Muszę się przyznać i wyznać prawdę – zamordowałam palmę!
Taką zwykłą, domową, rosnącą w doniczce. Miała długie gałązki, z których wyrastały walskie listki, coś jak pióra ptaka. Taki pióropusz.
Kiedyś w Polsce posiadanie takiej palmy to był dowód statusu, poziomu, nie wiem – sukcesu życiowego, a może tylko ulegania modzie?
To były czasy jeszcze sprzed regałów Kowalskiego. Kto nie wie, niech zapyta starszych. Wtedy w każdym porządnym mieszkaniu były porządne meble na wysoki połysk, okrągły stół z kryształem / Młynarski?... Poniedzielski?.../, stół oczywiście nakryty szydełkową wykrochmaloną serwetą. A pośrodku okna balkonowego, w dużym pokoju stała właśnie ta palma.
Spoczywała na specjalnym stojaku, w doniczce z kolorowych plastikowych nitek, na oplecionych tym plastikiem nóżkach. Taki koszmarek czasów jeśli nie późnego Gomułki, to wczesnego Gierka. Jak ja jej nienawidziłam!
A ona była oczkiem w głowie moich rodziców. Ciągle słyszałam te rozmówki przy kawie, oczywiście z fusami, jak tę palmę pielęgnować, podlewać, kąpać. A to podsypać jej kruszonych skorupek jajek, a to właśnie tych kawowych fusów. Parę razy w roku musiałam ją zanosić do wanny i wykąpać. No koszmar, po prostu. Za każdym razem, kiedy koło niej przechodziłam, żeby na przykład otworzyć okno, myślałam sobie: a może zwiędnie, a może uschnie, a może wreszcie przestanie mnie kłuć w oczy, ręce – tymi swoimi ptasiopiórkowymi liśćmi. Czasem “się” przewracała, gdy szaleliśmy za bardzo w dużym pokoju. No właśnie... wtedy miało się dwa pokoje z kuchnią. Dziś to jest apartament z jedną sypialnią, a duży pokój zastąpił salon.
Tak więc – życzyłam jej źle i w końcu – zwiędła! Tak. Nic nie pomogło. Ani rady sąsiadki, ani ciotki Ireny, usychała na naszych oczach, marniała, w końcu – poszła do śmietnika. Nie bardzo się cieszyłam, było mi jakoś głupio, bo chyba cała rodzina ja lubiła no i nie wiedziałam, czy to moje pod jej adresem 'pobożne' życzenia, wszystkiego najgorszego, mogły mieć wpływ na jej los...
I oto po tylu latach, dowiaduję się, że chyba na pewno tak. Chyba na pewno, wiem – to celowo.
W zakamarkach Internetu, gdzieś w szpargałach You Tube University dopatrzyłam się informacji o eksperymentach amerykańskiego szpiega wojskowego, specjalisty od przesłuchań z udziałem wykrywacza kłamstw. To Gover Cleveland Backster Jr, który w 1966 roku przez zupełny przypadek odkrył coś bardzo dziwnego. Któregoś ranka, po ciężko przepracowanej nocy, przy porannej kawie zadał sobie pytanie – a co by było, gdybym do wariografu podłączył tę oto, w doniczce, dracenę? Wykrywacz kłamstw, jak wiemy, rejestruje zmiany tętna, oddechu, wilgotności skóry pacjenta poddanego badaniu. Nie chcesz człowieku powiedzieć prawdy – reakcja twojego organizmu cię zdradzi. Ale dracena nie ma wszak tętna, więc Backster pomyślał: może podpalę jeden z jej liści i zobaczymy, czy będzie jakaś reakcja. Oniemiał! Reakcja była jeszcze zanim znalazł zapalniczkę. Dracena najwyraźniej słyszała jego myśli i jeszcze zanim ją podpalił, reagowała wychwytywanym przez wariograf – strachem!
Co było dalej? Wiadomo. Nic. Nikomu nie udało się uzyskać podobnych rezultatów, nie było Nobla ani międzynarodowego uznania. Ale jakoś te wieści o kontaktach z roślinami rozchodziły się po różnych “Przyjaciółkach” i “Kobietach i życiu”, więc i ja słyszałam je powtarzane podczas tych rozmów, w dużym pokoju, przy kawie. Zawsze wtedy wspominałam tę palmę. Z czasem coraz więcej osób mówiło, że trzeba gadać do swoich roślinek w doniczkach, to ładniej rosną. Ktoś pisał o ośrodku badawczym w Peru. Tam badano wpływ celowo przekazywanej dobrej energii na wartości odżywcze hodowanych warzyw. Potem były badania o drzewach, które dzielą się między sobą odżywczymi substancjami. A teraz znalazłam informację, że IKEA w 2018 roku przeprowadziła w Zjednoczonych Emiratach Arabskich badania nazwane 'bully a plant”. Tak jak Backster użyto draceny. Były dwie. “Przez 30 dni każda z roślin 'słuchała' różnych nagrań. Jedna z nich odbierała wyłącznie komplementy, a druga negatywne, obraźliwe słowa. Draceny miały dostęp do takiej samej ilości wody, światła oraz nawozu. Po 30 dniach komplementowana roślina zakwitła, a obrażana – zwiędła.” Jak moja palma!
Więc jednak! To moja wina. Prawdziwi naukowcy dalej w to wszystko nie wierzą, ale jakże przyjemnie pomyśleć – ludzie, jeszcze jest tyle do odkrycia!
XXX
Cytat z artykułu Karoliny Modzelewskiej z Wirtualnej Polski z 16 maja b.r. Art zatytułowany : “Clever Backster – agent CIA, który rozmawiał z roślinami”
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.