09 grudnia 2022

Udostępnij znajomym:

Mało które wydarzenie w życiu wspólnoty obywatelskiej oddziałują na nią tak jak morderstwo polityczne. Gdy zamordowana zostaje głowa państwa, kraj pogrąża się w głębokim kryzysie – nawet, gdy wszystko na pozór funkcjonuje dalej. Coś takiego wydarzyło się w Polsce w grudniu 1922 roku, gdy od kul zamachowca zginął Gabriel Narutowicz.

Polska nie miała w swej historii dużych tradycji królobójstwa. Nieudany zamach zorganizowano w początkach XVII wieku na króla Zygmunta III Wazę, i choć władca ten był nielubiany i skonfliktowany z innymi aktorami życia politycznego, czyn ten wzbudził oburzenie poddanych. Król, według średniowiecznej tradycji, był na swój sposób święty, będąc widoczną reprezentacją państwa. Michał Piekarski, szlachcic, który próbował zabić Zygmunta, wkrótce w okrutny sposób zginął na torturach. Ostatni król Polski, Stanisław August Poniatowski, został porwany przez konfederatów barskich, na co zgodę wydał m.in. ich przywódca, Kazimierz Pułaski. Choć akcja była raczej nieudana, znów wywołała oburzenie opinii publicznej i pogrążyła konfederatów.

W epoce zaborów Polacy podejmowali m.in. próby zabicia carów rosyjskich, a jedna z nich – zorganizowana zresztą przez rosyjskich rewolucjonistów – doprowadziła w 1881 roku do śmierci Aleksandra II Romanowa. To byli jednak władcy państwa zaborczego, choć formalnie rządzący, to nie do końca prawomocni. Odzyskanie Niepodległości miało przynieść wielką odmianę – Polska miała rządzić się już sama, władza pochodzić z demokratycznego wyboru, a majestat Rzeczpospolitej być dumnie reprezentowany. Jak wiemy, pierwszą głową państwa był Tymczasowy Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, który jako Naczelny Wódz Wojska Polskiego łączył kierowanie armią i reprezentowanie państwa – chociaż przepisy Małej Konstytucji ograniczały jego władzę. Jego kadencja to czas budowania zrębów państwa, ale także ciągłych konfliktów, gdyż Naczelnika zwalczała prawica narodowa z Romanem Dmowskim na czele, będąca największą siłą polityczną w tym czasie.

To zresztą właśnie endecy tworzyli konstytucję marcową z 1921 roku, która wprowadzała w Polsce system parlamentarno-gabinetowy na wzór francuski, ze słabą, reprezentacyjną prezydenturą. Prawica spodziewała się, że głową państwa pozostanie Piłsudski, dlatego też ograniczyła jego prerogatywy. Ostatecznie Marszałek nie zdecydował się na kandydowanie, pod koniec 1922 roku, po ustabilizowaniu się państwa i wyborach do Sejmu, parlament rozpoczął więc procedurę wyboru pierwszego Prezydenta RP. Nie był on wybierany w głosowaniu powszechnym, sprawa leżała więc w rękach stronnictw politycznych i ich dogadania się. Wystawiono pięciu kandydatów, z których najpoważniejszym wydawał się popierany przez prawicę Maurycy Zamoyski. Swoich kandydatów wystawili socjaliści (Ignacy Daszyński), ludowcy (Stanisław Wojciechowski), lewicowi ludowcy (Gabriel Narutowicz) oraz mniejszości narodowej (Jan Baudouin de Courtenay). W wyniku kolejnych tur głosowania odpadali kolejni kandydaci, tak że w rywalizacji pozostali tylko Narutowicz i Zamoyski. Ten ostatni cieszył się poparciem co najmniej 40% głosujących, brakowało mu więc niewiele do wymaganego przekroczenia połowy głosów. Wydawało się, że mogliby zagłosować za nim centrowi ludowcy, którzy często współpracowali z prawicą, również w koalicjach rządowych. Był jednak pewien problem - Zamoyski był jednym z największych posiadaczy ziemskich w kraju, przez co politycy chłopscy, żądający m.in. reformy rolnej, nie mogli na niego głosować.

W taki sposób głosy centrum, lewicy i mniejszości narodowych zdobył 9 grudnia bezpartyjny Gabriel Narutowicz. Z wykształcenia był inżynierem, specjalizującym się w budownictwie wodnym. Wiele lat spędził na Zachodzie, po odzyskaniu niepodległości wrócił jednak do Polski, pełniąc funkcję ministra robót publicznych i spraw zagranicznych. Sympatyzował z Józefem Piłsudskim, nie był jednak silnie zaangażowany w politykę partyjną. Wygrał, gdyż stał się alternatywą dla silnej prawicy. I to ją niestety zabolało – endecy uważali, że jako najsilniejsi mają największe prawo do rządzenia.

Bardzo szybko przeciw Narutowiczowi rozpętano nagonkę propagandową, w której głównym tonem był jeden argument: to mniejszości narodowe, a więc obcy, wybrali Polakom prezydenta. Jak widać, endecy nie zdobyli się na refleksje, że Ukraińcy, Żydzi, Niemcy czy Białorusini, tak samo uprawnieni do działania politycznego, nie chcą głosować na partię, która… chce ich polonizować. Wokół Narutowicza rozpętano piekło. Wściekła prawica, pod wpływem m.in. przejęcia władzy przez „marsz czarnych koszul” Mussoliniego we Włoszech, zaostrzała konflikt. Zaprzysiężenie prezydenta 11 grudnia wywołało zamieszki. Negatywną rolę w podburzaniu nastrojów odegrał operetkowy generał Józef Haller.

Gdy 16 grudnia Narutowicz odwiedził galerię sztuki Zachęta, w jego kierunku padły strzały. Oddał je malarz Eligiusz Niewiadomski, fanatyczny zwolennik endecji, który jak sam mówił chciał najpierw zabić… Piłsudskiego. Fakt ten wywołał szok opinii publicznej. Zamachowiec został skazany na karę śmierci, a nowym prezydentem został Stanisław Wojciechowski. Zadra w narodzie jednak pozostała – zaczęła się polaryzacja, radykalizacja i konflikt, który rozwijał się przez kolejne lata, aż do wybuchu II wojny światowej. To po grudniu 1922 roku Piłsudski zaczął zwalczać demokrację, co doprowadziło do zamachu majowego i wprowadzenia dyktatury Marszałka. Wszystko to jest dziś plamą na wizerunku II Rzeczpospolitej.

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor