----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

31 lipca 2024

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Do decydującej walki z Niemcami Polacy szykowali się od klęski wrześniowej 1939 r. Wola odwetu i wyzwolenia Ojczyzny była ogromna. Plany były zaawansowane, rzeczywistość jednak weryfikowała pomysły sztabowców.

W historii Polski tradycje powstańcze zajmują szczególne miejsce. 123 lata zaborów wypełnione były walkami z siłami dławiącymi polską niepodległość, począwszy od powstania kościuszkowskiego w 1794 r., poprzez walki okresu napoleońskiego, powstanie listopadowe 1830-1831, Wiosnę Ludów 1848 r., powstanie styczniowe 1863-1864 aż po rewolucję 1905 r. Zrywy te, zakończone klęską, były dowodem na żywotność narodowej świadomości, ale także na rolę czynu, działania, aktywności w drodze do odzyskania wolności. Z idei tej czerpał również Józef Piłsudski i jego zwolennicy, którzy w swoim czynie z doby walk o niepodległość w latach 1914-1920 widzieli najwyższą wartość i uzasadnienie przewodzenia krajowi.

Gdy we wrześniu i październiku 1939 r. państwo polskie padło pod ciosami III Rzeszy i Związku Radzieckiego i zaczęła się okrutna okupacja, dla tworzącej się konspiracji jasne stawało się, że Polacy muszą w odpowiednim momencie wywalczyć sobie wolność czynem zbrojnym, który doprowadzi do pokonania okupantów. Tym czynem miało być powstanie powszechne, które rozpoczęte w odpowiednim momencie zapewniłoby Polakom wolność i dogodną pozycję do odbudowy państwowości. Stąd też główna siła konspiracyjna w kraju, będąca jednocześnie częścią Wojska Polskiego, a więc Związek Walki Zbrojnej-Armia Krajowa, przygotowywały się przede wszystkim do przyszłej walki powstańczej. Dywersja, sabotaż, walka podziemna, oddziały partyzanckie – to wszystko miało być tylko przyczynkiem do przyszłej walnej bitwy, która zadecydowałaby o dalszych losach Polski.

Głównym odpowiedzialnym za przygotowania powstańcze był krajowy komendant ZWZ-AK, gen. Stefan Rowecki „Grot”. Ten wybitny przedwojenny oficer, zasłużony legionista, teoretyk wojskowy, we wrześniu 1939 r. dowódca Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej, bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że od dobrego zaplanowania akcji zależy jej przyszły sukces. Stąd w dokumentach planistycznych, które opracowywano w konspiracji, bardzo wyraźnie podkreślano, że przyszłe powstanie może wybuchnąć tylko w momencie, gdy siła hitlerowskich Niemiec będzie złamana. Oznaczało to więc, że z rozpoczęciem walk czekać należało aż do samego końca wojny, gdy Wehrmacht zostanie pobity na wszystkich frontach, a system rządów stworzonych przez Hitlera będzie się walić. Liczono w ten sposób na to, że powtórzy się historia z listopada 1918 r. Wtedy bowiem rzeczywiście doszło do całkowitego załamania Cesarstwa Niemieckiego okupującego trzon ziem polskich, a Polska Organizacja Wojskowa i rodzące się państwo mogły skutecznie rozbrajać niemieckich żołnierzy, którzy marzyli jedynie o powrocie do domu.

Przy planowaniu powstania liczono też na istotny udział polskich jednostek stacjonujących u boku aliantów w zachodniej Europie. W Wielkiej Brytanii znajdowały się dywizjony lotnicze – świetnie przygotowani do działania piloci myśliwców oraz załogi bombowców. Była tam też Marynarka Wojenna, a także formowane jednostki wojsk lądowych. Symbolem nowoczesności wojennej były w tym czasie desanty lotnicze, które pomogły Niemcom osiągać sukcesy w 1940 r. w Norwegii i Belgii, a rok później (na dużo większą skalę) na Krecie. Sztab Naczelnego Wodza w Londynie zainteresował się tym rozwiązaniem, widząc właśnie w spadochroniarzach i „piechocie lotniczej” szansę na wsparcie wybuchu wojny w kraju. Najlepiej wyszkolone oddziały miały drogą powietrzną dostać się do kraju i wspomóc w istotny sposób oddziały powstańcze. Za nimi przylecieć miały dywizjony lotnicze, a w rejonie Gdańska i Gdyni desant morski wysadzić miała Marynarka Wojenna, wspierana oczywiście przez Brytyjczyków.

To przecież zgodnie z tą wizją w Wielkiej Brytanii w 1941 r. utworzono 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową pod dowództwem płk. Stanisława Sosabowskiego. Żołnierze – najlepsi z najlepszych znajdujący się w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie – mieli przejść wymagające szkolenie po to, by w razie wybuchu powstania trafić do Ojczyzny na spadochronach i razem z AK-owcami wziąć udział w decydującej bitwie. Problem w tym, że wizje i projekty to jedno, a rzeczywistość to drugie. Desant do Polski musiałby wykorzystywać setki, jeśli nie tysiące samolotów i szybowców, które przelecieć powinny nad większością Europy, w tym bronionymi zapewne Niemcami. Technicznie alianci nie mieli możliwości wykonania takiej operacji, przyznać trzeba też jednak, że nie byli tym zainteresowani: nie po to bowiem zainwestowali ogromne środki w wyszkolenie polskich spadochroniarzy, by zmarnować ich w ryzykownej operacji.

Plan powstania powszechnego mógł zadziałać w bardzo szczególnych warunkach – te jednak z kolejnymi miesiącami wojny komplikowały się. Sowieci raz byli wprost przeciwnikami, raz aliantami, a raz sojusznikami naszych sojuszników. Szansę na przerzut wojsk z zachodu był coraz mniejszy, w niewypowiedziany sposób ich jednak oczekiwano. Sama armia podziemna była zaś słabo uzbrojona i wyszkolona powierzchownie. Gdy plan powstańczy przełożono pod koniec lipca 1944 r. na wybuch w samej Warszawie, okazało się, że młodzi AK-owcy mieli szturmować z kilkoma pistoletami silnie umocnione punkty niemieckiej obrony. Dziś wiemy, jaką tragedią się to skończyło…

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor