24 października 2023

Udostępnij znajomym:

Na Bliskim Wschodzie znów niespokojnie. Święta ziemia trzech wielkich religii monoteistycznych – judaizmu, islamu i chrześcijaństwa – spływa krwią. Patrząc z perspektywy historycznej, obydwie strony izraelsko-palestyńskiego konfliktu mają racje po swojej stronie.

Atak Hamasu na pogranicze Izraela ze Strefą Gazy, zakończony śmiercią kilkuset osób (w większości cywilów) i wizerunkową kompromitacją izraelskich służb, otworzył nowy krwawy rozdział w dziejach konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Islamiści swoim terrorystycznym działaniem przekreślili wszystkie próby jakiegokolwiek ułożenia wzajemnych stosunków i uspokojenia sytuacji – bo przecież nie rozwiązania bardzo skomplikowanego i wielowymiarowego problemu, jaki od kilkudziesięciu lat ma miejsce na Bliskim Wschodzie. Nagłe uderzenie było prowokacją, która miała doprowadzić do rozniecenia konfliktu na nowo. Ten cel został osiągnięty, gdyż Izrael postanowił wymierzyć w odpowiedzi jeszcze potężniejszy cios. Prowadzone od tragicznego weekendu 7-8 października działania odwetowe oznaczały kolejne fale ostrzałów i bombardowań Strefy Gazy, wymierzonych tak samo w Hamas, jak i ludność cywilną.

Choć takie stwierdzenie może budzić kontrowersje, warto przypomnieć: Hamas, będący radykalną organizacją islamistyczną stosującą metody terrorystyczne, równocześnie zagospodarowuje narodowe emocje Palestyńczyków. Obecnie teren Autonomii Palestyńskiej, utworzonej na mocy porozumienia z Oslo z 1993 r. z terytoriów Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu, ma w sobie niewiele cech autonomicznych. Terytoria palestyńskie są poprzecinane korytarzami dla armii izraelskiej, ruch pomiędzy nimi jest ściśle kontrolowany, a same enklawy stały się faktycznie więzieniami. Do tego dochodzi brutalna praktyka sił izraelskich, traktujących większość Palestyńczyków jak potencjalnych terrorystów. Ma na to wpływ m.in. izraelska polityka wewnętrzna, zradykalizowana w kierunku nacjonalistyczno-religijnym, co jest pokłosiem zabójstwa premiera Icchaka Rabina (współautora porozumienia z Oslo) przez ortodoksyjnego fanatyka w 1995 r. W takim klimacie nietrudno o chęć odwetu na Izraelu.

Z drugiej strony działania Tel Awiwu też można uznać za uzasadnione. Wbrew ogólnej idei porozumienia z Oslo, znaczna część Palestyńczyków nie przestała być wroga wobec państwa żydowskiego. Co więcej, sama Autonomia nie jest stabilna, gdyż oprócz problemów biedy i przeludnienia równie istotny jest ostry konflikt między nacjonalistycznym Fatahem a islamistycznym Hamasem o władzę. Gaza jest w większości kontrolowana przez drugie ze stronnictw, wspierane dodatkowo przez „islamsko międzynarodówkę”, w tym m.in. Iran. Ta niestabilność sprzyja atakom na Izrael, który zgodnie z prawdą tłumaczy swoje działania koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa swoim obywatelom.

I tu znów można odwrócić punkt widzenia. Obecna sytuacja i faktyczna okupacja ogromnej części Autonomii Palestyńskiej jest skutkiem zwycięstwa Izraela w wojnie sześciodniowej z państwami arabskimi z 1967 r. W jej wyniku doszło do przejęcia kontroli nad Strefą Gazy i Zachodnim Brzegiem Jordanu (odpowiednio – od Egiptu i Jordanii), które to terytoria przez kolejne dekady traktowane były jak zdobycz wojenna – Żydzi z broniących swojej niepodległości sami stali się okupantami. Najważniejszym problemem było zakładanie tam osiedli żydowskich, co znów prowadziło do spychania Palestyńczyków do enklaw. Ich istnienie komplikuje jakiekolwiek próby zawarcia pokoju, gdyż obrona osiedli (często nielegalnych) jest politycznym paliwem dla izraelskich partii nacjonalistycznych i religijnych.

Ale z drugiej strony, wojna sześciodniowa nie była inwazją złych Żydów na biednych Arabów – a prewencyjnym uderzeniem w obliczu zagrożenia. Pamiętać należy, że od powstania Izraela w 1948 r. jego sąsiedzi – Egipt, Syria i Jordania, przy wsparciu innych państw muzułmańskich – oficjalnie deklarowali chęć zniszczenia państwa żydowskiego. Skutkiem tego były cztery wojny (1948-1949, 1956, 1967, 1973), w których Izrael obronił swoją niepodległość i zapewnił sobie bezpieczeństwo.

Dlaczego jednak wybuchały wojny? Zarówno państwa arabskie, jak i Palestyńczycy, stawiały w ten sposób opór przeciwko osadnictwu żydowskiemu na Bliskim Wschodzie i próbie budowania przez syjonistów narodowej siedziby na terenie starożytnego Izraela. Choć Palestyna była biedna i słabo zaludniona, nie jest prawdą, że była to „ziemia bez narodu”, która mogłaby stać się ojczyzną dla „narodu bez ziemi”. Osadnictwo i powstanie Izraela doprowadziło do wyparcia ludności palestyńskiej z wielu miast i wiosek, tworząc falę uchodźców pamiętających o utraconych domach. Ale osadnictwo i powstanie Izraela było skutkiem Zagłady Żydów w czasie II wojny światowej i próbą rozwiązania problemu „niechcianego narodu” poprzez odtworzenie jego historycznego państwa. W 1948 r. część Palestyny oddawano zaś państwu arabskiemu, które miałoby koegzystować z Izraelem, jednak Arabowie nie chcieli się na to zgodzić…

I tak dalej, i tak dalej. Jak widać, konflikt izraelsko-palestyński to jeden wielki węzeł gordyjski, z rozbudowanymi historycznymi zaszłościami i racjami obydwu stron, plątany jeszcze dodatkowo przez światową politykę. Trudno go rozwikłać, nie ma też dobrego pomysłu na jego przecięcie. Bez woli większości trudno będzie zaprowadzić na Bliskim Wschodzie pokój – choć nawet i to może nie wystarczyć. Nowa wojna i nowe ofiary na pewno nie pomogą tej sprawie.

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor