Polska we wrześniu 1939 roku faktycznie przegrała wojnę z Niemcami w ciągu pierwszego tygodnia walk. Jednak w sensie psychologicznym dopiero siedemnastego września, gdy od wschodu w granice II RP wkroczyła Armia Czerwona, klęska stała się oczywista.
Można powiedzieć, że do tej wojny Polska przygotowywała się przez dziewiętnaście lat. Po zwycięstwie odniesionym w 1920 roku wszyscy Polacy uświadamiali sobie, że Rosja bolszewicka jest ciągle głównym zagrożeniem naszego kraju – w końcu komunistyczne państwo istniało po to, by rozciągnąć swoje wpływy na całą Europę, a potem świat. Wiedziało też, że to właśnie na Zachodzie, w uprzemysłowionych Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii, leży klucz do sukcesu światowej rewolucji.
„Wielką wojnę”, która miała wybuchnąć w momencie, gdy państwo Lenina, a potem Stalina będzie gotowe do ataku, poprzedzała jednak „mała wojna”, która rozgrywała się na Kresach Wschodnich. Bolszewiccy agenci wykorzystywali tam sytuację narodowościową, w której znalazła się Polska – tereny te zamieszkiwali niemal w większości (może z wyłączeniem miast) Ukraińcy i Białorusini, którzy nie mieli swoich państw, a jednocześnie byli kuszeni złudzeniem, że takie „własne” republiki narodowościowe znajdują się w ZSRR. Oczywiście, było to propagandowe kłamstwo – bolszewicy na początku rzeczywiście dali się rozwijać narodom zamieszkującym dawne ziemie carskie, w latach 30. jednak przykręcili śrubę. W „wielkim głodzie” wywołanym kolektywizacją (upaństwowieniem) rolnictwa na Ukrainie zginęły miliony ludzi – szacuje się, że od 3 do 7 milionów (a licząc jeszcze dwie inne klęski: 10 milionów).
Granicę polsko-radziecką przekraczały ciągle oddziały dywersyjne oraz zwykłe bandy, które miały działać w Galicji, na Wołyniu i Polesiu, siejąc panikę, wspierając opór przeciwko państwu polskiemu i agitując Białorusinów i Ukraińców na rzecz komunizmu. Do walki z nimi powołano specjalnie Korpus Ochrony Pogranicza – elitarną formację, w której żołnierze za służbę na wschodniej granicy otrzymywali specjalny, dużo wyższy żołd. Jednocześnie w kraju toczyła się nie mniej istotna walka, której celem była nielegalna polska partia komunistyczna. Miała ona w sobie wiele cech radzieckiej agentury – łącznie z tym, że większość jej aktywistów regularnie jeździła do Moskwy i słuchała się znajdującej się tam Międzynarodówki Komunistycznej (Kominternu).
O tym, że do wojny z Sowietami dojdzie, byli przekonani polscy wojskowi, którzy większość planów wojennych przygotowywanych między 1920 a 1939 rokiem poświęcili różnym wariantom operacji obronnych prowadzonych w obliczu najazdu ze wschodu. Rzadko pamięta się o tym, że Polska dysponowała tak rozbudowanymi jednostkami kawaleryjskimi, ponieważ to właśnie ten rodzaj broni jest jednym z najbardziej przydatnych do działań wojennych na ziemiach wschodnich, ubogich w drogi, za to bogatych w bagna. Dlatego też utrzymywano sojusz z Rumunią, która podobnie jak Polska za głównego wroga uważała ZSRR.
Oczywiście, napięcia we wzajemnych stosunkach raz były większe, a raz mniejsze. Najlepsze relacje Polski i ZSRR miały miejsce na przełomie lat 20. i 30., gdy dyplomacją radziecką rządził Maksym Litwinow, który próbował zbudować wizerunek komunistycznego państwa jako obrońcy światowego pokoju i zrównoważonego partnera na arenie międzynarodowej. Najpierw zaproponował on podpisanie protokołu, w którym Polska, Rumunia, Łotwa, Estonia i Związek Radziecki zobowiązały się wyrzec stosowania siły do rozstrzygania sporów dyplomatycznych. Kilka lat później między Warszawą a Moskwą podpisano pakt o nieagresji. W kolejnych latach Stalin próbował ustawiać się w pozycji głównego przeciwnika faszyzmu i nawiązywać współpracę z innymi partiami antyfaszystowskimi (tak zwana taktyka frontów ludowych), jednocześnie zaś przeprowadzał wielkie czystki, również w armii, które osłabiały siłę jego państwa.
Mimo to, jeśli w Polsce zakładano, że wkrótce wybuchnie wojna, to spodziewano się, że atak nastąpi ze Wschodu. Tymczasem atak z 17 września 1939 roku był zaskoczeniem. Polacy przegrywali wojnę z Niemcami i cofali się na wschód, licząc jeszcze na możliwość wybuchu realnej wojny na Zachodzie. Dziś wiemy, że nawet bez ataku radzieckiego nie doszłoby do ataku Francji i Wielkiej Brytanii na Niemcy. Polska była więc skazana na klęskę, ale kampania mogła trwać dłużej i nie być tak tragiczna. Jednak w momencie, gdy na pomoc Hitlerowi przyszedł Stalin, cała koncepcja obrony posypała się jak domek z kart – upadła idea obrony na „przedmościu rumuńskim” (południowo-wschodni kraniec przedwojennej Rzeczpospolitej), rząd wycofał się do Rumunii, a ludność cywilna znalazła się w potrzasku. Ucieszyli się tylko komuniści, w większości siedzący w polskich więzieniach, którzy ruszyli na wschód, by znaleźć się w „ojczyźnie światowego proletariatu”.
Atak radziecki bez wypowiedzenia wojny z 17 września 1939 roku miał ogromne konsekwencje. Znaczna część Polski trafiła pod okupację komunistyczną, a większość terenów już nie wróciła do Polski (wyjątkiem było Podlasie i rejon Przemyśla). Kolejnym skutkiem były represje wobec Polaków, zsyłki, zniszczenia polskiej kultury, wreszcie zbrodnia wojenna, jaką było zamordowanie polskich jeńców w Katyniu, Charkowie, Twerze, Kijowie i Mińsku. Stalin zabrał i nie oddał ziem wschodnich, podporządkował sobie też umieszczony w Polsce rząd z wiernymi komunistami na czele. Skutki tego odczuwaliśmy jeszcze ponad pół wieku po 1939 roku.
Tomasz Leszkowicz