11 września 2023

Udostępnij znajomym:

Już po wakacjach. Pora na spotkania przy grillu, opowieści o letnich przygodach, oglądanie zdjęć, anegdoty i refleksje.

- Boję się latać - oświadcza ktoś, kto zwykle lata daleko, kilka razy w roku.

- Jak to?

- Ano tak to, że spotkało mnie coś niewiarygodnego. Pamiętacie wielkie zewnętrzne kosze na śmieci obłożone z wierzchu kolorowymi zapalniczkami? One mają taki jakby kołnierz i ludzie na lotniskach wypalali przy nich ostatniego przed lotem papierosa, odkładali tam zapalniczki, szli do terminali. No, pamiętacie? W tamtych czasach ja się zagapiłem, dołożyłem tam swoją żółtą zapalniczkę, ale czerwoną zostawiłem w kieszeni kurtki. Kurtka poszła do rynienki, razem z butami, została prześwietlona. I co? Nic! Wróciła do mnie z zapalniczką w kieszeni!

- Może na zapalniczki nie było zapisu….

- Może, ale posłuchajcie. Teraz odprawiałem się przy tej upiornej maszynce, nawet nie wiem, jak się nazywa. Kiosk? Parę metrów dalej kilku pracowników nudziło się przy stoiskach linii lotniczych, ale ty biedny podróżniku, użeraj się sam z maszyną, która ma cię rozpoznać i wydać taki długi papierek, który zawiesisz przy bagażu.

- I kartę pokładową…

- No właśnie. Widocznie miałem kiepską minę, bo podszedł do mnie Anioł, śliczna dziewczyna z linii lotniczej i mi pomogła. Skleiła ten papierek na bagażu, bo zawsze mam z tym problem i wydrukowała mi tę kartę. Potem już tylko do lady, do tych znudzonych, oddać walizę, pokazać prawo jazdy, pokazać tę kartę pokładową i do gate. Ale jeszcze - znowu pomoc - znudzony pracownik mówi mi, że jestem taki dobry klient, to mogę iść do odprawy dla uprzywilejowanych, tam krótsza kolejka. No to idę, dochodzę do budki z mundurowym w środku. Oddaję prawo jazdy, oddaję kartę pokładową, uśmiecham się… ale coś nie tak. Mundurowy mówi coś w stylu: to jest inne nazwisko, to musisz wrócić do tej zwykłej kolejki. No to idę do zwykłej. Najpierw pokazuję znowu prawo jazdy i tę kartę podkładową, mundurowa w budce puszcza mnie dalej. Chowam już prawo jazdy, do rynienki z moimi rzeczami wrzucam tylko kartę pokładową. Przechodzę, prześwietlenie itd. Koniec. Jestem odprawiony! Kolejna kontrola już przy wchodzeniu do rękawa. Tu się podaje już tylko znowu kartę pokładową. Podaję, karta przechodzi przez czytnik. Wszystko gra. W samolocie okazuje się jednak, że moje miejsce jest zajęte. Coś takiego! Przychodzi stewardesa, bierze moją karę, sprawdza, prosi o prawo jazdy… No i okazuje się, że kartę mam na inne nazwisko.

- Nie sprawdziłeś sam?

- Jakoś nie, walcząc z torba, komputerem, butelką na wodę, z zakupionym jedzeniem, bo w samolocie nie dadzą, bez możliwości przytrzymania, odłożenia gdzieś na chwilkę, z dzwoniącym ciągle telefonem… no jakoś nie sprawdziłem. Na szczęście nie wywalili mnie z samolotu, dali nowa kartę, z innym numerem miejsca, ale - powiem wam szczerze - strach mnie obleciał. Tyle kontroli, ci mundurowi w tych budkach, z groźnymi minami i takie coś?

- Może oni wiedzą, że takie rzeczy się dzieją i że to nic ważnego?

- To po co biorą od nas i prawo jazdy i kartę pokładową, po co ta cała kontrola? Kilka razy patrzyli na te moje papiery i nikt nie widział? No tak, jeden widział i tylko zauważył, że są różne nazwiska, to mnie odesłał do “kolegi”. Tylko wam jeszcze powiem, że to był samolot do Bostonu…

Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor