17 stycznia 2024

Udostępnij znajomym:

Kolejna wojna? Znów na Bliskim Wschodzie? Tak można by pomyśleć na wieść o niedawnych atakach rakietowych sił zachodnich na obiekty Hutich w Jemenie. Po pierwsze, nie jest to wbrew opinii telewizyjnej „nowa” wojna, po drugie zaś – sytuacja nie zapowiada wcale, by miała przerodzić się w nowy Irak czy Afganistan. Problem jest jednak oczywiście realny.

Piractwo wydaje się tak stare, jak łódź i narzędzia do zabijania drugiego człowieka. Filistyńscy piraci z miasta Dor mieli należeć do „Ludów Morza”, które wprowadziły popłoch we wschodniej części Morza Śródziemnego na przełomie XIII i XII wieku przed Chrystusem. Ponad tysiąc lat później imperium rzymskim wstrząsnęli korsarze z Cylicji (kraina w Azji Mniejszej), a specjalne uprawnienia do błyskawicznej kampanii przeciw nim otrzymał Pompejusz Wielki. Średniowiecze zna oczywiście wyprawy wojowników-żeglarzy-kupców ze Skandynawii, znanych jako wikingowie. We wczesnym średniowieczu panowali oni na Bałtyku i Morzu Północnym, siali postrach w Anglii i Francji, rzekami dopływali aż do Morza Czarnego i Konstantynopola. Piractwem zajmowały się też dalej ludy śródziemnomorskie – dość przypomnieć Barbarossę („Czerwonobrodego”), tureckiego admirała, który z portów w Algierii gnębił Hiszpanów w pierwszej połowie XVI wieku. Wkrótce zaś zaczęła się złota era piractwa po drugiej stronie Atlantyku. Na Karaibach, na marginesie kolonialnych gier Hiszpanów, Brytyjczyków, Francuzów i Holendrów, rozwijały się grupy rozbójników pod przewodem prawdziwych admirałów, będących faktycznymi panami wysp, zatok i przesmyków. Ich działalność utrudniała handel i politykę państwom kolonialnym, jednocześnie też tworzyła legendę, którą do dzisiaj eksploruje popkultura.

Z podobnymi piratami mamy do czynienia także obecnie. Morze Czerwone i Zatoka Adeńska, a więc północno-zachodnie wybrzeża Afryki i południowe Półwyspu Arabskiego, to część strategicznego szlaku handlowego, wiodącego z Atlantyku i Morza Śródziemnego do Azji. Kluczowym elementem jest Kanał Sueski – wybudowany przez Anglików i Francuzów i otwarty w 1869 r., przecinający egipskie piaski i radykalnie skracający żeglugę między wschodem a zachodem.

Od pewnego czasu na obszarze tym występuje problem pirackich ataków ze strony Somalijczyków. Ostatnio dołączyli do nich Huti – szyiccy separatyści z zachodniej części Jemenu, będący jedną ze stron toczącej się w tym kraju wojny domowej. Epitet „szyiccy” jest tu kluczowy, bo przypomina o religijnych, a tym samym politycznych kontaktach Jemeńczyków z Iranem. Huti, wyposażani przez Korpus Strażników Rewolucji z Teheranu, jesienią zaangażowali się w konflikt izraelsko-palestyński, stając po stronie Hamasu. Ich rakiety i drony sięgały Izraela, nie wyrządzając dużych strat, wprowadzając jednak chaos na Morzu Czerwonym. To właśnie w obronie swobody żeglugi i handlu w tym rejonie do akcji wkroczyła międzynarodowa koalicja, kierując w rejon okręty bojowe. 12 i 13 stycznia na infrastrukturę i wyrzutnie Hutich spadły amerykańsko-brytyjskie rakiety. Jak można domniemywać, atak ten znacząco zdezorganizował piracką działalność Jemeńczyków, zaostrzył jednak spór polityczny.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że ten niezbyt intensywny, choć wcale nie nieistotny konflikt, rozgrywa się w bardzo specyficznym regionie. Tak zwany Róg Afryki – jego zachodni skraj z półwyspem somalijskim, to obszar pogranicza kulturowego. Przez znaczną część historii znajdował się on pod wpływem arabskim, co skutkowało m.in. przyjęciem przez znaczną część mieszkających tam ludów islamu. Obok żyją jednak starożytni, wschodniochrześcijańscy Etiopczycy. Tamtejsi Afrykańczycy – ten mianownik można uznać za najbardziej wspólny – mierzą się z trudnym klimatem, a co za tym idzie głodem i biedą.

Dodatkowo większość z tych obszarów było w ostatnich dziesięcioleciach terenem działań wojennych. Etiopia od obalenia cesarstwa przez komunizujących wojskowych w 1974 r. przez kolejne dwie dekady mierzyła się z rewolucją, powstaniami uciskanych mniejszości i wojną z Somalią. Ta druga po przegranej wojnie o Ogaden zaczęła pogrążać się w kryzysie, który doprowadził do krachu władz państwowych, buntów w prowincjach i ogólnego chaosu. Somalia to dziś państwo upadłe, na terytorium którego zaczęły powstawać nowe państwa separatystyczne i które nie może podnieść się z kłopotów. Mniejsza Erytrea i Dżibuti również przeszły przez wojny domowe. Niewiele lepiej było po drugiej stronie morza. Jemen po dekolonizacji podzielony był na dwa państwa – na północy utrzymał się pofeudalny reżim, na południu utworzono zaś republikę ludowo-demokratyczną, bliską swego czasu Sowietom. W latach dziewięćdziesiątych, po latach problemów i konfliktów, obydwa państwa połączyły się, wkrótce jednak wybuchła kolejna wojna domowa, trwająca do dziś, w której Huti są jedną ze stron. Warto dodać, że na całym tym obszarze (podobnie jak gdzie indziej w Afryce i na Bliskim Wschodzie) aktywni są też dżihadyści z Państwa Islamskiego.

Każdy, kto oglądał oparty na faktach, dziejący się w Mogadiszu w 1993 r. film Ridleya Scotta pt. „Helikopter w ogniu” wie, jak ciężka i skomplikowana sytuacja panuje w tym regionie. Bieda, gniew i polityka silniejszych sąsiadów tworzy wybuchową mieszankę. Zapowiada się jednak, że Zachód nie chce próbować zaprowadzić tam pokoju siłą – wejście wojsk lądowych prawdopodobnie nie przyniosłoby żadnego pożytku. Pozostają działania doraźne i dalsze tlenie się wojny, do czasu nowego głośnego wydarzenia, które zwróci uwagę świata.

Tomasz Leszkowicz  

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor