Co dziś na obiad?
Schabowy z kapustą.
A jutro? Chyba kopytka i bitki wołowe.
Na kolację? Parówki na gorąco.
Jest nas na świecie około 8 miliardów. Podobno żyje nam się coraz lepiej, zdrowiej, bogaciej, więc chcemy korzystać z różnych życiowych przyjemności. Należy do nich dobre jedzonko, a zwłaszcza tzw. dieta amerykańska. Można się kłócić o zalety tej diety, ale jedno jest pewne - chcemy jeść coraz więcej mięsa.
Już teraz świat zjada ponad 325 milionów ton mięsa rocznie. Statystyczny Polak zjada tego mięsa 80 kg rocznie, czyli niemal 7 kilogramów miesięcznie! Oznacza to konieczność zabicia pond 840 milionów zwierząt.
W samej tylko Polsce.
Jeśli wziąć pod uwagę, że dieta bogata w białko i tłuszcze zwierzęce nie jest dla ludzi najlepsza, można zwątpić w racjonalność naszego postępowania.
A jeśli do tego policzyć, ile nas hodowla tego mięsa kosztuje?
Kosztuje nas ogromne ilości wody, kosztuje nas coraz większe obszary oddawane pod uprawę roślin na paszę, kosztuje nas wreszcie uwalnianie do atmosfery potężnej dawki gazów cieplarnianych!
Ostatnio świat jakby mniej się kłóci o zmiany klimatyczne. Naszą uwagę pochłania wojna w Ukrainie i różne kryzysy gospodarcze, ale jednak - klimat się ociepla! I to że w mediach mniej sławnej Grety nie oznacza, że problemu nie ma. Grety mniej, bo podobno zmieniła taktykę i chce byśmy się zajmowali tym, co ważne, a nie zrobieniem sobie selfie ze sławną nastolatką. A hodowla zwierząt na mięso, proces przerabiania ich na kotlety daje nam aż 15 procent wszystkich gazów cieplarnianych. Więc nie tylko samochody, czy inne maszyny, także nasze krówki i świnki.
Znakomity obraz tego, co może się stać, gdy tych gazów w jednym miejscu nagromadzi się za dużo można znaleźć w sławnej książce Winstona Grooma “Gump i Spółka”.
W różnych rejonach Polski, innych państw, także USA ludzie bardzo cierpią z powodu sąsiedztwa farm hodujących między innymi świnki - smród nie do wytrzymania. Czy jednak w takich okolicach jadą się mniej schabowych? Wątpię!
Winston Churchill chyba w przypływie jasnowidzenia powiedział kiedyś, że absurdem jest hodowanie całego zwierzęcia, jeśli chcemy zjeść tylko skrzydełko . Uważał, że trzeba się postarać i hodować tylko piersi z kurczaka, albo skrzydełka, tylko boczek, a nie całą kurę czy świnkę.
I na naszych oczach to się właśnie dzieje.
Z Singapuru, z Izraela, z USA napływają wiadomości o degustacji mięsa wyprodukowanego w laboratorium. Na zdjęciach wygląda raczej jak rozwodnione mielone, ale ci którzy próbowali mówią - pycha. I dodają: jak prawdziwe.
Nazywane też czystym mięsem, powstaje z komórek macierzystych pobranych z tkanek prawdziwych żywych stworzeń /pod znieczuleniem/, podlanych następnie życiodajnym sosem różnych substancji. Niektórzy twierdzą, że próbki muszą pochodzić z serc płodów na przykład krów, czyli cielaczków, jeszcze w brzuchach matki, ale może to tylko propagandowa makabra.
Z jednej próbki można będzie wyhodować bardzo dużo kotletów. Gdyby cały świat zaczął jeść tak wytworzone mięso zużywałby o 45 procent mniej energii, o 99 procent mniej powierzchni ziemi /pola uprawne/, o 66 procent mniej wody i nawet do 96-ciu procent mniej gazów cieplarnianych trafiłoby do atmosfery. Wszystkie dane “mniej” odnoszą się do obecnego zużycia tych zasobów podczas hodowli zwierząt i przerabiania ich na mięso dla ludzi.
Co ciekawe, propozycja mięsa z probówki nie bardzo podoba się wegetarianom i weganom. Uważają bowiem, że dostęp do takiego mięsa zmniejszy ich szeregi, bo ludzie będą się czuli zwolnieni z niejedzenia mięsa ze względu na dobro samych zwierząt jak i ze względu na zmiany klimatyczne. Nie ma cierpienia w oborze i kurniku, nie ma szkód środowiskowych - no to hulaj dusza!
Ostatnio, najmłodsi z nas, coraz częściej rezygnują z żywności odzwierzęcej. Ze względów humanitarnych właśnie. W USA w 33 procentach gospodarstw domowych jest już przynajmniej jedna osoba, która albo wcale nie je mięsa, albo nie je też innych odzwierzęcych produktów, lub też ogranicza ich ilość w swojej diecie. W Polsce mamy milion wegetarian, niemal połowa naszych Rodaków deklaruje, że ogranicza spożycie mięsa, choć ciągle są i tacy, którzy za dietę bezmięsną uważają tę, w której jada się kurczaki i indyki!
Czy świadomość szkód jakie niesie światu zajadanie się ludzi mięsem będzie owocować - tak jak do tej pory - wzrostem szeregów wegetarian, czy też chętnych do zajadania się kotletami z laboratorium? Czas pokaże. Teraz to “czyste” mięso jest drogie, jeszcze słabo dostępne. Coraz więcej firm widzi jednak możliwości biznesowe, nie braknie więc chętnych by w ten nowy przemysł inwestować.
A my? Zjedlibyśmy? Pewno nie wszyscy.
Po Memorial Day zaczął się sezon grillowania. Więc do dzieła. Będzie co wspominać!
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.