20 lipca 2023

Udostępnij znajomym:

Mija 80. rocznica największego natężenia mordów ludności polskiej na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów. Dziś trudno mówić o tych wydarzeniach, gdy walcząca z Rosją Ukraina jest faktycznym sojusznikiem Polski. Ofiary zasługują jednak na pamięć i prawdę, choć jednocześnie przeszłość nie musi kłaść się cieniem na teraźniejszości i przyszłości.

To mogła być typowa lipcowa niedziela. Walki na froncie toczyły się daleko na wschodzie, gdzieś pod Kurskiem. Jak się jednak okazało, piekło śmierci miało dotrzeć też do wiejskich gmin Wołynia. 11 lipca 1943 roku oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii ruszyły do ataku na bezbronne w większości wioski zamieszkiwane przez Polaków. Atakowano kościoły, w których religijna ludność gromadziła się w związku z dniem świętym, palono zabudowania. Przede wszystkim jednak mordowano: mężczyzn, kobiety, starców czy dzieci. Śmierć nie była zadawana tak, jak w hitlerowskim obozie śmierci – przy pomocy trującego gazu, w pozornie nowoczesnej sterylności. Była niesiona jak w zamierzchłej przeszłości: przy pomocy noży, siekier, narzędzi rolniczych. Można by pomyśleć, że była to ludowa rewolta – chłopski bunt przeciwko uciskowi narodowemu i klasowemu. W praktyce była to jednak centralnie kierowana akcja, mająca brutalnymi metodami osiągnąć cel polityczny.

Cofnijmy się jednak w przeszłość. W XIX wieku, podobnie jak w wielu innych przypadkach europejskich, zaczął rodzić się ukraiński ruch narodowy. Naukowcy, ludzie kultury, inteligenci, działacze społeczni i politycy zaczęli coraz głośniej mówić o tym, że istnieje naród ukraiński i że powinien on mieć swoje państwo. W naturalny sposób wrogiem tej idei były sąsiednie narody: Rosjanie i Polacy. Pierwsi, gdyż uważali, że istnieje tylko jedna niepodzielna Ruś, którą oni reprezentują. Drudzy, gdyż tereny, na których m.in. Ukraina miałaby powstać, uznawali za część swojej Ojczyzny. Ukraińców początkowo wspierali Austriacy, którzy widzieli w nich przeciwwagę dla najsilniejszych w Galicji Polaków. Po 1918 roku, w sytuacji walki wszystkich ze wszystkimi, narody starły się ze sobą. Na zachodzie Polacy wygrali wojnę o Lwów i Galicję, na wschodzie rosyjscy bolszewicy zdobyli Kijów. Niepodległa Ukraina nie powstała, istnieli jednak ukraińscy nacjonaliści.

Integralny nacjonalizm ukraiński, reprezentowany przez partię polityczną pod nazwą Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), której czołowym liderem był Stepan Bandera, ukształtował się organizacyjnie w latach 20-tych XX wieku. Ideologicznie wzorowany był na innych nacjonalizmach (w tym polskim), które triumfowały wówczas w Europie. W okresie rozkwitu w dwudziestoleciu międzywojennym widoczny był też wpływ faszyzmu jako ideologii czynu i siły. Tylko bowiem aktywne działanie mogło przynieść sukces – w tym wypadku Wielką Ukrainę od Donu do Sanu i Bogu. OUN przeniósł politykę na pole terroru. Ukraińscy zamachowcy w II RP m.in. w 1934 roku zabili ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Ich celem było zapobieżenie porozumieniu polsko-ukraińskiemu, które promował m.in. wojewoda wołyński Henryk Józewski. Polskie władze miały też zresztą sporo na sumieniu – zgodnie z ideami narodowymi starały się polonizować ludność południowo-wschodnich Kresów, z całą siłą pacyfikowano też wioski ukraińskie. Zaklęty krąg przemocy nakręcał tylko konflikt narodowy.

II wojna światowa jeszcze mocniej wstrząsnęła narodowym ładem w tej części Europy. Upadek państwa polskiego pod ciosami Niemiec i ZSRR dał nadzieję nacjonalistom ukraińskim. Część z nich nawiązała współpracę z III Rzeszą, organizując antypolską dywersję w 1939 roku, a także pomoc formacji ukraińskich w mordach na Żydach i Polakach w Galicji po inwazji niemieckiej na ZSRR w czerwcu 1941 roku. Wojna miała jednak też inną naukę: Zagłada Żydów czy masowe wywózki stalinowskie pokazywały, że przemocą można radykalnie zmieniać stosunki ludnościowe i likwidować „problem” jakim była wroga grupa.

Celem frakcji banderowskiej w OUN i stworzonej przez nią siły zbrojnej – Ukraińskiej Powstańczej Armii – było oczyszczenie z ludności polskiej terenów przyszłej niepodległej Ukrainy. Decyzję, na bazie ideologii i polityki partii Bandery (więzionego wówczas przez Niemców) podjęli lokalni przywódcy nacjonalistyczni. Celem było zmuszenie Polaków do ucieczki z m.in. Wołynia, a środkiem do tego – przemoc, która miała budzić strach. Samo OUN-UPA nie byłyby jednak w stanie tego dokonać. Ważne było zmobilizowanie ludności miejscowej. Stąd antypolska agitacja, prowokowanie konfliktów czy wreszcie zmuszanie do udziału w atakach. Planowana czystka etniczna miała sprawiać wrażenie chłopskiej rewolty.

Mordy ruszyły zimą 1943 roku, latem osiągając punkt kulminacyjny – szacuje się, że w lipcu nacjonaliści zaatakowali ponad pół tysiąca wsi polskich. Szacuje się, że zginęło ok. 50-60 tys. Polaków, tysiące zmuszono też do opuszczenia domów i ucieczki. Wkrótce konflikt przeniósł się na Galicję Wschodnią, a Polacy odpowiedzieli kontratakami. Aż do dzisiaj w ziemi tkwią szczątki pomordowanych, a ich upamiętnienie nie jest możliwe – dla Ukraińców UPA, walcząca też z ZSRR, jest częścią pozytywnej narodowej tradycji. Obydwie pamięci ścierają się, kładąc cień na współczesnych relacjach. Dziś, w obliczu wojny, trudno oczekiwać od Ukraińców posypywania głowy popiołem. Wierzyć trzeba, że uda się to po jej zakończeniu. I pamiętać, że relacje ze wschodnim sąsiadem to jednocześnie także, ale też nie tylko Wołyń.

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor