Zabieramy stąd tylko zdjęcia, a pozostawiamy za sobą tylko ślady naszych stóp. Takie hasła przyświecają tysiącom miejskich eksploratorów wędrujących po zakamarkach opuszczonych obiektów stworzonych przez człowieka.
Może to być zwykły dom, domeczek na skraju wsi. Może być pałac milionera lub willa komornika. Może być podziemie znanego w Warszawie klubu, albo opuszczony szpital, najlepiej - psychiatryczny! Brr. W Polsce rarytasem są ciągle obiekty opuszczone przez wojska sowieckie. Od zrujnowanych gmachów bazy Borne-Sulimowo, po opuszczone lotnisko, wyrzutnie, bunkry, magazyny. Pełno tego ciągle w zachodniej części kraju.
Jeszcze inny dreszczyk emocji towarzyszy tym "bunkrowcom", gdy włażą na teren opuszczonej elektrowni w Czarnobylu, Fukushimie, czy do porzuconego gigantycznego teleskopu w dawnej republice sowieckiej. Elektrownie, więzienia, pałace, zamki, kościoły, wszystko, co kiedyś ludziom było potrzebne, a później zostało przez ludzi porzucone - to wszystko jest ciekawe i warte sfilmowania. Kilka lat temu pisała o tych pasjonatach "Chicago Tribune". A to dlatego, że jeden z nich zginął, spadł z dużej wysokości w opuszczonym w centrum miasta hotelu. Czy rzeczywiście ci miejscy eksploratorzy wałęsają się po zakazanych miejscach z miłości do architektury? Czy nie napędza ich zapamiętana w dzieciństwie ciekawość, pogoń za skarbami, tajemnicami?
W filmach zamieszczanych na You Tube pokazują z takim samym przejęciem opuszczone pałace jak i biedne chatynki. Bywa, że na strychu lub w szufladzie znajdą masę pieniędzy, nieważnych juz banknotów, które ktoś po coś zbierał, może latami, i które go w końcu przeżyły. Gdzieś jeszcze na strychu wisi pranie, w piwnicy stoją kompoty i inne przetwory, koło kominka - równo poukładane polana, których już ktoś nie spalił. Porozrzucane dokumenty, zdjęcia, pamiątki Pierwszej Komunii, obrazki świętych, dane osobowe, zaświadczenia, wezwania do sądu. Powywalane na podłogę ubrania i poduszki, rozdarte materace i tapety - znak, że buszowali tam 'poszukiwacze skarbów'. W wielu opuszczonych domach, willach i pałacykach - piękne meble, firanki, dużo starych naczyń, sztućców, książek, żyrandoli. Charakterystyczna willa byłego dostojnika partyjnego, z pięknymi kanapami i cała biblioteczka literatury partyjnej i równie charakterystyczna chatynka chyba samotnej osoby, pełna odpustowych dewocjonaliów i pokwitowań wpłat na "Radio Maryja". Umarli, odeszli, pozostały po nich rzeczy tak bardzo osobiste, porzucone, zapomniane.
Niektórzy internauci nie mogą się pogodzić z takim marnotrawstwem i budynków i wyposażenia. Piszą pod filmami na You Tube - dlaczego nikt się tym nie zajmie, tylu ludzi nie ma mieszkań, tyle dzieci - książek. Jedna z grup pokazuje film zrobiony w opuszczonym pałacu. Najwyraźniej kiedyś ktoś ten obiekt kupił, może za jedną złotówkę, próbował tam urządzić szkołę, a teraz okrągłą salę /pewnie kiedyś balową / zalewa woda cieknąca przez dziurawy dach, obok zabytkowych mebli niszczeje tandetne wyposażenie nabyte w handlu detalicznym. Utrzymanie takiego kolosa kosztuje.
Oprócz niezabierania niczego, urbeksi mają też zasadę, że nie podają, gdzie filmowany obiekt się znajduje. Nie chcą widocznie powodować najazdu osób, które chętnie by zakonserwowane w czasie przedmioty przywróciły do życia. Nie podają też informacji o właścicielach, o ich historiach. A przecież mogą się tam kryć niezgłębione tajemnice. Dlaczego dom został porzucony jakby w pół-słowa, w pół-kroku, nagle. Dlaczego odchodząc nie zabrali ze sobą choćby tych dokumentów, zdjęć, pamiątek? No bo historie porzuconych sowieckich obiektów wojskowych są raczej oczywiste. Hmm, z wyjątkami. Jest cała seria filmów zrobionych w podziemiach budynku, który kiedyś należał do sowieckiej ambasady w Warszawie /w tym przypadku nawet adres jest podany/. W zakamarkach ciasnych podziemnych technicznych tuneli, eksploratorzy z Urbex History znaleźli dziecięce zabawki, lalkę, choinkę... Ktoś tam kiedyś przetrzymywał dzieci? Strażnik pilnujący działającego tam teraz klubu pozwalał się dzieciom bawić w tych ciasnych tunelach? W filmach nie ma odpowiedzi.
W innych obiektach autorzy relacji oczywiście notują, filmują, nagrywają dowody szwendania się duchów, ale to chyba tylko po to, żeby lajków było więcej!
Urban Exploration, czyli Urbex, to hobby znane już w całym cywilizowanym świecie. Obrosło w swoje zasady, prawa, ma mnóstwo kibiców. Robią filmy, piszą książki. Kupują stosowny sprzęt - kamery, noktowizory, różne lampy, odpowiednie stroje, rękawice, nawet maski i to niekoniecznie z powodu pandemii - wchodzą czasem do obiektów od dziesiątków lat zamkniętych, wypełnionych grzybem i pleśnią. Potrzebny im jest też sprzęt wspinaczkowy, mierniki promieniowania i mnóstwo innych "drobiazgów", które kiedyś byż może porzucą...
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.