Nepal, notatki z podróży
13 listopada 2022
Jest słoneczna niedziela, 13 listopada. Po północy niebo ponad górami znowu się rozpogodziło, jak zresztą codziennie, więc o 3 w nocy wyskoczyłem z ciepłego śpiwora na kamienną posadzkę i chwyciłem za aparat. Po kilku minutach Nikon D850 odmówił posłuszeństwa, po prostu nawalił! Na szczęście udało się zrobić kilka fenomenalnych fotografii, do obróbki w domu i do pokazania na fejsie po powrocie. Jest zbyt ciemno na zdjęcia telefonem, ale około 5:44, kiedy pierwsze jarzenie brzasku rozjaśniło góry, można już było focić Annapurnę Południową bez problemu. A z przeciwnej strony fantastyczne wzejście słońca spoza rozdwojonego sztyletu Jej Majestatu Machhapuchhre! Trwam w niemym zachwycie, gdy kucharz schroniska wzywa mnie na gorącą kawę. Dla takich chwil warto żyć!
Annapurna o świcie
Nadal mróz, śniadanko, i szybkie podejście na krawędź moreny czołowej, gdzie w słoneczku suszę mokre ciuchy i grzeję zziębnięte ciało promieniami Surji. Tutaj, przy wielkich głazach czekam na moją grupę, jedenaście śnieżnych panter. W tej chwili powinni być jakieś pół godziny z tyłu. Do bazy Sanktuarium Annapurny jest niecała godzina chodu, ale nie mam serca dojść tam przed nimi.
Po chwili stania w słońcu robi się ciepło, pewnie z plus 20 stopni Celsjusza! Rozbieram się do rosołu budząc zdumienie przechodzących turystów azjatyckich; dla nich to pewnie objaw choroby wysokościowej, a ja się po prostu wygrzewam w gorących promieniach słońca.
Temperatura się podnosi, śnieg na ścieżce niknie w oczach, topi się i paruje. Schodzi znajomy Hindus Modi, zdobył szlak na swoje urodziny, każdemu rozdaje cukierki i prosi o fotkę ze mną.
Himalaje jak na dłoni
Jest 11 zero zero, gdy nadchodzą znajome postacie, niewidziane od 5 dni. Najpierw Alex, potem Krzysiek i Mietek. Ania i Piotr, co idą na końcu, SAMI NIOSĄ CAŁY SWÓJ BAGAŻ na własnych plecach, bez pomocy tragarza, BRAWO WY!
Teraz już spokojnym krokiem podążamy do samego serca Sanktuarium, mniej więcej godzinę średnio trudnego marszu do upragnionego, ostatecznego naszego celu.
Annapurna Base Camp, w tle święta góra Maczapuczre
CAŁA GRUPA, DWUNASTKA, dotarła dzisiaj do Bazy ANAPURNA SANCTUARY BASE CAMP. BRAWA! Po sześciu dniach mozolnego wspinania od Birethanti, mając w nogach średnio 11 kilometrów dziennie, pokonując tysiące schodów i prawie cztery kilometry w pionie, stanęliśmy w końcu zapozować do grupowego zdjęcia u stóp Annapurny Pierwszej, pierwszego ośmiotysięcznika, na którym człowiek postawił stopę. Aura nam sprzyja, zdrowie też. GRATULACJE GRUPA! Za rok idziemy pod Everest. Dacie radę!
Szczyt Maczapuczre o zmierzchu
Huk odległej lawiny na stokach Annapurny przywraca mnie do rzeczywistości. Grupa zostaje tutaj na nocleg, a ja, wiedząc, że jutro czeka nas 17 kilometrów do pokonania, decyduję się na dwugodzinne zejście do schroniska Machhapuchhre Base Camp, mojego wczorajszego noclegu. Będzie łatwiej. Po drodze objawia się cudowna gra świateł na zachodniej ścianie Świętej Góry. A potem zapada niewiarygodnie gwieździsta noc z Plejadami jak na dłoni! Nie mogło być lepszego widoku na dobranoc. Dobranoc.
Pamiątkowe zdjęcie u stóp Annapurny Pierwszej, 8091 m. n.p.m.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka
Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży Exotica Travel, które organizuje wycieczki po USA i całym świecie, z Nepalem włącznie (najbliższe wyjazdy 27 oraz 29 października 2023).
Bliższe informacje: tel. 773-237-7788, www.andrzejkulka.com/nepal_himalaje.html