigdy nie jest za późno”.

„Piąty wymiar” Martina Vopenki wpisuje się w tę konkluzję poprzez inspiracje zaczerpnięte z wspomnianej książki K.S. Thorne’a „Czarne dziury i krzywizny czasu. Zdumiewające dziedzictwo Einsteina”, w której autor wciąga nas, nie poprzez filozoficzne sofizmaty, ale przez koncepcje stanowiące o istocie fizyki kwantowej, w wir pytań o to, dlaczego tu jesteśmy, a przede wszystkim, po co? Czy świat by istniał, gdyby nas nie było?

„[…] co by było, gdybym się wcale nie urodził? W takim razie istnienie wszechświatowi zapewniłby ktoś inny. Jednak co by było, gdyby nikt się nie urodził? Gdyby nie było życia? Wówczas wszechświat miałby cztery wymiary. I zdaje się, że to za mało, aby istniał. Przecież nawet Bóg nie może być obecny we wszechświecie, w którym nie ma nikogo, kto sięgałby ku niemu myślą. Nie ma tam nawet najbardziej prymitywnego żywego organizmu, który samym swoim istnieniem sławiłby cud stworzenia. A czy miałoby sens istnienie wszechświata, o którym nikt nie ma pojęcia? […] Nasz wszechświat nie przestanie istnieć, kiedy umrę. Przestanie istnieć, kiedy umrze ostatni człowiek”. (s. 246/247)

To są tylko niektóre, z bardzo wielu kwestii, które w swoim bunkrze, gdzieś w Andach argentyńskich zadaje sobie Jakub, każąc nam, niczym aniołom w śnie swego biblijnego imiennika, łączyć to, co wiemy, z tym, co jest nam odległe i nieznane. Czarne dziury to ekscytująca, ale ciągle tajemnica, do której jednakowoż powoli się zbliżamy, bo gdzieś podświadomie mamy przekonanie, że to właśnie one niosą odpowiedź na pytanie: jak, po co i dlaczego?

„Najpierw dowiedziałem się, że również w próżni – w przestrzeni bez materii – z kwantowego punktu widzenia cząstki powstają i zanikają. Na krótką chwilę powstaje cząstka i razem z nią antycząstka i natychmiast się nawzajem neutralizują. Czas ich istnienia jest tak krótki, że właściwie ich tam nie ma. Jakby były tylko przebłyskiem nicości. A w pobliżu horyzontu czarnej dziury, gdzie oddziałują ogromne siły pływowe (co oznacza, że cząstka znajdująca się bliżej horyzontu jest przyciągana w stronę czarnej dziury z o wiele większą siłą grawitacji niż cząstka odrobinę bardziej odległa), dochodzi do tego, że grawitacja odrywa od siebie tę wirtualną cząstkę i antycząstkę. Tak powstają z nich realne cząstki, z których jedna wpada do czarnej dziury, a druga zostaje wypromieniowana w kosmos (a która z nich to będzie, zależy od ich ładunku i ładunku czarnej dziury). Promieniując w ten sposób czarna dziura traci odrobinę swojej energii. A ponieważ ten proces toczy się nieustannie i dotyczy ogromnej ilości cząstek, czarne dziury stopniowo się zmniejszają. Najbardziej fascynuje mnie to, że czarna dziura swoją grawitacją rozrywa pustkę. Jakby robiła coś z niczego. Ale w rzeczywistości to chyba wygląda tak, że ten ogromny spadek grawitacji może zachwiać równowagę między plusem a minusem, miedzy cząstkami a antycząstkami. Próbuję to sobie plastycznie zobrazować. Wyobrażam sobie rzekę, która płynie kilka metrów nad ziemią, w powietrzu. Takie kosmiczne źródło, wokół którego jest pustka.

W jakim tempie czarne dziury wyparowują? Wyparowanie jednej małej czarnej dziury trwałoby sto milionów razy dłużej niż wynosi obecnie wiek kosmosu. Na końcu byłaby o wiele mniejsza niż jądro atomu. A ponieważ wielkość czarnej dziury jest proporcjonalna do jej temperatury (im mniejsza, tym cieplejsza, byłaby również niewyobrażalnie gorąca. Aż w końcu jej wielkość, a zarazem jej temperatura, przekraczałaby jakiś punkt krytyczny i nastąpiłby wybuch. (Może w ten sposób powstałby kolejny wszechświat?) (s. 154)

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor