„By móc śnić , gotowa jestem spać przez całe życie” (S. Ocampo)
Samanta Schweblin w Ptakach i Silvina Ocampo w Furii prowadzą nas przez swe historie toczące się na granicy jawy i snu, kreśląc rzeczywistość wyraźnie wykraczającą poza realność znaną nam z codzienności. Surrealistyczne wydarzenia i maniera narracyjna każą nam inaczej postrzegać światy, w które wprowadzają nas obydwie autorki.
Ta specyficzna „nadrealność”, która tak bardzo wykracza poza to, co „normalne”, wynika w oczywisty sposób z niezwykłej wrażliwości w procesie postrzegania świata w jego wielowarstwowej złożoności. Atmosfera niczym z obrazów Chirico czy Salvadora Dali nie jest przypadkowa. Silvina Ocampo studiowała malarstwo w Paryżu pod kierunkiem Giorgio de Chirico.
Bardzo oczywiste sytuacje i bardzo zwykłe postaci są wrzucone w kontekst marzenia sennego, traumy z dzieciństwa, fascynacji jakimś szczegółem czy zwykłym przedmiotem – co zmienia ich znaczenie i funkcje. Przestają być same sobą, jako takie, stają się źródłem nowego kontekstu, a raczej ten kontekst budują od nowa. Kontekstualność opowiadań, zarówno Schweblin jak i Ocampo, jest absolutnie elementarnym aspektem w procesie konstruowania znaczeń generowanych w tekstach obu autorek. Wynika on z osadzenia literackiego w tradycji realizmu magicznego, mitologii, surrealizmu czy fascynacji psychoanalizą. Ocampo „należała do wpływowego literackiego kręgu, związanego z takimi postaciami jak Jorge Luis Borges i Adolfo Bioy Casares, który był jej mężem. Z kolei Schweblin „miała dwanaście lat, kiedy przestała mówić. Dyrektor szkoły powiedział jej matce, że jeśli po wakacjach nie przyniesie zaświadczenia od psychologa potwierdzającego zdrowie córki, trzeba będzie ją przenieść do szkoły specjalnej. Ale lekarze nie wykryli żadnej choroby. Dziewczyna mogła mówić, po prostu nie chciała. Psycholożka napisała: Samanta jest w stu procentach zdrowa. Świat nie bardzo ją interesuje”. (za: Natalia Szostak, w: Pierwsza od Ferrante pisarka, której nazwisko staje się globalną marką. A świat się jej boi.)
Milczenie jako wyraz separowania się od świata? Czy to nie jest sytuacja identyczna z tą, jaka ma miejsce w „Domu duchów”, Isabelli Allende?
Przypomnijmy elementarną definicję tego, czym jest kontekst, a jest to po prostu:
„zespół odniesień umożliwiających zrozumienie jakiejś całości literackiej: pojedynczego dzieła, twórczości pisarza, grupy literackiej, prądu, stanowiący zasadniczy element interpretacji” (za: Słownik terminów literackich).
Jeśli przyjrzymy się tylko tytułowym opowiadaniom obydwu zbiorów, to uderza nas to swoiste, pozornie trudno definiowalne balansowanie na granicy odmiennych realności, tak bardzo charakterystyczne dla literatury iberoamerykańskiej i tego, co określane jest wytrychem, zawierającym się w oksymoronie: realizm magiczny.
W Ptakach, Schweblin stawia nas w absurdalnym zadziwieniu, prowokując historią z jednej strony obrzydliwą, z drugiej zupełnie akceptowalną, jeśli by ją przyjąć za marzenie senne. Śnią się nam przecież rzeczy przedziwne i niewyobrażalne na jawie.
Niesamowita atmosfera nie tyle absurdu i zdecydowanie nie groteski, ale czegoś, co mieści się w stylistyce onirycznego surrealizmu, bliższemu raczej szalonym obrazom Salvadora Dali, aniżeli chłodnym przestrzeniom płócien Giorgio de Chirico, obezwładnia nas czymś niemożliwym do zracjonalizowania. Opowiadania Schweblin są bowiem poza tą kategorią. Są kompletnie nieracjonalne. Pokazują bowiem nie tylko ciemną stronę naszej świadomości, często zepchniętej głęboko w cieniste i bagniste rejony naszego ID, ale nade wszystko przenicowują nasze, tak zwane, poczucie rzeczywistości na drugą stronę. I co się tam po drugiej stronie lustra dzieje? Dzieją się niesamowitości! Dziewczynka miła, ładna i urocza, odżywia się tylko żywymi wróblami. Dziwne? Prawdopodobnie, ale co mają zrobić rodzice, jeśli tych ptaków jej nie dostarczą? Dziecko ma umrzeć z głodu? Pomyśl rodzicu! To problem tytułowego opowiadania, które w niesamowitości upatruje istoty nierozwiązywalnej sytuacji. Relacja córka i prawdopodobnie rozwiedzeni, albo żyjący w separacji rodzice, prowokuje pytanie o przyczynę nienormalnej diety dziecka, które przecież nie zawsze żywiło się żywymi ptakami.
Przeszłość, teraźniejszość czy przyszłość ulegają w tekstach Schweblin kompletnemu zdezintegrowaniu, a może raczej zintegrowaniu. W gruncie rzeczy nie wiemy, w jakiej płaszczyźnie czasowej się poruszamy, śledząc poczynania bohaterów jej opowiadań. Pozostajemy poza czasem i poza konkretną przestrzenią. Jesteśmy gdzieś i kiedyś, ale nie wiadomo, gdzie i kiedy. Mistrzostwo! Wiadomo natomiast /co/ się dzieje, przynajmniej pozornie. Ponieważ to /co/, też nie zawsze pozostaje dla nas oczywiste, co dosyć drastycznie jawi się jako oczywista nie-oczywistość.
W Furii Silviny Ocampo mamy podobnie skonstruowany świat przedstawiony. Pozornie zupełnie banalna historia: spotyka się dwoje ludzi i zauroczeni sobą, starają się nawiązać bardziej zażyłą znajomość, która urasta do psychoanalitycznego sensu, w którym niemożliwe okazuje się bardzo możliwe.
Atmosfera niezwykłości, która graniczy z okrucieństwem budowana jest jakby przy okazji, w bardzo delikatny sposób, dawkowany jakby „przy okazji”:
„Spotkaliśmy się w dzielnicy Palermo. Jej oczy błyszczały, teraz sobie przypominam, jak ślepia hieny. Przypominała mi jedną z Furii. Była krucha i nerwowa, jak to zwykle bywa z kobietami, które ci się nie podobają, Octavio”. (s. 109/110)
Niewiarygodnie toksyczna i destruktywna historia przyjaźni obu nastolatek, kluczowa dla zbudowana złożoności ich sylwetek, opiera się często na nieprawdopodobieństwach, no bo w jaki sposób sztuczne lilie mogą pachnieć?
„Na święto Matki Boskiej zakonnice ze szkoły przebrały mnie za anioła, miałam błękitną szatę; bardziej tunikę niż sukienkę […] - na głowę włożyły mi wianek ze sztucznych lilii. Lilie bardzo mocno pachną, to chyba była tuberoza. Tak tuberoza. Całą noc wymiotowałam. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia”. (s. 111)
Absurdalna w swej intensywnej, degeneracyjnej złożoności relacja obu dziewczynek jawi się w relacji głównej bohaterki, Winifred, jako coś pięknego i pozbawionego toksyn, a to przecież bezinteresowna zazdrość i toksyczność sprawia, że Lavinia spłonęła, zresztą również w stroju anioła, tyle że różowym. Relacja obu przyjaciółek i relacja mężczyzny z kobietą o oczach Furii, splata się w niebywałym wręcz zapętleniu grozy, okrucieństwa, śmierci i destrukcji – a wszystko to dzieje się na paru stronach tego szaleńczo intensywnego tekstu.
Na książkę Silviny Ocampo składają się 34 opowiadania, z których 6 mogliśmy już czytać w zbiorze„Opowieści niesamowite z Hispanoameryki”. Jakie są te teksty? Na pewno trudne do opisania. Objętościowo bardzo często nie przekraczają 4-6 stron. Są zatem skondensowane i skupiają się na wyrywku rzeczywistości (albo snu, fantazji czy mieszanki realności z niesamowitością). Wiele z nich cechuje się surrealistycznymi i fantastycznymi motywami, często eksplorującymi mroczne aspekty ludzkiej natury. Figura śmierci, szaleństwa czy dziecięcej traumy powraca tu jak refren, za każdy razem grany jednak nieco inaczej.
[…] Różnorodność opowiadań Silviny Ocampo wynika z portretowania bohaterów należących do odmiennych grup społecznych, umiejscawiania akcji tak w Buenos Aires, jak i na prowincji, wreszcie zmieniania perspektyw. Pisarka lubiła prowadzić historie do zaskakującego finału. Ot na przykład w „Fotografie”, gdzie po szczęśliwym wyjściu ze szpitala młoda Adriana umiera na przyjęciu urodzinowym. Albo w „Pieszczochu”, gdzie smutek po odejściu ukochanego psa może ukoić tylko jego zabalsamowanie i wykorzystanie tego tworu do dalszych celów. W zebranych tu opowiadaniach znajdziemy zająca uciekającego przed psami, mysz o imieniu Marlon Brando czy czternastoletniego wróżbitę patrzącego w okna. Jest dziwnie, onirycznie, zaskakująco”. (za: blog, melancholia codzienności)
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Samanta Schweblin, „Ptaki”, przekład z hiszpańskiego Tomasz Pindel, Wydawnictwo Pauza, 2023, s. 216.
Furia i inne opowiadania, Silvina Ocampo, przekład z hiszpańskiego Tomasz Pindel, Wyd. Literackie, 2024, s. 256.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com